Na początku lat dziewięćdziesiątych uwierzyłem Balcerowiczowi, że ”niewidzialna ręka rynku" da sobie radę ze wszystkim. Ale ta ręka niekiedy zmienia się w "chciwą łapę" sięgającą głęboko do naszych kieszeni.
Tegoroczne święta spędzamy w Eger - węgierskim mieście znanym z wód termalnych i doskonałego wina. Gdy w piątek przekraczaliśmy granicę Polski, przestał działać internet w komórce. I żaden e-mail ze świątecznymi życzeniami już nie dotarł. Po chwili iPad poinformował, że nie może załadować mapy, bo również utracił połączenie z internetem. Czy tereny Słowacji i Węgier są tak dziewicze, że nie mają tam jeszcze internetu? Jasne, że nie! To tylko oszczędne urządzenia zablokowały dostęp do internetu, chroniąc mnie przed najdroższymi świętami wielkanocnymi.
Czasy niebotycznych cen rozmów komórkowych za granicą w tak zwanym roamingu już minęły. Prawo Unii Europejskiej wymusiło na koncernach telekomunikacyjnych znaczną obniżkę cen takich rozmów.
Natomiast w transmisji danych, czyli korzystaniu z internetu w komórce, nadal "niewidzialne łapy" koncernów telekomunikacyjnych drenują nasze kieszenie. Jeśli komórkowemu internaucie przyjdzie do głowy obejrzeć za granicą film albo wysłać znajomym galerię zdjęć z zagranicznej wycieczki, niech liczy się z wydatkiem rzędu tysiąca złotych i więcej.
Czy internet w polskiej komórce za granicą jest usługą tak skomplikowaną i kosztowną? Nie! O horrendalnych cenach dostępu komórkowego do internetu decyduje zmowa operatorów telekomunikacyjnych. I tu nie działa żadna niewidzialna ręka rynku. Bo roaming to złota żyła, przynosząca operatorom gigantyczne zyski. Po co umożliwiać każdemu podróżującemu dostęp do internetu za grosze, skoro można skasować tylko niektórych na kilkaset lub kilka tysięcy złotych.
Ale już niedługo będziemy mogli bez obawy o koszty korzystać z komórkowego internetu za granicą. Kilkanaście dni temu Parlament Europejski przegłosował likwidację opłat roamingowych na terenie Unii Europejskiej. Od 15 grudnia 2015 roku opłaty za rozmowy telefoniczne i internet w komórce będą jednakowe, niezależnie od tego czy z komórki korzystamy w Polsce czy za granicą. A więc koniec roamingowego eldorado koncernów telekomunikacyjnych!
Ja natomiast swoją balcerowiczowską wiarę w wolny rynek muszę nieco zweryfikować. Bo niekiedy ta wolność oznacza jedynie bezczelne i swobodne naciąganie nas przez różne korporacje na niczym nieuzasadnione gigantyczne wydatki.
Postscriptum: Na szczęście w węgierskim hotelu działa wi-fi. Bo jak przeżyć święta bez internetu :)
Czasy niebotycznych cen rozmów komórkowych za granicą w tak zwanym roamingu już minęły. Prawo Unii Europejskiej wymusiło na koncernach telekomunikacyjnych znaczną obniżkę cen takich rozmów.
Natomiast w transmisji danych, czyli korzystaniu z internetu w komórce, nadal "niewidzialne łapy" koncernów telekomunikacyjnych drenują nasze kieszenie. Jeśli komórkowemu internaucie przyjdzie do głowy obejrzeć za granicą film albo wysłać znajomym galerię zdjęć z zagranicznej wycieczki, niech liczy się z wydatkiem rzędu tysiąca złotych i więcej.
Czy internet w polskiej komórce za granicą jest usługą tak skomplikowaną i kosztowną? Nie! O horrendalnych cenach dostępu komórkowego do internetu decyduje zmowa operatorów telekomunikacyjnych. I tu nie działa żadna niewidzialna ręka rynku. Bo roaming to złota żyła, przynosząca operatorom gigantyczne zyski. Po co umożliwiać każdemu podróżującemu dostęp do internetu za grosze, skoro można skasować tylko niektórych na kilkaset lub kilka tysięcy złotych.
Ale już niedługo będziemy mogli bez obawy o koszty korzystać z komórkowego internetu za granicą. Kilkanaście dni temu Parlament Europejski przegłosował likwidację opłat roamingowych na terenie Unii Europejskiej. Od 15 grudnia 2015 roku opłaty za rozmowy telefoniczne i internet w komórce będą jednakowe, niezależnie od tego czy z komórki korzystamy w Polsce czy za granicą. A więc koniec roamingowego eldorado koncernów telekomunikacyjnych!
Ja natomiast swoją balcerowiczowską wiarę w wolny rynek muszę nieco zweryfikować. Bo niekiedy ta wolność oznacza jedynie bezczelne i swobodne naciąganie nas przez różne korporacje na niczym nieuzasadnione gigantyczne wydatki.
Postscriptum: Na szczęście w węgierskim hotelu działa wi-fi. Bo jak przeżyć święta bez internetu :)