Głupota turystów. Weszli do siedliska ptaków i robili sobie zdjęcia z młodym. Ohar nie żyje

Głupota turystów. Weszli do siedliska ptaków i robili sobie zdjęcia z młodym. Ohar nie żyje

Ohar, zdjęcie ilustracyjne
Ohar, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Wikimedia Commons / CC BY-SA 4.0 / Alexey Komarov
Dwoje turystów złamało zakaz wstępu do rezerwatu „Mewia Łacha” w czasie okresu lęgowego, żeby zrobić sobie zdjęcia wśród ptaków. Kobieta brała młodego ohara na ręce. Jeden z ptaków padł po spotkaniu z turystami.

Grupa Chronimy Naturę na Wybrzeżu - Grupa Badawcza Ptaków Wodnych „Kuling” zamieściła w mediach społecznościowych nagranie, na którym widać dwoje turystów nielegalnie wchodzących na teren rezerwatu „Mewia Łacha” na Wyspie Sobieszewskiej u ujścia Wisły. Nagranie można zobaczyć pod tym linkiem.

Rezerwat jest miejscem ochrony miejsc lęgowe m.in. rybitw i siedliskiem żerowania i odpoczynku ptaków siewkowatych i blaszkodziobych.

Złamali zakazy, żeby zrobić sobie zdjęcia

Na filmie widać nagranym z drugiego brzegu Wisły widać, jak kobieta i mężczyzna przechodzą przez wysoki płot, na którym przyczepione są tablice z zakazem wstępu i wchodzą na teren rezerwatu. – Ominęli trzy tablice informujące o lęgach ptaków i zakazie wstępu na ten obszar oraz trzy ogrodzenia. Zrobili to więc z pełną premedytacją – mówi TVN24 mówi Magda Dziermańska z Grupy Badawczej Ptaków Wodnych KULING.

Następnie „turyści” przez dłuższy czas chodzili między gniazdami pełnymi piskląt i robili sobie z nimi zdjęcia. Sesję zdjęciową urządzili sobie przy koszu nagniazdowym sieweczki obrożnej. W pewnym momencie kobieta wzięła jednego z młodych ptaków, ohara, na ręce.

Jak informują ekolodzy, ptak był w złym stanie i nie miał siły uciekać. „Poziom ignorancji i braku poszanowania dla zwierząt osiągnął już chyba szczyt” – piszą na Facebooku.

Widać, że priorytetem dla kobiety była sesja z młodym ptakiem, nie bacząc na jego bezpieczeństwo i kondycję. Widać, że ptak był w złym stanie, a stres towarzyszący nękaniem tej pary dopełnił i ptak odszedł. Niestety znaleźliśmy go martwego w tym miejscu. To ten sam osobnik – powiedziała Dziermańska TVN24.

Sprawą zajmuje się policja

Ekolodzy poinformowali we wpisie, że sprawę natychmiast zgłosili na policję, ale wodny patrol pojawił się na miejscu dopiero po 45-50 min.

Policjanci z Komisariatu Wodnego Policji w Gdańsku nie otrzymali zgłoszenia w tej sprawie, ale zabezpieczyliśmy już materiał filmowy, który został opublikowany na portalu społecznościowym – mówi portalowi Gazeta.pl st.asp. Karina Kamińska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku – Będziemy wyjaśniali okoliczności tego zdarzenia i prowadzili w tej sprawie czynności wyjaśniające w sprawie o wykroczenie – dodaje.

Policja wzywa do kontaktu wszystkie osoby, które rozpoznają uwiecznioną na filmie parę. Przypomina, że osobom wchodzącym na teren zamkniętego rezerwatu i wybierającym pisklęta z gniazd grozi kara aresztu lub grzywny.

Czytaj też:
To tam na urlop wybrał się kard. Dziwisz. Podpowiadamy, czy warto odwiedzić Klek

Źródło: WPROST.pl