Szef CBA: nie stawię się przed komisją

Szef CBA: nie stawię się przed komisją

Dodano:   /  Zmieniono: 
A.Jagielak/Wprost 
Sejmowa komisja ds. służb specjalnych wbrew zapowiedziom nie zajęła się raportem minister ds. walki z korupcją Julii Pitery o działalności Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Na posiedzenie komisji nie przyszedł ani szef CBA Mariusz Kamiński, ani autorka raportu.

Jak powiedział dziennikarzom członek komisji Paweł Graś (PO) "punkt ten został zdjęty po ustaleniu prezydium komisji". "Pana ministra Kamińskiego nie  ma, pani minister Pitera odpowiada na pytania posłów na sali plenarnej Sejmu -  powiedział Graś.

Wcześniej szef CBA poinformował, że nie stawi się na posiedzeniu komisji; jak wyjaśnił, powodem jest to, że odmówiono mu dostępu do raportu.

W piśmie do przewodniczącego komisji Jarosława Zielińskiego szef CBA informuje, że Pitera "bez jakiegokolwiek uzasadnienia" odmówiła mu wglądu w  raport, o co się zwracał przed posiedzeniem komisji.

Kamiński napisał, że "+raport+, jeszcze niedawno określany przez autorkę jako nieformalna notatka, dziś stał się tajnym dokumentem Kancelarii Premiera". "Z publicznych wypowiedzi pani minister Pitery można odnieść wrażenie, że mają się w nim znajdować dowody mojej +przestępczej+ działalności. Osobiście jestem przekonany, że zawiera on szereg insynuacji i oderwanych od rzeczywistości ocen mogących wprowadzić w błąd Wysoką Komisję i opinię publiczną" - napisał szef CBA.

"Uważam, że decyzja ta jest złamaniem standardów, jakie powinny obowiązywać w  demokratycznym państwie", a mnie "stawia w sytuacji bohatera +Procesu+ Kafki" -  pisze Kamiński. Podkreśla, że bez zapoznania się z raportem miałby stawić się przed komisją i "wyjaśniać okoliczności rzekomych win, nie mogąc się dowiedzieć o jakie winy chodzi".

Szef CBA zapowiada, że o zgodę na zapoznanie się z raportem wystąpi do  premiera Donalda Tuska, a jeśli taką zgodę otrzyma, wtedy poprosi komisję o  możliwość ustosunkowania się do treści dokumentu.

Pitera, minister w kancelarii premiera odpowiadająca za walkę z korupcją, przekazała premierowi materiał dotyczący działalności CBA w grudniu 2007. Status dokumentu i jego tajność budzą spory. W lutym Pitera tłumaczyła, że raport jest jedynie notatką powstałą w formie elektronicznej, nie ma podpisu ani tytułu, nie  posiada też oznaczeń kancelaryjnych. W kwietniu mówiła zaś, że raport jest oficjalnym dokumentem opatrzonym klauzulą "tajne" i przechowywanym w kancelarii tajnej.

W lipcu sąd administracyjny uznał skargę obywatela, któremu kancelaria premiera odmówiła wglądu w raport o CBA. Sąd orzekł, że kancelaria premiera ma  ponownie rozpatrzyć wniosek o udostępnienie raportu w ramach dostępu do  informacji publicznej. Raportu o CBA nie otrzymał także Rzecznik Praw Obywatelskich, który z tego powodu zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego przepisy ustawy o ochronie informacji niejawnych. Udostępnienia raportu członkom sejmowej komisji śledczej ds. domniemanych nacisków na śledztwa dotyczące polityków i mediów chce przewodniczący komisji Andrzej Czuma (PO).

Pitera zapewniła kilka dni temu, że na posiedzenie komisji stawi się i będzie odpowiadać na pytania jej członków. O tym, co ma znajdować się w raporcie, informowała TVN24. Według telewizji w liczącym 46 stron raporcie są informacje, że celem działań biura miało być skompromitowanie Platformy Obywatelskiej przed wyborami parlamentarnymi w 2007 r. Jako przykład działań zmierzających do kompromitacji PO Pitera wymienia prowokację wobec Beaty Sawickiej.

W raporcie mają być także dowody na łamanie prawa, polegające m.in. na  omijaniu procedur, np. rozpoczynanie działań agentów CBA bez formalnej decyzji w  tej sprawie. Tezy zawarte w raporcie mają być oparte na trzech źródłach: pokontrolnym raporcie ABW, doniesieniach prasowych i doniesieniach samych funkcjonariuszy CBA. Te ostatnie miały dotyczyć nie kwestii politycznych, a  powszechnego kumoterstwa podczas przyjmowania pracowników do Biura - podała TVN24.

W sobotę w TOK FM Pitera powiedziała, że rozważa skierowanie sprawy przecieku do prokuratury. Przypomniała, że w przypadku raportu jest precyzyjnie określone, kto i w jakich godzinach go czytał. "Do kancelarii tajnej komisji ds. służb specjalnych poszło tyle egzemplarzy, ilu jest członków komisji, siedem. Znam ten dokument ja i premier" - powiedziała Pitera.

ND, PAP