Czasami wystarczy cofnąć się dwa kroki do tyłu. Wziąć głęboki oddech. I zastanowić się. Czy warto?
Przez moment wydawało się, że marszałkini Kopacz tak zrobi. W środę, wobec braku zgody Twojego Ruchu na przyjęcie przez aklamację "uchwały kanonizacyjnej", podjęła decyzję o odesłaniu projektu uchwały do komisji sejmowej. Taki zabieg praktykowano w Sejmie już w przeszłości. Projekty kontrowersyjnych uchwał trafiały na długie tygodnie lub miesiące do odpowiednich komisji sejmowych. I po jakimś czasie temat po prostu "przeterminowywał się". W ten sposób potraktowano mój projekt uchwały potępiającej wypowiedź Lecha Wałęsy o sadzaniu gejów w ostatnich rzędach sejmowych lub poza jego murami.
Tym razem było inaczej. Przewodnicząca Komisji Kultury i Środków Masowego Przekazu, Iwona Śledzińska-Katarasińska stanęła na głowie, by zakończyć prace komisji przed czwartkowym głosowaniem. I głosowaliśmy. Za uchwałą głosowało 380 posłów. Przeciw: 34 posłów Twojego Ruchu. Posłowie SLD podczas głosowania wyciągnęli karty do głosowania z czytników. W statystyce sejmowej oznacza to nieobecność. Struś też, jak ma problem, chowa głową w piasek. I myśli, że go nie ma.
W polityce wszystko jest polityczne. Kto na kilkudniowej batalii o "uchwałę kanonizacyjną" stracił, a kto zyskał? Stracił na pewno POPiS, który wraz z PSL-em i Solidarną Polską jeszcze raz potwierdził, że kościół a Polsce jest realną siłą polityczną i o jego względy warto walczyć. Za wszelką cenę. Bo nie o żadną uchwałę chodziło. Ale o demonstrację "politycznej religijności" 380 posłów polskiego Sejmu. Każdy z tych posłów dzisiaj jest już w swoim mieście, miasteczku lub wsi. I w swojej parafii. Przychylność proboszczów i wikarych będzie mu bardzo potrzebna podczas najbliższych wyborów. I każdych następnych.
Donald Tusk powiedział kiedyś, że nie będzie klęczał przed biskupami, bo od klęczenia jest kościół. I faktycznie. Polityczni przyjaciele Tuska, Kaczyńskiego, Ziobry i Piechocińskiego nie klękali wczoraj w Sejmie. Wstali ze swoich miejsc. By zamanifestować wiarę w cuda dokonywane przez zmarłego Jana Pawła II. Posłowie Twojego Ruchu, głosujący przeciw uchwale, pozostali na swoich miejscach. Dołączyli do nich posłowie SLD, którzy jednak nie wyrazili w głosowaniu sprzeciwu wobec uchwały.
I ta przebiegająca przez całą salę sejmową linia podziału na stojących i siedzących posłów, wyznaczyła granice klerykalnej i świeckiej Polski. Dzięki temu głosowaniu dziś wiemy, że w Sejmie jest raptem 10% posłów traktujących na serio świeckość państwa i rozdział państwa i kościoła. I że w walce o świeckie państwo tak naprawdę można liczyć tylko na Twój Ruch.
Tej uchwały Sejm nie miał prawa przyjąć. Wielu przestrzegało, że łamie ona artykuł 25 Konstytucji, mówiący o religijnej neutralności państwa. Mówi bowiem o kanonizacji Jana Pawła II. Czyli uznaniu jego zdolności do dokonywania cudów za życia i po śmierci. I nawołuje, by z tej okazji wszyscy Polacy godnie świętowali. Nie tylko wierzący w te nadprzyrodzone możliwości papieża. Ale 380 posłów uznało, że skoro ich jest więcej. I katolików jest więcej. To im więcej wolno.
Najbardziej na tej uchwale stracił sam beneficjent - Jan Paweł II. I pamięć o nim. Szkoda, że nie wykorzystał swoich cudownych możliwości, by przekonać sejmowych faryzeuszy, że Jemu ta uchwała nie jest do niczego potrzebna.
Ale tym razem cud się nie zdarzył.
Tym razem było inaczej. Przewodnicząca Komisji Kultury i Środków Masowego Przekazu, Iwona Śledzińska-Katarasińska stanęła na głowie, by zakończyć prace komisji przed czwartkowym głosowaniem. I głosowaliśmy. Za uchwałą głosowało 380 posłów. Przeciw: 34 posłów Twojego Ruchu. Posłowie SLD podczas głosowania wyciągnęli karty do głosowania z czytników. W statystyce sejmowej oznacza to nieobecność. Struś też, jak ma problem, chowa głową w piasek. I myśli, że go nie ma.
W polityce wszystko jest polityczne. Kto na kilkudniowej batalii o "uchwałę kanonizacyjną" stracił, a kto zyskał? Stracił na pewno POPiS, który wraz z PSL-em i Solidarną Polską jeszcze raz potwierdził, że kościół a Polsce jest realną siłą polityczną i o jego względy warto walczyć. Za wszelką cenę. Bo nie o żadną uchwałę chodziło. Ale o demonstrację "politycznej religijności" 380 posłów polskiego Sejmu. Każdy z tych posłów dzisiaj jest już w swoim mieście, miasteczku lub wsi. I w swojej parafii. Przychylność proboszczów i wikarych będzie mu bardzo potrzebna podczas najbliższych wyborów. I każdych następnych.
Donald Tusk powiedział kiedyś, że nie będzie klęczał przed biskupami, bo od klęczenia jest kościół. I faktycznie. Polityczni przyjaciele Tuska, Kaczyńskiego, Ziobry i Piechocińskiego nie klękali wczoraj w Sejmie. Wstali ze swoich miejsc. By zamanifestować wiarę w cuda dokonywane przez zmarłego Jana Pawła II. Posłowie Twojego Ruchu, głosujący przeciw uchwale, pozostali na swoich miejscach. Dołączyli do nich posłowie SLD, którzy jednak nie wyrazili w głosowaniu sprzeciwu wobec uchwały.
I ta przebiegająca przez całą salę sejmową linia podziału na stojących i siedzących posłów, wyznaczyła granice klerykalnej i świeckiej Polski. Dzięki temu głosowaniu dziś wiemy, że w Sejmie jest raptem 10% posłów traktujących na serio świeckość państwa i rozdział państwa i kościoła. I że w walce o świeckie państwo tak naprawdę można liczyć tylko na Twój Ruch.
Tej uchwały Sejm nie miał prawa przyjąć. Wielu przestrzegało, że łamie ona artykuł 25 Konstytucji, mówiący o religijnej neutralności państwa. Mówi bowiem o kanonizacji Jana Pawła II. Czyli uznaniu jego zdolności do dokonywania cudów za życia i po śmierci. I nawołuje, by z tej okazji wszyscy Polacy godnie świętowali. Nie tylko wierzący w te nadprzyrodzone możliwości papieża. Ale 380 posłów uznało, że skoro ich jest więcej. I katolików jest więcej. To im więcej wolno.
Najbardziej na tej uchwale stracił sam beneficjent - Jan Paweł II. I pamięć o nim. Szkoda, że nie wykorzystał swoich cudownych możliwości, by przekonać sejmowych faryzeuszy, że Jemu ta uchwała nie jest do niczego potrzebna.
Ale tym razem cud się nie zdarzył.