Krytyka kapitalizmu ma swoją intrygującą dynamikę. Im więcej interwencjonizmu państwa i zawłaszczania naszej wolności, tym więcej głosów, że kapitalizm nie działa. Prezes NBP Marek Belka od niedawna lansowany na gwiazdę lewicowej ekonomii twierdzi, że kapitalizm się popsuł. Jest wyczynowy, za mało płaci ludziom i za mało dusi przedsiębiorców podatkami. Mówi to człowiek pracujący przez całe życie na państwowych posadach, a obecnie zarabiający ponad 60 tys. miesięcznie.
Człowiek, który za jedną kolację w Sowie zapłacił publicznymi pieniędzmi tyle, ile wynosi minimalna płaca. Dla potrzeb tej dyskusji pomińmy na chwilę bezczelność i tupet człowieka, który nie tylko sprzeniewierza nasze pieniądze, ale od pięciu lat ani razu nie wcelował swoją polityką fiskalną w cel inflacyjny. Coś, za co teoretycznie mu płacimy. Bo pożeranie królika w śmietanie i manipulowanie kursem złotego na potrzeby wyborcze nie mieszczą się w zakresie obowiązków prezesa banku centralnego.
Jak już to mamy za sobą, to z jednym przesłaniem lewicowych „autorytetów” powinniśmy się zgodzić – nie ma czegoś takiego jak czysty kapitalizm. Podobnie zresztą jak nigdy nie było czystego komunizmu. Rządu tak dzielącego dobra, że każdy w państwie zarabiałby po równo. Wielu próbowało, ale zbankrutowali, zanim doszli do ideału.
Na całe szczęście ekonomiści nauczyli się sprawdzać, czy danej gospodarce jest bliżej do kapitalizmu czy do komunizmu. Freedom House co roku opracowuje mapę „Wolności na świecie”. I tu zaskoczę prezesa Belkę, ale w krajach, którym bliżej jest do kapitalizmu, ludzie są bogatsi i cieszą się większymi swobodami obywatelskimi. Natomiast w miarę jak przybywa regulacji, podatków i ubywa swobód – ludzie ubożeją.
Konstatacja, że wolność prowadzi do dobrobytu, a państwowy interwencjonizm do ubóstwa, kłóci się z wykładnią większości lewicowych ideo-publicystów. Wszystkich przekonanych o ułomnej naturze człowieka, który bez pomocy urzędnika unicestwiłby własny gatunek. Nic więc dziwnego, że kiedy człowiek kojarzony z dużymi pieniędzmi, nawet jeżeli to nie są jego pieniądze, chce więcej państwa i więcej regulacji, to natychmiast trafia na lewicowe łamy. Żywy dowód, że wielkie pieniądze też chcą zniewolenia.
To tylko pozorny paradoks. Majętni ludzie potrafią kalkulować. Wiedzą, że czasem taniej jest ułożyć się z państwem, niż brnąć pod prąd w imię sprawiedliwości i zasad. Nie dziwmy się, że ludzie ryzykujący dużymi pieniędzmi z radością przyjmują regulacje, licząc, że sami staną się beneficjentami systemu, który złupi ich konkurencję. Kto wie, może im też pozwoli korzystać z pieniędzy zabranych podatnikom.
Nie mylmy jednak ich bogactwa z bogactwem narodu. Relacja jest dokładnie odwrotna. Im większe wyrastają fortuny z łaski urzędników, im więcej wszechmogących spółek Skarbu Państwa, tym większa niesprawiedliwość i nędza. Polsce daleko do Rosji czy Ukrainy, nie brakuje nam krezusów z fortunami wyrosłymi dzięki, a nie wbrew regulacjom.
I pod tym względem Belka ma rację. Nasz kapitalizm się popsuł. Ale nie dlatego że za mało dusimy podatkami przedsiębiorców, ale dlatego że według Banku Światowego mamy jeden z najgorszych systemów podatkowych w całym OECD. Nie dlatego że kapitaliści są źli, ale dlatego że według Global Benchmark Complexity Index mamy najbardziej skomplikowane przepisy dla biznesu w całej Europie. Podobnie rzecz ma się z naszym wymiarem sprawiedliwości czy nadmiernym uprzywilejowaniem banków w stosunku do ich klientów. Coś, do czego rękę przykłada również Belka.
Tak, to są te przekleństwa, które na wykresie „Wolności” ciągną nas w dół z dala od wolności i kapitalizmu. To jest przyczyna frustracji i rozgoryczenia społecznego, niskich pensji. Nasz wysiłek nie daje dziś oczekiwanych efektów, bo za mało, a nie za dużo jest w naszym życiu wolności i kapitalizmu.
Kiedy zaczynaliśmy naszą drogę ku wolności w 1989 r., kapitalizm miał jedno zadanie. Podnieść jakość życia. I po wielokroć dotrzymał słowa. Dokładnie o 200 proc. Teraz krytycy twierdzą, że kapitalizm może i dostarczył nam dóbr, ale zatruł nasze życie. Rozwarstwienie w Polsce należy do najniższych w OECD, ale lewicę to wciąż razi. No cóż, kapitalizm w przeciwieństwie do komunizmu dopuszcza, ba, wymusza nierówności. Różnimy się nie tylko gustami i podniebieniem, panie prezesie, ale też talentem, zdrowiem, pracowitością. Kapitalizm rodzi dysproporcje, to prawda, ale też pozwala podnosić poziom życia najuboższych. Czasem wolniej, niż byśmy chcieli, ale żaden inny system na to nie pozwala.
Gdybyśmy mieli rozwiązać jeden problem, z jakim zmaga się ludzkość, i mielibyśmy wybór między nędzą a nierównościami…? Państwu nie muszę odpowiadać na to pytanie, ale prezes Belka jako były sekretarz podstawowej komórki partii komunistycznej wciąż może mieć wątpliwości. Otóż większość z nas całym swoim życiem, pracą i winem, za które sami płacimy, wybiera kapitalizm. Z jego nierównościami, ale z wolnościami i jakością życia, której lewicowy etatyzm nigdy nam nie zapewni.
Jak już to mamy za sobą, to z jednym przesłaniem lewicowych „autorytetów” powinniśmy się zgodzić – nie ma czegoś takiego jak czysty kapitalizm. Podobnie zresztą jak nigdy nie było czystego komunizmu. Rządu tak dzielącego dobra, że każdy w państwie zarabiałby po równo. Wielu próbowało, ale zbankrutowali, zanim doszli do ideału.
Na całe szczęście ekonomiści nauczyli się sprawdzać, czy danej gospodarce jest bliżej do kapitalizmu czy do komunizmu. Freedom House co roku opracowuje mapę „Wolności na świecie”. I tu zaskoczę prezesa Belkę, ale w krajach, którym bliżej jest do kapitalizmu, ludzie są bogatsi i cieszą się większymi swobodami obywatelskimi. Natomiast w miarę jak przybywa regulacji, podatków i ubywa swobód – ludzie ubożeją.
Konstatacja, że wolność prowadzi do dobrobytu, a państwowy interwencjonizm do ubóstwa, kłóci się z wykładnią większości lewicowych ideo-publicystów. Wszystkich przekonanych o ułomnej naturze człowieka, który bez pomocy urzędnika unicestwiłby własny gatunek. Nic więc dziwnego, że kiedy człowiek kojarzony z dużymi pieniędzmi, nawet jeżeli to nie są jego pieniądze, chce więcej państwa i więcej regulacji, to natychmiast trafia na lewicowe łamy. Żywy dowód, że wielkie pieniądze też chcą zniewolenia.
To tylko pozorny paradoks. Majętni ludzie potrafią kalkulować. Wiedzą, że czasem taniej jest ułożyć się z państwem, niż brnąć pod prąd w imię sprawiedliwości i zasad. Nie dziwmy się, że ludzie ryzykujący dużymi pieniędzmi z radością przyjmują regulacje, licząc, że sami staną się beneficjentami systemu, który złupi ich konkurencję. Kto wie, może im też pozwoli korzystać z pieniędzy zabranych podatnikom.
Nie mylmy jednak ich bogactwa z bogactwem narodu. Relacja jest dokładnie odwrotna. Im większe wyrastają fortuny z łaski urzędników, im więcej wszechmogących spółek Skarbu Państwa, tym większa niesprawiedliwość i nędza. Polsce daleko do Rosji czy Ukrainy, nie brakuje nam krezusów z fortunami wyrosłymi dzięki, a nie wbrew regulacjom.
I pod tym względem Belka ma rację. Nasz kapitalizm się popsuł. Ale nie dlatego że za mało dusimy podatkami przedsiębiorców, ale dlatego że według Banku Światowego mamy jeden z najgorszych systemów podatkowych w całym OECD. Nie dlatego że kapitaliści są źli, ale dlatego że według Global Benchmark Complexity Index mamy najbardziej skomplikowane przepisy dla biznesu w całej Europie. Podobnie rzecz ma się z naszym wymiarem sprawiedliwości czy nadmiernym uprzywilejowaniem banków w stosunku do ich klientów. Coś, do czego rękę przykłada również Belka.
Tak, to są te przekleństwa, które na wykresie „Wolności” ciągną nas w dół z dala od wolności i kapitalizmu. To jest przyczyna frustracji i rozgoryczenia społecznego, niskich pensji. Nasz wysiłek nie daje dziś oczekiwanych efektów, bo za mało, a nie za dużo jest w naszym życiu wolności i kapitalizmu.
Kiedy zaczynaliśmy naszą drogę ku wolności w 1989 r., kapitalizm miał jedno zadanie. Podnieść jakość życia. I po wielokroć dotrzymał słowa. Dokładnie o 200 proc. Teraz krytycy twierdzą, że kapitalizm może i dostarczył nam dóbr, ale zatruł nasze życie. Rozwarstwienie w Polsce należy do najniższych w OECD, ale lewicę to wciąż razi. No cóż, kapitalizm w przeciwieństwie do komunizmu dopuszcza, ba, wymusza nierówności. Różnimy się nie tylko gustami i podniebieniem, panie prezesie, ale też talentem, zdrowiem, pracowitością. Kapitalizm rodzi dysproporcje, to prawda, ale też pozwala podnosić poziom życia najuboższych. Czasem wolniej, niż byśmy chcieli, ale żaden inny system na to nie pozwala.
Gdybyśmy mieli rozwiązać jeden problem, z jakim zmaga się ludzkość, i mielibyśmy wybór między nędzą a nierównościami…? Państwu nie muszę odpowiadać na to pytanie, ale prezes Belka jako były sekretarz podstawowej komórki partii komunistycznej wciąż może mieć wątpliwości. Otóż większość z nas całym swoim życiem, pracą i winem, za które sami płacimy, wybiera kapitalizm. Z jego nierównościami, ale z wolnościami i jakością życia, której lewicowy etatyzm nigdy nam nie zapewni.