Ostatnia msza święta Andrzeja Ananicza

Ostatnia msza święta Andrzeja Ananicza

Odszedł na zawsze Kolega i Przyjaciel, orientalista i naukowiec, dyplomata i pedagog. Uczciwy do bólu i bezgranicznie koleżeński. Tak w ogromnym skrócie można by napisać o Zmarłym. Jednakże teraz chciałbym opisać jego ostatnią Mszę Świętą, a nie streszczać bogaty życiorys Andrzeja.

Kościół Wizytek na Krakowskim Przedmieściu zna każdy Warszawianin, a większość wie, że poziom intelektualny i kultura osobista księży w tej świątyni stoją na bardzo wysokim poziomie. Ksiądz Rektor Aleksander Seniuk odprawił pierwszą cześć mszy, a Pani Anna Nehrebecka przeczytała fragment o śmierci z poezji Paula Claudel’a.

Pierwszy z Ostatnim Słowem wystąpił Dariusz Cichocki, jeden z najserdeczniejszych przyjaciół Zmarłego. Głos mówcy odbierałem całym ciałem, takiej silnej ekspresji i wibracji jakie przesyłał obecnym w kościele, nie przeżyłem nigdy w swoim życiu. Widziałem łzy w oczach, wzruszenie na twarzach osób wokół mnie i jestem pewien, że to samo można było zobaczyć i wyczuć u pozostałych uczestników.

Nagle stała się rzecz niespotykana, mistyczna, suficka i orientalna. Niewiadomo skąd nad urną z prochami Zmarłego pojawił się, duży, ciemnobarwny motyl! Paź Królowej?

Zatoczył kilka kółek nad urną, podleciał do dużej gromnicy, potem do innych, mniejszych. Nie był zdecydowany, któremu płomieniowi oddać swe życie. Czy oddać swe piękno Ogniowi, czy cieszyć się lotem i swobodą? Urok motyla, blask gromnicy i dochodzący od ołtarza drżący głos Darka mógł wyreżyserować tylko sam Bóg. W końcu Paź Królowej odleciał w głąb nawy i nie powrócił.

Symbolika motyla (ćmy) i świecy jest głeboko zakorzeniona w filozofii Orientu. Na całym terytorium dawnego Imperium Perskiego, ćma lecąca do świecy, by w jej płomyku skończyć życie, była symbolem bezgranicznej miłości. Miłości, którą musiała zwieńczyć śmierć. Ale motyl wcale nie zamierzał umrzeć w blasku świecy, zniknął w bocznej nawie, zostawiajac nas zdumionych i oczarowanych swym pojawieniem się.

Do tej pory zastanawiam się; czy to dziwny zbieg okoliczności, czy Andrzej dał nam znak, że jest z nami? Czy to był znak miłości Andrzeja dla Rodziny i wszystkich obecnych? Może ciemnobarwny motyl pomachał nam skrzydełkami na pożegnanie i dał do zrozumienia, że kiedyś, w przyszłości się spotkamy. Wierzę, że to była Dusza Andrzeja.

On kochał robić różne psikusy! Tylko iranista wpadłby na pomysł rodem z poezji perskiej. Chajjam, Hafiz, Rumi i wielu innych poetów miałoby cudowny materiał na wiersz, a ja mam wstrząsające przeżycie.Pozostali mówcy Pan Jan Malicki i Pan Iwo Byczewski wspominali swoje kontakty z Andrzejem, a ich przemowy były pełne smutku nad przedwczesną śmiercią Przyjaciela, człowieka spełnionego, bezinteresownego i wielkiego Patriotę, który dobro Polski przedkładał nade wszystko. Po pożegnaniu przez przyjaciół, Ksiądz Rektor Aleksander Seniuk dokończył obrządki i po raz ostatni poświęcił urnę. OSTATNIEJ MSZY ŚWIȨTEJ ANDRZEJA ANANICZA nie zapomnę do końca życia.

Ostatnie wpisy