J.Kaczyński nie musi przepraszać Agory

J.Kaczyński nie musi przepraszać Agory

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo Agory - wydawcy "Gazety Wyborczej" przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu za słowa o jej związkach z postkomunistyczną oligarchią i porównanie "GW" do "Trybuny Ludu" z 1953 r.

Oddalając żądania sąd uznał, że były to tylko oceny, a nie fakty. Sędzia Janina Dąbrowiecka w ustnym uzasadnieniu wyroku podkreślała, że opinie nie podlegają sprawdzeniu co do prawdziwości i mieszczą się w granicach wolności wypowiedzi.

Wyrok nie jest prawomocny. Prawnik Agory, która żądała od b. premiera przeprosin i wpłaty 50 tys. zł na cel społeczny, już zapowiedziała odwołanie.

Reprezentujący Agorę mec. Piotr Rogowski powiedział po rozprawie, że "szanując w pełni pogląd wyrażony przez sąd, nie sposób się z nim zgodzić". "Sąd de facto w swoim orzeczeniu przyzwolił dzisiaj na to, co się w tej chwili dzieje, że politycy zamiast posługiwać się argumentami, posługują się językiem pomówień, zniesławień i inwektyw. Z tym mieliśmy właśnie do czynienia w tej sprawie" - ocenił.

Pełnomocnik pozwanego mec. Antoni Łepkowski nie krył zadowolenia z rozstrzygnięcia. Jak wskazywał, "każdy ma prawo do ocen". "W tekście było jednoznacznie wskazane i dwukrotnie powtórzone, że wyrażone poglądy są jedynie przypuszczeniami i to opartymi nie na konkretnych dowodach, ale na spekulacji intelektualnej" - powiedział.

We wrześniu 2007 r. Kaczyński - wówczas premier - powiedział "Rzeczpospolitej": "Państwo chyba nie czytają +Gazety Wyborczej+. To, co się tam wyprawia, to +Trybuna Ludu+ z 1953 r. Atak na nas przekracza wszelką miarę. Barańskiego (Marek Barański, dziennikarz TVP w PRL, później w "NIE" i "Trybunie" - PAP) potrafią zostawić w tyle. Agora nie może nie mieć związków z oligarchią, jeżeli jest wydawnictwem na dużą skalę, a w Polsce gospodarka w niemałej części jest w rękach postkomunistycznych oligarchów. I w związku z tym zamówienia na ogłoszenia, reklamy, promocje są w ich rękach" - mówił ówczesny szef rządu.

Powiedział też, że zła prasa, "w wielkim skrócie myślowym i z uwzględnieniem wszystkich wyjątków, jest po prostu wynikiem złych stosunków mojego rządu z oligarchią. Zdecydowana większość mediów jest w istocie pod kontrolą oligarchii". Spytany, czy Axel Springer, Edipresse lub Agora są pod taką kontrolą, J. Kaczyński odparł: "Według mojego rozeznania w niemałej mierze tak. W przypadku Agory dochodzi do tego czynnik bardzo intensywnie ideologiczny. To środowisko ma silną wolę panowania ideologicznego w kraju, co się mu przez lata udawało z fatalnym skutkiem dla Polski. Ale żeby było jasne - obawiam się, że związki finansowe Agory z układem oligarchicznym w Polsce też istnieją". Na pytanie czy ma taką wiedzę, czy tylko przypuszcza, J. Kaczyński odparł: "Przypuszczam. Nie potrafię w tej chwili państwu zilustrować tego przykładami".

Aby nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi dowieść, że mówił prawdę lub przynajmniej, że działał w interesie publicznym. Na nim też spoczywa ciężar wykazania, że jego działanie nie było bezprawne.

Na rozprawie na początku października Kaczyński mówił, że "oceny" i "przypuszczenia", jakie zawarł w wywiadzie dla "Rz", były efektem "nieustannych i brutalnych" ataków medialnych, jakim poddawany był jego rząd. W efekcie uzasadnione - zdaniem Kaczyńskiego - było domniemanie, "że atak ten miał głębsze przesłanki".

ab, pap