Ruszył proces za odwiezienie radiowozem urzędnika z MSWiA

Ruszył proces za odwiezienie radiowozem urzędnika z MSWiA

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście ruszył w czwartek proces b. wysokiego urzędnika MSWiA Tomasza Serafina i b. szefa stołecznego komisariatu kolejowego Waldemara P., oskarżonych o przekroczenie uprawnień.

 

Obaj nie przyznają się do winy. Grozi im do 3 lat więzienia. W tle tej sprawy jest śmierć dwojga policjantów, którzy na polecenie komendanta komisariatu odwozili Serafina z Warszawy do Siedlec, gdy ten spóźnił się na pociąg.

2 grudnia 2006 r. wracając z Siedlec sierżant Justyna Zawadka i mł. aspirant Tomasz Twardo z komisariatu na Dworcu Centralnym zginęli, gdy ich nieoznakowany radiowóz, prawdopodobnie w wyniku poślizgu, wpadł do rozlewiska. Zaginionych funkcjonariuszy poszukiwano w całym kraju ponad trzy doby.

Serafin powiedział w czwartek przed sądem, że był przekonany, iż ma prawo skorzystać z samochodu, a do szefa komisariatu kolejowego - znajomego z którym kiedyś pracował w komisariacie - zwrócił się z koleżeńską prośbą. Dodał, że w przeszłości korzystał czasami z tego, iż zaprzyjaźnione osoby kończące służbę podwoziły go; zdarzało się, że zwracał im koszty paliwa.

Serafin zapewniał, że jego celem nie było wykorzystanie stanowiska do celów prywatnych. "Nie byłem tam ani jako urzędnik MSWiA, ani policjant. Nie wydawałem żadnych poleceń" - powiedział.

"Bardzo mi przykro, że doszło do takiej sytuacji. Nikt z nas kto tego wieczoru miał z nią związek, nie wyobrażał sobie, że tak się zakończy. Współczuję rodzinom policjantów" - powiedział Serafin. "Po zdarzeniu sądziłem, że gdybym zginął z nimi, sprawa byłaby prostsza. Jednak Bóg chciał inaczej" - dodał.

Z kolei b. komendant komisariatu powiedział na rozprawie, że miał prawo wysłać funkcjonariuszy samochodem poza rejon ich działania.

"Robiłem to w przeszłości, ale było to uwarunkowane zgodą Komendanta Stołecznego Policji. To była wyjątkowa sytuacja. Sądziłem że zgodę otrzymam post factum w dniu następnym" - powiedział. Jak wyjaśnił, potraktował sytuację jako "tryb alarmowy", bo Serafin zadzwonił z prośbą o pomoc w nocy, podkreślając, że następnego dnia jedzie w zagraniczną delegację.

Według Waldemara P., oddelegowanie dwojga policjantów do odwiezienia urzędnika nie osłabiło komisariatu bo na służbie było wówczas jeszcze ok. innych 10 policjantów, a dodatkowo pracownicy Służby Ochrony Kolei.

Na pytanie czy w przeszłości na komisariacie zdarzały się przypadki podwożenia kogokolwiek służbowym samochodem, P. odpowiedział, że tak. Jako przykład wymienił zagubionego obcokrajowca, którego odtransportowano do przedstawicielstwa jego kraju oraz zakonnicę, która nie wiedziała, gdzie znajduje się jej zgromadzenie.

Wyjaśnieniami oskarżonych zbulwersowane są rodziny policjantów, którzy zginęli w wypadku. "Głupie tłumaczenia. Każdy może zamówić taksówkę; dlaczego nie mógł państwowy urzędnik" - mówili dziennikarzom. "Mój mąż nie powinien zostać wysłany by go odwozić" - powiedziała żona młodszego aspiranta.

Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 30 maja.

pap, ss