Radzili mi: nie pisz! To drażliwy temat. Powiedzą, że bronisz Putina. Nie pojechali i koniec! Nie zgadzam się. Powinno tam być nas, Polaków, jak najwięcej. Właśnie dzisiaj!
Te parę kul zamordowało rosyjską demokrację. Nawet tak ułomną, jaką była dotychczas. Bo zabójstwo dziennikarki Politkowskiej czy byłego oficera KGB, Litwinienki – to nie było to samo. Po raz pierwszy zginął jeden z najważniejszych polityków opozycji, zagorzały krytyk rządów Putina. I to zginął w okolicznościach specyficznych. Jakby zleceniodawcy mordercy chcieli dać jasny sygnał Jego politycznym przyjaciołom - chodzącym jeszcze po Moskwie. I po tym świecie. Do czasu.
Dlatego ten pogrzeb jest tak ważny. I to wcale nie dla Niemcowa. On już ma swoje miejsce w historii. Niezależnie od ilości kwiatów na Jego grobie. I łez wylanych. Tych prawdziwych. I tych z oczu obłudników. Zapowiadających, że zrobią wszystko, aby ten mord pod murami Kremla wyjaśnić. Ten pogrzeb, to nie kondukt żałobny za trumną zmarłego. To manifestacja poparcia i solidarności dla tych, którzy w Rosji żyją. I żyć będą – krytykując reżim Putina. Być na tym pogrzebie, to stanąć ramię w ramię z kilkudziesięcioma tysiącami śmiałków, którzy nie bali się wyjść na ulice Moskwy w dzień po śmierci Niemcowa.
Tak. Inna jest cena odwagi w Polsce i w Rosji. Demonstrantów grożących pięścią rządzącym. Tu. I tam. Gdy rozniosło się wczoraj, że jadę z delegacją sejmową na pogrzeb, posypały się sms-y. „Po co się narażasz?” „Uważaj na siebie!” Przesada. Cztery godziny w samolocie. Dwie na cmentarzu. Krótka stypa w ambasadzie. I z powrotem do bezpiecznej Polski. Nie o moje bezpieczeństwo chodzi. Ale o pokazanie Im – Rosjanom. Że w ten tragiczny dzień jesteśmy z nimi. W Moskwie. I tego zabrakło!
W porannym pociągu do Warszawy przejrzałem „jedynki” internetowych serwisów. Posłuchałem radia. Borys Niemcow? Nie! Bogdan Borusewicz. Nagle temat morderstwa i pogrzebu przestał być najważniejszy. Bo emocje rozpalił spór o skład delegacji. Rosja nie życzyła sobie obecności Marszałka Senatu – trzeciej osoby naszego państwa. To oczywiście skandal! I niedopuszczalna obraza. Ale takie dyplomatyczne „uprzejmości” na linii Warszawa – Moskwa, to już niemal chleb powszedni. Nie dalej jak kilka tygodni temu to Polska nie zaprosiła Putina na obchody 70. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Choć ponoć chciał przyjechać.
Marszałek Borusewicz ma prawo czuć się obrażonym. Należało więc w MSZ-cie „przeczołgać” ambasadora. Wysłać noty dyplomatyczne - gdzie potrzeba. Pogrozić palcem Putinowi z wysokości jakiejś europejskiej mównicy. Zrobić wszystko, co się w takich sytuacjach robi. Ale na pogrzeb pojechać. Nawet bez Borusewicza. Bo w przeciwnym razie właśnie realizujemy plan Putina. Założę się, że czytając poranną prasówkę, ironiczny uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Paru pociągnięciami pióra, skreślającymi z listy żałobników tego i owego (bo nie tylko Borusewicz dostał „bana”), szybko pochował Niemcowa i chwilowo niewygodny temat. Tak jak przewidział - dziś w Polsce, miast o zabójstwie Niemcowa, mówimy o tragedii Borusewicza.
Źle się stało, że nie będzie dziś polskich parlamentarzystów w Moskwie. Pogrzeb Niemcowa obejrzymy sobie w telewizji. Będzie nawet lepiej widać. Będzie cieplej. I na pewno bezpieczniej. Nieobecność na pogrzebie da się usprawiedliwić. Ale nic nie usprawiedliwi nieobecności przedstawicieli polskiego, demokratycznego parlamentu, wśród tłumu Rosjan. Którzy po pogrzebie rozejdą się do swoich domów. I będą musieli w tamtej, putinowskiej Rosji, dalej żyć. W tamtej „zastrzelonej” demokracji. Dlatego dziś powinniśmy być razem z nimi.
Dlatego ten pogrzeb jest tak ważny. I to wcale nie dla Niemcowa. On już ma swoje miejsce w historii. Niezależnie od ilości kwiatów na Jego grobie. I łez wylanych. Tych prawdziwych. I tych z oczu obłudników. Zapowiadających, że zrobią wszystko, aby ten mord pod murami Kremla wyjaśnić. Ten pogrzeb, to nie kondukt żałobny za trumną zmarłego. To manifestacja poparcia i solidarności dla tych, którzy w Rosji żyją. I żyć będą – krytykując reżim Putina. Być na tym pogrzebie, to stanąć ramię w ramię z kilkudziesięcioma tysiącami śmiałków, którzy nie bali się wyjść na ulice Moskwy w dzień po śmierci Niemcowa.
Tak. Inna jest cena odwagi w Polsce i w Rosji. Demonstrantów grożących pięścią rządzącym. Tu. I tam. Gdy rozniosło się wczoraj, że jadę z delegacją sejmową na pogrzeb, posypały się sms-y. „Po co się narażasz?” „Uważaj na siebie!” Przesada. Cztery godziny w samolocie. Dwie na cmentarzu. Krótka stypa w ambasadzie. I z powrotem do bezpiecznej Polski. Nie o moje bezpieczeństwo chodzi. Ale o pokazanie Im – Rosjanom. Że w ten tragiczny dzień jesteśmy z nimi. W Moskwie. I tego zabrakło!
W porannym pociągu do Warszawy przejrzałem „jedynki” internetowych serwisów. Posłuchałem radia. Borys Niemcow? Nie! Bogdan Borusewicz. Nagle temat morderstwa i pogrzebu przestał być najważniejszy. Bo emocje rozpalił spór o skład delegacji. Rosja nie życzyła sobie obecności Marszałka Senatu – trzeciej osoby naszego państwa. To oczywiście skandal! I niedopuszczalna obraza. Ale takie dyplomatyczne „uprzejmości” na linii Warszawa – Moskwa, to już niemal chleb powszedni. Nie dalej jak kilka tygodni temu to Polska nie zaprosiła Putina na obchody 70. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Choć ponoć chciał przyjechać.
Marszałek Borusewicz ma prawo czuć się obrażonym. Należało więc w MSZ-cie „przeczołgać” ambasadora. Wysłać noty dyplomatyczne - gdzie potrzeba. Pogrozić palcem Putinowi z wysokości jakiejś europejskiej mównicy. Zrobić wszystko, co się w takich sytuacjach robi. Ale na pogrzeb pojechać. Nawet bez Borusewicza. Bo w przeciwnym razie właśnie realizujemy plan Putina. Założę się, że czytając poranną prasówkę, ironiczny uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Paru pociągnięciami pióra, skreślającymi z listy żałobników tego i owego (bo nie tylko Borusewicz dostał „bana”), szybko pochował Niemcowa i chwilowo niewygodny temat. Tak jak przewidział - dziś w Polsce, miast o zabójstwie Niemcowa, mówimy o tragedii Borusewicza.
Źle się stało, że nie będzie dziś polskich parlamentarzystów w Moskwie. Pogrzeb Niemcowa obejrzymy sobie w telewizji. Będzie nawet lepiej widać. Będzie cieplej. I na pewno bezpieczniej. Nieobecność na pogrzebie da się usprawiedliwić. Ale nic nie usprawiedliwi nieobecności przedstawicieli polskiego, demokratycznego parlamentu, wśród tłumu Rosjan. Którzy po pogrzebie rozejdą się do swoich domów. I będą musieli w tamtej, putinowskiej Rosji, dalej żyć. W tamtej „zastrzelonej” demokracji. Dlatego dziś powinniśmy być razem z nimi.