„Houston, mamy problem…” a dokładniej sesję

„Houston, mamy problem…” a dokładniej sesję

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. stock.xchng
Są od zawsze, od zawsze sprawiają, że robi się od nich zdecydowanie za gorąco i niestety, chyba tak szybko nie znikną. Egzaminy. Ustne, pisemne, poprawkowe, komisyjne... Bywa, że jest ich tyle, że nie zawsze można je zmieścić na stronie w kalendarzu. To, jak wyglądają zależy naturalnie od wykładowcy. Chociaż, czy wyłącznie?
Dobra strategia to podstawa

Czy na egzaminie ustnym często spotyka się kogoś w dżinsach i koszulce? Albo w wieczorowym makijażu? Jasne, że nie, przecież na tym to polega. Chcemy zrobić dobre wrażenie, pokazać jak wiele umiemy i jak bardzo należy nam się co najmniej 4.5 już od progu. O dziwo, cała strategia "jak dobrze zdać ustny" nie opiera się na tym, co powiedzieć i w jakiej kolejności, ale na tym, z kim wejść w grupie, jaką założyć bluzkę i czy wypada zdejmować marynarkę. Czy sprawiać wrażenie pewnego siebie czy raczej prezentować chłodne podejście, żeby nie przesadzić? Na sam egzamin nie ma raczej jednej, sprawdzonej strategii, bo komu nie zdarzyło się usłyszeć pytania akurat z tego, co najmniej umie. I jak robią to wykładowcy, że dokładnie wiedzą jakie mamy braki?! „Jak czegoś nie umiałem, to zawsze trafiali akurat w to. Kiedyś myślałem, że jest podsłuch, albo mam niezłego pecha ale potem się dowiedziałem, że po prostu patrzą na to, kto na którym wykładzie nie był" – mówi Tomek, student piątego roku informatyki, obecnie przed obroną pracy magisterskiej.

Na to jednak jest metoda - mówić, mówić i jeszcze raz mówić. Pytanie z historii nowożytnej? Dlaczego nie zacząć od starożytnych greków, których mamy w małym palcu? Przecież to wszystko i tak pochodzi z tamtego okresu, bo podobno historia zatacza koło. Nie zawsze się to sprawdza, ale warto podjąć próbę, bo a nuż z czymś trafimy i uda się dostać 3.0. Jeśli natomiast się nie uda, to zawsze jest jeszcze jedno wyjście – pytanie dodatkowe, o które można ewentualnie poprosić. Jeśli i to zawiedzie, to już z pewnością oznacza, że "specjalnie chciał mnie 'ulać'". Potem jednak musi być o wiele mniej przyjemna poprawka, bo jednak większa presja a w ostateczności egzamin komisyjny, którego podobno trzeba bardzo się postarać, żeby nie zdać. Przynajmniej tak mówią egzaminatorzy. W rzeczywistości dość często się jednak zdarza, że oni mówią do nas w nieznanym języku, my odpowiadamy po swojemu i nie wiadomo skąd mamy zaliczenie. Innych przypadków nie będziemy rozważać.

„Pisemne" równa się łatwiejsze?

Teoretycznie, mniejszy stres, bo jednak jesteśmy w grupie, ale to nie zawsze oznacza lepiej. Nie da się na kartce dobrze opowiedzieć o czymś, o czym tak naprawdę nie mamy pojęcia, kiedy ma się do dyspozycji jedną linijkę. To może lepsze są testy wyboru? To zależy jakiego: jedno- czy wielokrotnego wyboru. Dobrze, jeśli wiemy z jakim rodzajem mamy do czynienia jeszcze przed rozpoczęciem pisania, gorzej, jeśli dopiero po rozdaniu prac. Są jednak zdecydowane zalety egzaminów pisemnych.

Istnieje przecież instytucja ściągi, która, jak się okazuje, nie jest tylko wspomnieniem z przeszłości. Może nie zawsze się uda coś ściągnąć, czasem wyciągnięcie samej pomocy jest niewykonalne, ale szansa istnieje i z pewnością dodaje otuchy przed wejściem na salę.

I koledzy, to jasne! Siedzą obok, za nami, przed nami (chyba, że mamy pecha i siedzimy w pierwszym rzędzie) i czasem wyrażają chęć współpracy, albo przynajmniej zaznaczania odpowiedzi większym kółkiem. Dogodną sytuacją jest, kiedy wykładowca chodzi po sali bo w pewnym momencie musimy się znaleźć poza zasięgiem jego wzroku i nasze szanse na ściągnięcie czegokolwiek wzrastają. Odkąd pojawiły się komórki i zanim egzaminatorzy kazali je wyłączać przez egzaminem dało się napisać SMSa z pytaniem do kogoś będącego online, albo nawet zrobić zdjęcie pracy i przesłać je do ‘konsultacji’.  „Specjalnie kupiłam nową komórkę z lepszym aparatem, żeby robić zdjęcia pracom, ale potem kazali je wyłączać i teraz wracam do papierowych „harmonijek" – opowiada Martyna, studiująca zarządzanie. 

Atrakcje dodatkowe

Warto także wspomnieć o tzw. „targach wiedzy", nadal cieszących się ogromną popularnością tuż przed egzaminem, kiedy mamy wrażenie, że wszyscy oprócz nas umieją, więc jeśli posłuchamy, to może coś zostanie nam w pamięci i to z pewnością zapewni nam ocenę pozytywną. Z tym bywa różnie, ale nadal takie debaty daje się usłyszeć na korytarzach.

Częścią składową egzaminu jest również czas "po" kiedy obraduje się nad odpowiedziami i przeważnie wychodzi na to, że wszystko mamy źle. Zawsze nas takie rozmowy denerwują, ale też niestety, zawsze je prowadzimy. Cała prawda o egzaminach nabiera jednak uroku dopiero wtedy, kiedy są za nami a do następnej sesji jeszcze cały semestr.

Anna Baranowska