Precz z inkwizytorem. Bronię nowej procedury. Chcę mieć przed sądem równe szanse z oskarżycielem, któremu, tak jak mnie, inkwizytor będzie uchylał pytania, odbierał głos, i do którego będę się mógł zwrócić aby oskarżyciel sugestywnych pytań nie zadawał. Dotąd zadawał je inkwizytor, i nie tylko nie było od nich odwołania, ale nawet nie zostawał ślad w protokole czy nagraniu.
Od lipca weszła w życie zmieniona procedura karna. W założeniu miała polegać na odejściu od obowiązującego dotąd procesu inkwizycyjnego (w którym sędzia ma obowiązek przeprowadzenia dowodów i wyjaśniania sprawy) w kierunku procesu kontradyktoryjnego (w którym równe strony – prokurator i oskarżony, przedstawiają dowody, a zadam sądu jest ich ocena).
Po półwieczu coraz bardziej zapominanego PRL-u, i ćwierć wieku po jego upadku proces karny w Polsce ma szansę uwolnić się od inkwizytorów. Bo dotąd orzekający sędzia, prowadził sprawę zamiast prokuratora. Rola oskarżyciela kończyła się na złożeniu aktu oskarżenia w sądzie. Potem peerelowski sędzia w imieniu ludu pracującego miast i wsi, pod kierownictwem awangardy ruchu robotniczego czyli partii komunistycznej, stanowiąc elementem „jednolitego systemu władzy państwowej” zgodnie z obowiązującymi przepisami jako inkwizytor miał obowiązek wszystko wyjaśnić, wszystkich przesłuchać, ustalić tzw. prawdę materialną. Obrona nie walczyła z prokuratorem, ale z sądem.
Szczęśliwie PRL się skończył, ale system sądowy zmienił się nieznacznie i fasadowo. Pomimo zmian ustroju, zmian konstytucyjnych i powrotu do „burżuazyjnego” systemu trójpodziału władzy, do lipca 2015 r. każdy sędzia w karnym sądzie był inkwizytorem. Tak się przyjęło. A tryby systemu działały po staremu.
Dziś, kiedy proces karny ma szanse stać się procesem respektującym zasadę trójpodziału władzy, w którym władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza wykonywane są odrębnie i mają się wzajemnie równoważyć (art.10 konstytucji), ze zdumieniem słyszymy chór obrońców inkwizycji. Prokuratorzy, bo już nie wystarczy umyć ręce po złożeniu aktu oskarżenia. Sędziowie, bo uważają że są zanadto obciążeni i obniży się sprawność postępowania. Politycy, bo uważają, że inkwizytorami można sterować i zmusić ich do ustalenia pożądanej „prawdy materialnej”.
Bronię nowej procedury. Tym bardziej, że nie jest konsekwentna. Ustawodawca zostawił inkwizytorowi furtkę, przez którą może wrócić. Zmieniony już art.167 kodeksu postępowania karnego przewiduje, że „w wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami, dowód przeprowadza sąd w granicach tezy dowodowej. W wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami, sąd może dopuścić i przeprowadzić dowód z urzędu.” Mam nadzieję, że ta reguła procesowa zgodnie z wolą ustawodawcy rzeczywiście będzie stosowana w wyjątkowych wypadkach uzasadnionych szczególnymi okolicznościami. Doświadczenie uczy bowiem, że taki wyjątek stać się może regułą. A wtedy inkwizytor wróci.
Po półwieczu coraz bardziej zapominanego PRL-u, i ćwierć wieku po jego upadku proces karny w Polsce ma szansę uwolnić się od inkwizytorów. Bo dotąd orzekający sędzia, prowadził sprawę zamiast prokuratora. Rola oskarżyciela kończyła się na złożeniu aktu oskarżenia w sądzie. Potem peerelowski sędzia w imieniu ludu pracującego miast i wsi, pod kierownictwem awangardy ruchu robotniczego czyli partii komunistycznej, stanowiąc elementem „jednolitego systemu władzy państwowej” zgodnie z obowiązującymi przepisami jako inkwizytor miał obowiązek wszystko wyjaśnić, wszystkich przesłuchać, ustalić tzw. prawdę materialną. Obrona nie walczyła z prokuratorem, ale z sądem.
Szczęśliwie PRL się skończył, ale system sądowy zmienił się nieznacznie i fasadowo. Pomimo zmian ustroju, zmian konstytucyjnych i powrotu do „burżuazyjnego” systemu trójpodziału władzy, do lipca 2015 r. każdy sędzia w karnym sądzie był inkwizytorem. Tak się przyjęło. A tryby systemu działały po staremu.
Dziś, kiedy proces karny ma szanse stać się procesem respektującym zasadę trójpodziału władzy, w którym władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza wykonywane są odrębnie i mają się wzajemnie równoważyć (art.10 konstytucji), ze zdumieniem słyszymy chór obrońców inkwizycji. Prokuratorzy, bo już nie wystarczy umyć ręce po złożeniu aktu oskarżenia. Sędziowie, bo uważają że są zanadto obciążeni i obniży się sprawność postępowania. Politycy, bo uważają, że inkwizytorami można sterować i zmusić ich do ustalenia pożądanej „prawdy materialnej”.
Bronię nowej procedury. Tym bardziej, że nie jest konsekwentna. Ustawodawca zostawił inkwizytorowi furtkę, przez którą może wrócić. Zmieniony już art.167 kodeksu postępowania karnego przewiduje, że „w wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami, dowód przeprowadza sąd w granicach tezy dowodowej. W wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami, sąd może dopuścić i przeprowadzić dowód z urzędu.” Mam nadzieję, że ta reguła procesowa zgodnie z wolą ustawodawcy rzeczywiście będzie stosowana w wyjątkowych wypadkach uzasadnionych szczególnymi okolicznościami. Doświadczenie uczy bowiem, że taki wyjątek stać się może regułą. A wtedy inkwizytor wróci.