Mój Anioł

Mój Anioł
Mój Anioł Źródło: MayFly
„Mój Anioł” od wczoraj w polskich kinach. Produkcję recenzuje dla nas gościnnie Martyna Janas, z Movieway.pl

„Mój anioł” to filmowy poemat, którym przez pierwsze 20 minut byłam zażenowana, a który w pewnym momencie zaczął mnie w sobie rozkochiwać. Pozostaje niedoskonały, ale unosząca się wokół bohaterów eteryczna magia nie pozwala mi go nie polecić.

Belgijski film jest dziełem z pogranicza fantasy, melodramatu i kina psychologicznego. Pierwsze sceny dezorientują i nużą, ale okazuje się, że to celowy zabieg, mający wprowadzić widza w specyficzny nastrój. Musimy się wyciszyć i zwolnić, by być w stanie kontemplować ukryte wrażenia, które reżyser subtelnie przemyca.

Louise rodzi dziecko. Tak się jej przynajmniej wydaje. Pieści je i kołysze, ale my nie widzimy niczego pomiędzy jej delikatnymi dłońmi. Wydaje się, że matka troskliwie wpatruje się w pustą przestrzeń. Zwariowała? Kobieta, która przynosi jej jedzenie, to pielęgniarka w szpitalu psychiatrycznym? Okazuje się, że synek Louise jest niewidzialny. Mimo tej nietypowej przypadłości chłopiec nazywany przez matkę „Mój anioł” rozwija się prawidłowo. Dorasta, jest spostrzegawczy i wrażliwy. Pewnego dnia Mój anioł zakrada się do dziewczynki, mieszkającej w sąsiedztwie. Madeleine – jako jedyny człowiek poza matką – „zauważa” go. Mój anioł istnieje dla niej dzięki zmysłom dotyku i powonienia. Niewidomą dziewczynę i niewidzialnego chłopaka połączy głęboka przyjaźń.

Kolejne minuty filmu ubogie są w akcję. Twórcy opierają przekaz na naprzemiennych dialogu i ciszy. Obserwujemy grę świateł i kolorów, eksperymentalnie połączone ujęcia, bliskie poruszone kadry. Wsłuchujemy się w filozoficzne – trochę wyjęte z rzeczywistości – dysputy Mojego anioła i Madeleine.

„Mój anioł” sprowokował mnie do dziwnych dyskusji z samą sobą. Zwrócił uwagę na zmysłowość, banalną fizyczność człowieka. Przypomniał niewiarygodną magię działania wzroku i dotyku. Ze zdziwieniem słuchałam fascynująco obrazowych wyznań Madeleine, których treść właściwie wydaje się być oczywista, a jednak nieczęsto mówi się, jak „czujemy widzenie”.

„Mój anioł” formą przypomina mi „Kosmos” Żuławskiego. Belgijski dramat jest jednak o wiele bardziej spokojny, cichy. To zlepek obrazów, które nudzą, dopóki nie pozwolimy sobie zatopić się w treści.

Ocena: 7/10

Autor: Martyna Janas, movieway.pl