Pinkas może wyjść z aresztu za kaucją

Pinkas może wyjść z aresztu za kaucją

Dodano:   /  Zmieniono: 
Łódzki sąd okręgowy zdecydował, że podejrzany o korupcję b. wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas może wyjść z aresztu, jeśli do 28 maja wpłaci 200 tys. zł kaucji.

Rodzina i obrona Pinkasa zapowiada, że wpłaci kaucję jak najszybciej - być może już w najbliższy piątek.

Pinkas został zatrzymany ponad miesiąc temu przez ABW i na trzy miesiące trafił do aresztu. Obrona Pinkasa, który nie przyznaje się do zarzucanych mu przestępstw, złożyła zażalenie na areszt. Argumentowała, że nie ma podstaw do jego stosowania. Wnosiła o jego ewentualną zamianę na inny środek zapobiegawczy. Obrońcy zaproponowali poręczenia osobiste ponad 20 osób oraz 200 tys zł kaucji.

Jak poinformował po rozpoznaniu zażalenia sędzia Marek Kucharski, Sąd Okręgowy w Łodzi postanowił zaskarżone postanowienie o aresztowaniu Pinkasa utrzymać w mocy, z zastrzeżeniem, że ulegnie ono zmianie na poręczenie majątkowe w wysokości 200 tys. zł pod warunkiem, że wpłynie ono na konto łódzkiego sądu do 28 maja. Ogłoszenie postanowienia było jawne. Motywy rozstrzygnięcia zostały podane bez obecności mediów.

Zadowolenia i wzruszenia z takiej decyzji sądu nie kryli najbliżsi Pinkasa - żona i dzieci, którzy obecni byli w sądzie. Podkreślali, że na taką decyzję liczyli, a żona b. wiceministra przyznała, że to jeden z najszczęśliwszych dni w jej życiu.

Obrońca Pinkasa mec. Grzegorz Fertak powiedział, że sąd podkreślił, iż ten etap postępowania nie jest etapem udowadniania winy, tylko prawdopodobieństwa. Przyznał, iż sąd ocenił, że istnieją dowody w sprawie, które dają podstawę, żeby środek zapobiegawczy stosować.

"Ale zaawansowanie postępowania wskazuje na to, że argument dotyczący obawy matactwa, czyli to, że oskarżony może wpływać na to postępowanie w sposób realny jest argumentem, który nie powinien decydować o pozbawieniu wolności" - powiedział o motywach decyzji sądu mec. Fertak.

Zaznaczył, że obrona zaproponowała wyższą kwotę poręczenia tak, żeby sąd miał przekonanie, iż jest to zabezpieczenie realne, a nie wirtualne. "Przyjmujemy to orzeczenie z zadowoleniem i pełnym szacunkiem i uznajemy to za ważny krok w drodze do ostatecznego oczyszczenia pana Pinkasa z zarzutów" - dodał.

Zaznaczył, że jeśli tylko uda się zebrać kwotę na kaucję, to może ona zostać wpłacona już w najbliższy piątek. "Przypuszczam, że w piątek będziemy gotowi do tego, żeby pan Jarosław Pinkas opuścił areszt smutny na Smutnej" (areszt mieści się przy ul. Smutnej - PAP) - podkreślił.

Żona b. wiceministra przyznała, że jest bardzo szczęśliwa. "Cieszę się bardzo, że sąd pochylił się nad materiałem, który został mu przedstawiony i podjął jedynie słuszną decyzję. Mój mąż jest człowiekiem honoru i nigdy nie utrudniałby prowadzonego przeciwko niemu postępowania. To jest jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu" - powiedziała Katarzyna Pinkas.

Dodała, że jej mąż zasługuje po wyjściu z aresztu na odpoczynek, odstresowanie i dużo spokoju. "To, co spotkało mojego męża i moją rodzinę, jest tak nieprawdopodobnie niesprawiedliwe, że ja, jako żona, i moje dzieci musimy wszystko zrobić, żeby przywrócić mojego męża do równowagi i sprawić, żeby uwierzył, iż warto pracować dla tego kraju, że warto być kreatywnym, że warto pomagać ludziom, że warto być człowiekiem odważnym i bezkompromisowym" - zaznaczyła.

Zarzuty, jakie przedstawił Jarosławowi Pinkasowi wydział Prokuratury Krajowej w Łodzi, dotyczą okresu, gdy pełnił on funkcję zastępcy dyrektora ds. klinicznych i organizacyjnych Instytutu Kardiologii w Warszawie. Według prokuratury Pinkas w związku z pełnieniem funkcji publicznej przyjął co najmniej 55 tys. zł i wieczne pióro warte prawie 3 tys. zł w zamian m.in. za ułatwienie jednej ze spółek wygrania przetargu zorganizowanego w Instytucie.

Miał on również zażądać od firmy, która wygrała przetarg na świadczenia w zakresie diagnostyki laboratoryjnej w latach 2003- 2005, pokrycia kosztów remontu pomieszczeń służbowych, zajmowanych przez ówczesnego dyrektora Instytutu. Koszt remontu wyniósł prawie 55 tys. zł. Według śledczych, Pinkasowi grozi kara do 10 lat więzienia.

Łódzki sąd rejonowy, na wniosek prokuratury, postanowił o jego aresztowaniu na trzy miesiące uznając, że zebrany materiał dowodowy wskazuje na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez niego zarzucanych mu czynów. Sąd argumentował areszt obawą matactwa i grożącą surową karą. Obrona wniosła zażalenie.

Miało być ono rozpoznane w ub. piątek, ale obrońcy złożyli obszerną dokumentację dotyczącą przetargów organizowanych w warszawskim Instytucie Kardiologii, którego wiceszefem był Pinkas i wnieśli o włączenie ich do akt sprawy. W związku z tym sąd zdecydował o odroczeniu posiedzenia do środy.

Jako świadek dwukrotnie w śledztwie dotyczącym korupcji w służbie zdrowia przesłuchany został b. minister zdrowia prof. Zbigniew Religa, który przed objęciem resortu w rządzie PiS kierował Instytutem Kardiologii. Religa zapewnił, że wierzy w niewinność Pinkasa i liczył, że zostanie on zwolniony z aresztu. B. szef Instytutu podkreślał, że to on, a nie Pinkas, podejmował wszystkie "kierunkowe decyzje" w Instytucie Kardiologii.

O tym, że Pinkas powinien odpowiadać przed sądem z wolnej stopy, przekonani są także m.in.: prezes Polskiego Towarzystwa Kardio- Torakochirurgów prof. Andrzej Biedermann, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł, czy prezes Polskiego Towarzystwa Szpitalnictwa Jan Czeczot, którzy wydali specjalne oświadczenie w tej sprawie. Ich zdaniem o ewentualnej winie i odpowiedzialności Pinkasa powinien zdecydować sąd, "ale niech będą zachowane prawa do rzetelnej obrony i domniemania niewinności oraz możliwość odpowiadania z wolnej stopy".

pap, ss