Kaczmarek procesuje się z „Gazetą Polską”

Kaczmarek procesuje się z „Gazetą Polską”

Dodano:   /  Zmieniono: 
Janusz Kaczmarek domaga się od wydawcy i naczelnego gazety - Tomasza Sakiewicza - 100 tys. złotych oraz  przeprosin w mediach. Chodzi o sugestie zamieszczone na łamach "Gazety Polskiej" jakoby Kaczmarek miał związki z rosyjskimi służbami specjalnymi.


Przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się proces cywilny w tej sprawie. Sąd przesłuchał Kaczmarka. Sakiewicz nie stawił się na rozprawie (nie miał takiego obowiązku) - według jego pełnomocnika mec. Wojciecha Gawkowskiego, dziennikarz miał audycję w publicznym radiu.

We wrześniu zeszłego roku w artykule pt. "Trenerzy Kaczmarka" "Gazeta Polska" napisała, że gdy Kaczmarek - po zwolnieniu go przez premiera Jarosława Kaczyńskiego z funkcji szefa MSWiA w obliczu ujawnienia jego rzekomego udziału w przecieku informacji ze śledztwa w sprawie "afery gruntowej" - wyjechał na urlop do Włoch, odwiedzili go tam ludzie z firmy PR, którzy "przygotowali go medialnie" do występów przed sejmową komisją i na konferencjach prasowych.

Następnie "GP" wywodziła, że za te szkolenia Kaczmarka zapłacono pieniędzmi pochodzącymi z Rosji, potem w artykule pojawiały się sugestie o związkach z Rosją Ryszarda Krauzego (że jest w radach nadzorczych rosyjskich banków) i Andrzeja Leppera oraz stwierdzenie, że polskie służby specjalne "badają, czy istniały rosyjskie kontakty Janusza Kaczmarka i innych osób związanych z przeciekiem w aferze gruntowej".

Kaczmarek pod koniec sierpnia po zatrzymaniu go przez ABW, usłyszał zarzut utrudniania śledztwa w sprawie afery gruntowej przez fałszywe zeznania o tym, iż nie spotkał się z biznesmenem Ryszardem Krauze. Poczuł się urażony doniesieniami "GP" i pozwał naczelnego oraz wydawcę gazety (początkowo także autorów artykułu, co ostatecznie wycofał wobec pisma Sakiewicza do sądu, w którym stwierdza, że nie zna adresów swych dziennikarzy). Od pozwanych żąda 100 tys. zł i przeprosin w mediach.

"Nie byłem poddany żadnemu medialnemu treningowi, ja po prostu tego nie potrzebuję" - oświadczył przed sądem Kaczmarek. Dodał, że jego znajomi i przyjaciele byli poruszeni publikacją "GP" i tak jak on sam uznali, że godzi ona w dobra osobiste Kaczmarka. "Mój 13-letni syn po powrocie ze szkoły mówił, że jego koledzy nazwali mnie drugim +Olinem+" - dodał Kaczmarek podkreślając, że na Wybrzeżu - "gdzie można mieć związki z różnymi firmami, czy rodzinne - z Niemcami, rzeczą szczególnie uwłaczającą" jest posiadanie związków ze służbami radzieckimi czy rosyjskimi.

"Ten tekst jest zbudowany w sposób wręcz perfidny" - mówił Kaczmarek wskazując, że konstrukcja artykułu i jego śródtytuły przypisują właśnie jemu wszystkie opisane tam nieprawidłowości - nawet jeśli w istocie dotyczą one innych opisywanych osób. "Nie pozwałbym gazety, gdyby tylko tam ukazał się ten artykuł - bo ma niski nakład. Ale natychmiast przedrukowano go w portalach internetowych, a wzmianka o moich rzekomych związkach z rosyjskimi służbami była nawet w Wikipedii" - mówił Kaczmarek.

Mecenas Gawkowski - który wniósł o oddalenia powództwa - zapowiedział, że złoży wnioski dowodowe. Ma na to trzy tygodnie. Po rozprawie powiedział, że niewykluczone, iż będzie chciał rozmawiać ze stroną przeciwną o ugodzie. "Jesteśmy na to otwarci" - zadeklarował pełnomocnik Kaczmarka mec. Mieczysław Hebel.

Keb, pap