Margot pierwszy raz o pobycie w areszcie. „Czuję, że ktoś mnie w tym kraju zabije”

Margot pierwszy raz o pobycie w areszcie. „Czuję, że ktoś mnie w tym kraju zabije”

Aktywistka Margot
Aktywistka Margot Źródło:Facebook / Stop Bzdurom
– Przez pierwsze kilka dni część współosadzonych krzyczało w moją stronę obelgi i groźby, ale szybko im się to znudziło. Prawie wszyscy współwięźniowie zwracali się do mnie żeńskimi zaimkami – powiedziała w rozmowie z miesięcznikiem „Vogue” aktywistka Margot w swoim pierwszym wywiadzie po wyjściu z aresztu.

W piątek 7 sierpnia pojawiła się informacja, że sąd postanowił o dwumiesięcznym areszcie dla aktywisty LGBT Michała Sz. ze „Stop Bzdurom” (identyfikuje się jako kobieta – Margot). Rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz wyjaśniała w rozmowie z tvn24.pl, że powodem takiej decyzji nie było – jak przedstawia to część osób – wywieszanie tęczowych flag na pomnikach, ale uszkodzenie antyaborcyjnej furgonetki należącej do Fundacji Pro-Prawo do Życia.

Margot i strajk głodowy

Po trzech tygodniach tymczasowego aresztu aktywistka została zwolniona. W rozmowie z magazynem „Vogue” opowiedziała, jak wyglądało jej życie za kratkami. Z jej relacji wynika, że początkowo trafiła na komendę policji na Muranowie. – W niespełna godzinę zostałam zabrana do aresztu śledczego w Wołominie. Podczas podróży samochodem jedna z policjantek oglądała na telefonie film o tym, jak policja rozrzucała protestujących, którzy próbowali zatrzymać samochód ze mną w środku – opowiadała. Następnie aktywistka trafiła do aresztu śledczego na Białołęce, skąd została przewieziona do Płocka. To właśnie w tamtejszym areszcie przebywała do czasu rozprawy.

– Przez pierwsze kilka dni część współosadzonych krzyczało w moją stronę obelgi i groźby, ale szybko im się to znudziło. Prawie wszyscy współwięźniowie zwracali się do mnie żeńskimi zaimkami, czego nie mogłam wyegzekwować ze strony służby więziennej – relacjonowała dodając, że zaraz po osadzeniu w areszcie rozpoczęła strajk głodowy. Przerwała go pod dwóch tygodniach na prośbę adwokatów. - Sam pobyt w więzieniu był paradoksalnie bardzo spokojnym czasem. Przez większość dni czułam zwyczajną nudę, więc pisałam licencjat i listy, których nie dane mi było wysłać. Planowałam też nasze dalsze działania - przyznała.

„Wszystkie rewolucje były splamione krwią”

Zdaniem aktywistki LGBT nikt nigdy nie wywalczył sobie praw, siedząc grzecznie w kącie. – Wszystkie rewolucje były splamione krwią osób, które wiedziały, że inaczej nie można. A przekonanie, że można to zrobić 'ładnie', jest fałszywe i powtarzane przez tych, którzy, gdy tamci ginęli za zmianę, stali grzecznie obok, nie wychylając się – oceniła. W dalszej części rozmowy Margot stwierdziła, że nie dożyje starości. – Czuję, że ktoś mnie w tym kraju zabije. Za każdym razem, gdy ktoś nazywa mnie bojówkarką albo terrorystką, mam poczucie, że ta wizja staje się coraz bardziej realna. Ale nie mam czasu się bać. Urodziłam się tutaj. Jestem Polką, chrześcijanką w homofobicznym kraju. Chcę coś zrobić, zanim to się wydarzy. (…) Nie mamy siły, żeby zmienić pół Polski i przekonać ją, że jesteśmy takimi ludźmi jak one. Dlatego chcę wykorzystać swój czas w pełni i mieć poczucie, że zrobiłam tyle, ile mogłam – wyjaśniła.

Czytaj też:
Margot wyszła z aresztu. Gdzie się podziało 400 tys. zł? Pytania o finanse Stop Bzdurom



Źródło: Vogue