Kolejna kolejka polskiej Ekstraklasy przyniosła nam dużo emocji - tym razem jednak przede wszystkim z powodu pomyłek sędziowskich, które w dużej mierze zadecydowały o układzie tabeli. Nieoczekiwanie na fali wznoszącej wciąż znajduje się łódzki Widzew, któremu - na szczęście dla łódzkiej drużyny - sędziowie nie przeszkadzają. Zespół, który miał walczyć o utrzymanie, wciąż jest liderem ekstraklasy.
Najgorętszy temat weekendu w polskiej piłce to oczywiście błędy sędziów - Adama Lyczmańskiego i Roberta Małka. W zasadzie trudno powiedzieć który popełnił bardziej rażące błędy - Lyczmański podarował trzy punkty w spotkaniu z Wisłą Kraków Pogoni Szczecin, a Małek ukradł Polonii Warszawa zwycięstwo w meczu z Jagiellonią Białystok. Poszkodowana może czuć się szczególnie Wisła, która nie zdobyła nawet punktu. Krakowski zespół nie grał co prawda najlepiej, ale nie zmienia to faktu, że został okrutnie oszukany przez sędziego. Lyczmański najpierw niesłusznie podyktował rzut karny dla Pogoni, a później uznał jej drugiego gola ze spalonego. Błędy to zresztą nie pierwszyzna dla tego sędziego - przypomnijmy, że Lyczmański już w zeszłym roku został zawieszony za błędy na ponad miesiąc (co ciekawe wtedy mylił się również w meczu Wisły).
W ślady kolegi po fachu poszedł Robert Małek, który szczęśliwie doprowadził Jagiellonię do remisu z Polonią. Małek miał aż trzy okazje do odgwizdania rzutu karnego dla warszawskiej drużyny - po zagraniach ręką w szesnastce Pejovicia i Pazdana oraz po faulu Skowrona. Ani razu nie wskazał jednak na "jedenastkę". Na szczęście zachowanie sędziów nie umknęło uwadze Kolegium Sędziów PZPN. Arbitrzy odpoczną od Ekstraklasy - zostali odsunięci od prowadzenia meczów do 19 października.
Oprócz sędziów wciąż błyszczy - w pozytywnym sensie - Widzew Łódź. Klub, który walczy z ciągłym brakiem pieniędzy i podczas przerwy letniej musiał zmontować drużynę w partyzanckich warunkach, nadal jest liderem Ekstraklasy. Widzew po czterech meczach ma już dwanaście oczek, a rok temu do utrzymania w lidze wystarczyłoby zdobyć ich... dwadzieścia pięć. Zgodnie z logiką polskiej ligi łodzianom wkrótce powinna się jednak przydarzyć wpadka - w Ekstraklasie efektowne serie kilkunastu meczów bez porażki po prostu się nie zdarzają.
Chwaląc Widzew trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że jest on samodzielnym liderem Ekstraklasy głównie dzięki niefrasobliwości warszawskiej Legii. Drużyna Jana Urbana błyszczała przez pierwsze trzy kolejki - wygrywała w przekonujący sposób, zdobyła dziewięć bramek, a straciła tylko jedną. Tymczasem w Zabrzu legioniści zagrali tak, jakby za wszelką cenę chcieli wygrać z Górnikiem tylko jednym golem. W efekcie Zabrzanie przez większość meczu przegrywali, ale w doliczonym czasie gry zdobyli drugą bramkę i doprowadzili do wyrównania.
Błędy Warszawian skrupulatnie wykorzystał Lech Poznań, który w ostatnim meczu kolejki pokonał na wyjeździe 1:0 GKS Bełchatów. Lechici powoli stają się mistrzami wyciskania ze swoich meczów wszystkiego co się da - choć nie byli wcale drużyną lepszą od gospodarzy, to przeprowadzili jedną składną akcję i zdobyli gola. Bełchatowianie z kolei wciąż grają nieźle, składnie konstruują akcje, nie wyglądają jak drużyna, która ma spaść z ligi, ale... mają zero punktów i utknęli na dnie tabeli na dobre.
W ślady kolegi po fachu poszedł Robert Małek, który szczęśliwie doprowadził Jagiellonię do remisu z Polonią. Małek miał aż trzy okazje do odgwizdania rzutu karnego dla warszawskiej drużyny - po zagraniach ręką w szesnastce Pejovicia i Pazdana oraz po faulu Skowrona. Ani razu nie wskazał jednak na "jedenastkę". Na szczęście zachowanie sędziów nie umknęło uwadze Kolegium Sędziów PZPN. Arbitrzy odpoczną od Ekstraklasy - zostali odsunięci od prowadzenia meczów do 19 października.
Oprócz sędziów wciąż błyszczy - w pozytywnym sensie - Widzew Łódź. Klub, który walczy z ciągłym brakiem pieniędzy i podczas przerwy letniej musiał zmontować drużynę w partyzanckich warunkach, nadal jest liderem Ekstraklasy. Widzew po czterech meczach ma już dwanaście oczek, a rok temu do utrzymania w lidze wystarczyłoby zdobyć ich... dwadzieścia pięć. Zgodnie z logiką polskiej ligi łodzianom wkrótce powinna się jednak przydarzyć wpadka - w Ekstraklasie efektowne serie kilkunastu meczów bez porażki po prostu się nie zdarzają.
Chwaląc Widzew trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że jest on samodzielnym liderem Ekstraklasy głównie dzięki niefrasobliwości warszawskiej Legii. Drużyna Jana Urbana błyszczała przez pierwsze trzy kolejki - wygrywała w przekonujący sposób, zdobyła dziewięć bramek, a straciła tylko jedną. Tymczasem w Zabrzu legioniści zagrali tak, jakby za wszelką cenę chcieli wygrać z Górnikiem tylko jednym golem. W efekcie Zabrzanie przez większość meczu przegrywali, ale w doliczonym czasie gry zdobyli drugą bramkę i doprowadzili do wyrównania.
Błędy Warszawian skrupulatnie wykorzystał Lech Poznań, który w ostatnim meczu kolejki pokonał na wyjeździe 1:0 GKS Bełchatów. Lechici powoli stają się mistrzami wyciskania ze swoich meczów wszystkiego co się da - choć nie byli wcale drużyną lepszą od gospodarzy, to przeprowadzili jedną składną akcję i zdobyli gola. Bełchatowianie z kolei wciąż grają nieźle, składnie konstruują akcje, nie wyglądają jak drużyna, która ma spaść z ligi, ale... mają zero punktów i utknęli na dnie tabeli na dobre.