Łukasz Litewka wystosował interpelację poselską do Adama Bodnara w sprawie działalności DIOZ. Poseł Lewicy poprosił Prokuratora Generalnego o „informację, czy wobec organizacji są aktualnie prowadzone postępowania, a jeśli ma to miejsce, o objęcie ich dodatkowym nadzorem”. Polityk zdecydował się na taki krok w związku z niepokojącymi doniesieniami o kontrowersyjnych zbiórkach finansowych organizowanych przez Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt.
Łukasz Litewka wziął pod lupę zbiórki DIOZ
„Nie ma nic gorszego niż osiąganie korzyści finansowych na iluzorycznej krzywdzie. Nigdy nie będzie na to mojej zgody, z szacunku do Państwa, ale przede wszystkim wykorzystywanych »ofiar«, które niestety głosu nie mają” – podkreślił Łukasz Litewka.
Pod postem w mediach społecznościowych, w którym poseł poinformował o swoich działaniach, pojawiło się sporo krytycznych komentarzy. W odpowiedzi Łukasz Litewka podkreślił, że „jego rolą jako posła jest praca na rzecz społeczeństwa, a także na rzecz zwierząt”.
„Każdy profil ma naprawdę zagorzałych fanów. Czasami czytając komentarze mam wrażenie, że gdyby nawet złapać tego kogoś na gorącym uczynku, udowodnić to jest rzesza ludzi która powie: odwalcie się od tego lub tego. Żeby nie było, dużo ludzi mówi, że u mnie też jest sekta” – stwierdził.
Na uwagi internautów, że „zesłał hejt na DIOZ”, parlamentarzysta odparł, że „zdaje sobie sprawę, że DIOZ ma tysiące zwolenników, którzy stoją za nimi murem”. „Uważam, że uczciwy zawsze może spać spokojnie i niezależnie jaki DIOZ wykona ruch w moją stronę, nie mam zamiaru jej zmienić. Moja inicjatywa wyjaśni wszelkie niejasności” – dodał.
Zbiórka DIOZ to wielka mistyfikacja?
Kroki podjęte przez Łukasza Litewkę to pokłosie kontrowersji, jakie wywołała jedna z ostatnich zbiórek zorganizowanych przez DIOZ. Przedstawiciele organizacji zbierali środki na ratowanie suczki, która miała zostać przywiązana w lesie i porzucona z dwoma szczeniakami.
Jak się jednak okazało, pies miał zostać odebrany starszemu człowiekowi, który utracił zdolność do samodzielnego funkcjonowania i poprosił o pomoc w znalezieniu domu zwierzętom. Co więcej, suczka miała już zapewniony dom tymczasowy. W międzyczasie kobiety mocno współpracujące z DIOZ odebrały czworonoga i przedstawiły go jako ofiarę porzucenia.
Gdy sprawa wyszła na jaw, DIOZ nagrał filmik, w którym przedstawił swoją wolontariuszkę, którą wymienił z imienia i nazwiska, jako „lokalną pomagaczkę, z którą miał zaledwie luźną współpracę”.
O kontrowersyjnej działalności DIOZ pisaliśmy na łamach Wprost.pl. Zachęcamy do lektury:
Czytaj też:
„Złodzieje” czy obrońcy zwierząt? Tak działa DIOZ. „Nie mamy wyrzutów sumienia”Czytaj też:
44-latek chciał „dorobić” na dramacie powodzian. Czyn godny potępienia