Kiedyś, w czasach PRL-u, niektórzy działacze opozycji twierdzili, że: "im gorzej, tym lepiej". Dzisiaj niektórzy politycy lewicy przypomnieli tamtą starą maksymę.
Czytam medialne spekulacje mówiące o nowej "sile" na lewicy. Ale ta "siła" będzie silna dopiero wtedy, gdy zniszczy to co na lewicy jeszcze jest. O sile nowej "siły" na lewicy będą decydowały polityczki i politycy znani z telewizji. I z przeszłości. Jacy? Wszystkie gazety o tym trąbią, więc nie ma sensu się powtarzać. Na razie przyszła "siła" lewicy będzie czekać. Trzymając kciuki za najgorszy wynik kandydatki lewicy w wyborach prezydenckich. Mówiąc wprost: 'im gorzej, tym lepiej". Prawda, Panie i Panowie, pretendenci do przewodzenia nowej "sile"?
Każdy, kto kiedyś coś budował, wie, że łatwiej burzyć, niż budować. Ostatnio boleśnie się o tym przekonał Janusz Palikot, który w try miga zrównał z ziemią swoją partię budowaną z mozołem cztery lata temu. Zresztą akurat Palikot nie był specjalnie oryginalny. No, może w destrukcji był skuteczniejszy od poprzedników. Ale jak popatrzymy na polską scenę polityczną, to zawsze dominowało tam dzielenie, a nie łączenie i współpraca. I przyszła "siła" lewicy nic nowego nie wymyśliła. Najpierw przyszli wodzowie "siły" pomogą w zniszczeniu tego co było i jest na lewicy. By potem, z entuzjazmem, na zgliszczach poprzedniczki, przystąpić do budowania nowej "siły". Własnej. "Bo nieważne czyje co je, ważne to je, co je moje" - pamiętacie, Państwo kandydaci nowej "siły", ten stary przebój Kazimierza Grześkowiaka.
Ale jest pewne ale... Bo po pierwsze, nie będzie żadnych "zgliszcz" po wyborach prezydenckich. Coraz wyraźniej pokazują to sondaże przedwyborcze. W których zupełnie nie widać siły kandydatów przyszłej "siły" lewicy. Jeżeli coś widać, to co najwyżej ich słabość. I widać coś jeszcze. Że póki co, najtrwalszym spoiwem nowej "siły" jest właśnie to hasło: "im gorzej, tym lepiej". Bo gdyby dysponowali realną siłą, to już byliby razem. Ale nie są. I nie będą. To po drugie.
Po drugie. Mówi się, że w jedności siła. Znam trochę wszystkich kandydatów nowej przyszłej "siły". Każdy z nich, każda z nich, ma swoje słabe i silne strony. Ale akurat zdolność do wspólnego działania, jest tą słabą. Jeśli macie wątpliwości, czy mam rację, to wskażcie mi szybko lidera nowej "siły" na lewicy. I czy nie sądzicie, że najpewniej cała zabawa skończy się powstaniem nie nowej "siły" na lewicy, ale paru "siłek".
Puenta? I wskazówka dla tych, którzy na lewicy nową "siłą" nie są. Ale, póki co, są jedyną realną siłą polskiej lewicy. Z realnymi strukturami, liczącymi tysiące ludzi. Z prezydentami miast. Kilkudziesięcioma posłami. Im dedykuję kolejny przebój, tym razem Wojciecha Młynarskiego - "róbmy swoje". Bo z tymi, którzy myślą, że "im gorzej (na lewicy}, tym lepiej (dla lewicy)", nawet nie warto gadać.
Każdy, kto kiedyś coś budował, wie, że łatwiej burzyć, niż budować. Ostatnio boleśnie się o tym przekonał Janusz Palikot, który w try miga zrównał z ziemią swoją partię budowaną z mozołem cztery lata temu. Zresztą akurat Palikot nie był specjalnie oryginalny. No, może w destrukcji był skuteczniejszy od poprzedników. Ale jak popatrzymy na polską scenę polityczną, to zawsze dominowało tam dzielenie, a nie łączenie i współpraca. I przyszła "siła" lewicy nic nowego nie wymyśliła. Najpierw przyszli wodzowie "siły" pomogą w zniszczeniu tego co było i jest na lewicy. By potem, z entuzjazmem, na zgliszczach poprzedniczki, przystąpić do budowania nowej "siły". Własnej. "Bo nieważne czyje co je, ważne to je, co je moje" - pamiętacie, Państwo kandydaci nowej "siły", ten stary przebój Kazimierza Grześkowiaka.
Ale jest pewne ale... Bo po pierwsze, nie będzie żadnych "zgliszcz" po wyborach prezydenckich. Coraz wyraźniej pokazują to sondaże przedwyborcze. W których zupełnie nie widać siły kandydatów przyszłej "siły" lewicy. Jeżeli coś widać, to co najwyżej ich słabość. I widać coś jeszcze. Że póki co, najtrwalszym spoiwem nowej "siły" jest właśnie to hasło: "im gorzej, tym lepiej". Bo gdyby dysponowali realną siłą, to już byliby razem. Ale nie są. I nie będą. To po drugie.
Po drugie. Mówi się, że w jedności siła. Znam trochę wszystkich kandydatów nowej przyszłej "siły". Każdy z nich, każda z nich, ma swoje słabe i silne strony. Ale akurat zdolność do wspólnego działania, jest tą słabą. Jeśli macie wątpliwości, czy mam rację, to wskażcie mi szybko lidera nowej "siły" na lewicy. I czy nie sądzicie, że najpewniej cała zabawa skończy się powstaniem nie nowej "siły" na lewicy, ale paru "siłek".
Puenta? I wskazówka dla tych, którzy na lewicy nową "siłą" nie są. Ale, póki co, są jedyną realną siłą polskiej lewicy. Z realnymi strukturami, liczącymi tysiące ludzi. Z prezydentami miast. Kilkudziesięcioma posłami. Im dedykuję kolejny przebój, tym razem Wojciecha Młynarskiego - "róbmy swoje". Bo z tymi, którzy myślą, że "im gorzej (na lewicy}, tym lepiej (dla lewicy)", nawet nie warto gadać.