Wyznanie reżysera: Byłem ćpunem „wysokofunkcjonującym”. Ponad połowa branży bierze

Wyznanie reżysera: Byłem ćpunem „wysokofunkcjonującym”. Ponad połowa branży bierze

Tabletki, narkotyki
Tabletki, narkotyki Źródło: Shutterstock
– Kiedyś moja dziewczyna znalazła u mnie w szafce narkotyki i po jakimś czasie spytała, czy jestem dilerem. Nie posądzała normalnego człowieka o trzymanie w domu takich ilości – opowiada Patryk Jurek, autor reportażu „Niebezpieczny piątek”. Jurek zawodowo funkcjonował jako reżyser, filmowiec, freelancer, a po godzinach – z przyjaciółmi nazywanymi przez niego „gangiem” – przez kilka lat regularnie brał mefedron. – Kiedy zdawałem do szkoły filmowej, nauczycielka historii sztuki powiedziała, że ona wprost do niczego nas nie namawia, ale „tyle dzieł powstało pod wpływem, że sami wyciągnijcie wnioski” – dodaje.

Karol Górski: Jak się wpada w nałóg?

Patryk Jurek: W nałóg wpada się przez ciekawość. Trochę też przez popkulturę. Ona nie demonizuje szczególnie tego tematu, wręcz przedstawia to jako element świata kolorowego, atrakcyjnego, choćby mojej branży filmowej. Dużo naoglądałem się w filmach takich scen, że ludzie kreatywni zamykają się w ubikacjach i coś tam wciągają. Zawsze chciałem spróbować, ale się bałem.

W końcu, gdy miałem 34 lata, poznałem ludzi biorących narkotyki i nadarzyła się ku temu okazja. Czysty przypadek połączony z ciekawością.

Jedna z bohaterek twojej książki o braniu narkotyków mówi tak: „Najpierw to było fajne, potem odstresowujące, a teraz po prostu nie potrafię odmówić i to jest chyba najbardziej przykre”.

Na początku to jest wyzwalacz pozytywnych emocji. Narzędzie, które powoduje, że świat zwalnia i staje się ciekawym miejscem, wszystko się zatrzymuje. Traktujemy to jako terapię dla duszy. A później okazuje się, że ciężko jest nam bez tego może nie tyle funkcjonować, co spędzać wolny czas.

Istnieje coś takiego jak predyspozycje do wpadania w nałóg?

Nie wiem. Natomiast pamiętam, że mama w dzieciństwie opowiadała mi o jakimś wujku albo dziadku uzależnionym od alkoholu. Powtarzała, żebym uważał z alkoholem, bo nasza rodzina łatwo wpada w uzależnienie. I faktycznie, wpadłem bardzo łatwo.

Jak zdefiniowałbyś ćpuna?

Określenie ćpun jest lepsze niż narkoman. To drugie kojarzy mi się z kimś, kto jest na skraju życia, dzień w dzień ładuje heroinę i zrobi dla niej wszystko. Ćpun jest określeniem łagodniejszym. To ktoś, kto bierze używki, od czasu do czasu albo i częściej, ale nie są to używki tak hardkorowe jak heroina.

Chętniej nazwę siebie – nieaktywnym już – ćpunem niż narkomanem.

Patryk Jurek

Gdzie jest granica między osobą, która czasem bierze narkotyki, a ćpunem?

Ćpun to osoba, która właściwie każdą wolną chwilę spędza na braniu narkotyków. Dla niej weekend jest tylko po to, żeby sobie wciągnąć. Nie nazwałbym za to ćpunem osoby, która od czasu do czasu bierze narkotyki, bo takich ludzi jest od groma. Szczerze mówiąc, robi to większość ludzi, z którymi się spotkałem.

A granica między ćpunem i narkomanem?

Różnica jest w dragach, które biorą. Narkomanem jest ktoś bliski zejścia. Ktoś, kto musi wstrzyknąć sobie w żyłę heroinę albo kompot.

W której z tych kategorii byłeś ty?

Byłem wysokofunkcjonującym ćpunem. Tuż przed tym, jak powiedziałem „stop”, zdarzało mi się imprezować naprawdę często, już nie tylko w weekendy. Ja i większość moich znajomych uprawiamy tak zwane wolne zawody. Oznacza to, że często pracujemy na przykład po dziesięć dni w miesiącu. Są też przerwy sezonowe w pracy. Tuż przed rzuceniem dragów miałem trzy miesiące wolnego. W tym okresie tylko przez pięć dni byłem trzeźwy.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Wprost.

Aktualne cyfrowe wydanie tygodnika dostępne jest w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.