41-latka poroniła, w szpitalu zjawiła się policja. Prokurator „kazała wypompować szambo”

41-latka poroniła, w szpitalu zjawiła się policja. Prokurator „kazała wypompować szambo”

Szpital, zdjęcie ilustracyjne
Szpital, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Shutterstock / hxdbzxy
41-latka z Warszawy poroniła i trafiła do szpitala. W placówce zjawiła się policja, którą prawdopodobnie zawiadomiła ratowniczka z karetki. Prokurator prowadząca sprawę zleciła pobranie pacjentce krwi do badań, a także wypompowanie i sprawdzenie szamba w jej domu. Kobieta opowiedziała swoją dramatyczną historię w rozmowie z magazynem „Wysokie Obcasy”.

Jak relacjonują „Wysokie Obcasy”, kobieta zaszła w ciążę w 2022 roku, ale była ona „obarczona dużym ryzykiem”. W 18. tygodniu zaczęła się źle czuć: miała silne skurcze, dreszcze i stan podgorączkowy. Nie czuła też ruchów dziecka i „przestraszyła się, że płód mógł obumrzeć i rozwija się jakieś zakażenie”. W związku z tym udała się do Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Po badaniach okazało się, że płód rozwija się prawidłowo, ale kobieta ma niewydolność szyjki macicy. Lekarz przepisał jej leki na podtrzymanie ciąży i zalecił się oszczędzać.

41-latka poroniła w domu

Tydzień później kobieta jednak znów źle się poczuła. Doszło do poronienia. „Byłam wtedy sama w domu z synem, nagle zaczęłam czuć koszmarny ból, nie do opisania. Pobiegłam szybko do łazienki i tam wszystko ze mnie wystrzeliło. Wszędzie tryskała krew” – powiedziała kobieta w rozmowie z magazynem „Gazety Wyborczej”. Z jej relacji wynika, że następnie zadzwoniła po pogotowie. Z karetki kobieta trafiła prosto na salę operacyjną.

Po zabiegu zadzwoniła do męża i od niego dowiedziała się, że pod ich domem jest policja. Kobieta podejrzewa, że to ratowniczka medyczna, która przyjechała na jej wezwanie, powiadomiła , że „dokonała aborcji i utopiła w toalecie dziecko”.

W szpitalu pojawiła się policja

Jak wynika z relacji, najpierw policjant zadał jej kilka pytań przez telefon, a następnie funkcjonariusze zjawili się w szpitalu i chcieli wejść do sali, w której znajdowała się pacjentka. Lekarze protestowali ze względu na jej stan.

„Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, bo atmosfera była straszna. Policja chodziła za mną krok w krok, jak cienie, nawet do windy weszli ze mną i mężem. Powtarzali, że potrzebują krew do badań, że wszystko odbywa się pod kątem dzieciobójstwa. Bałam się, że zostanę aresztowana. Już pod szpitalem zapytałam policjanta, co się stanie, jeśli nie zgodzę się na pobranie krwi. Usłyszałam, że prokuratorka kazała mi pobrać krew na siłę” – wspomina.

Prokuratorka „kazała wypompować szambo”

Kobieta w końcu zgodziła się na pobranie krwi. Następnie policjanci mieli ją zapytać, „czy spuściła wodę w toalecie”. „Zanim zdążyłam dojechać do domu, dowiedziałam się, że pod domem czeka już policja, bo prokurator kazała wypompować szambo” – powiedziała.

Po szczegółowych oględzinach i nieznalezieniu niczego, prokuratorka „miała zapytać szambiarzy, czy mogą zbiornik wypompować jeszcze raz, przez sitko”, ale „odmówili”. Jako dowód zabezpieczono m.in. „łożysko i materiał biologiczny do badań, aby ustalić, czy «do poronienia nie doszło na skutek przestępczych działań osób trzecich»".

Prokuratura wszczęła i umorzyła śledztwo

Jak poinformowały „Wysokie Obcasy”, rejonowa Praga Południe w Warszawie wszczęła postępowanie z art. 152 par. 2 kodeksu karnego, czyli o pomocnictwo w aborcji. W październiku 2022 roku zostało ono jednak umorzone.

W uzasadnieniu stwierdzono, że „nie uznano dowodu w postaci podpasek ze śladami krwi, a badanie toksykologiczne potwierdziło jedynie, że kobiecie podawano leki w celach medycznych”.

Czytaj też:
Protest „Solidarnie z Joanną” w Krakowie. „Wtedy się bałam. Ale się już nie boję”
Czytaj też:
Ziobro o zdjęciach Joanny z Krakowa. „Urzekająca wizja polskiej kobiety”

Źródło: Wysokie Obcasy