"Odsunięcie Steinbach - dzięki Bartoszewskiemu"

"Odsunięcie Steinbach - dzięki Bartoszewskiemu"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak/Wprost
Zdaniem rzecznika rządu Pawła Grasia to, że Związek Wypędzonych (BdV) na razie rezygnuje z nominowania Eriki Steinbach do władz fundacji poświęconej wysiedleniom to wynik m.in. rozmów kanclerz Niemiec Angeli Merkel i Władysława Bartoszewskiego.
"To sukces. Uważam, że to dobry dzień, to dobra wiadomość" - ocenił Graś.

Prezydium niemieckiego Związku Wypędzonych poinformowało w środę, że na razie rezygnuje z nominowania szefowej BdV Eriki Steinbach do rady fundacji poświęconej wysiedleniom.

Jedno z trzech miejsc przeznaczonych dla BdV w 13-osobowej radzie fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" pozostanie jednak nieobsadzone - podkreślono w komunikacie.

"Ta wiadomość, która dzisiaj przyszła, jest potwierdzeniem tych ustaleń, które pani kanclerz Merkel i minister Bartoszewski poczynili jakiś czas temu" - powiedział Graś w środę dziennikarzom w Sejmie.

Minister w kancelarii premiera Władysław Bartoszewski spotkał się z Merkel w połowie lutego w Berlinie. Mówił wtedy, że jest bardzo zadowolony z rozmowy.

"Wyszedłem (z rozmowy) przekonany, że mogę polegać na lojalności i liczyć na dotrzymanie pewnych ustaleń dotyczących naszych kontaktów szczególnie w tym, jubileuszowym roku" - oświadczył wówczas Bartoszewski.

Bartoszewski dał wówczas do zrozumienia, że poruszył sprawę udziału Steinbach w radzie Fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie".

Graś wyraził nadzieję, że sprawa Steinbach "nie będzie ciążyła na stosunkach polsko-niemieckich".

"Premier w ostatnich wywiadach dla niemieckiej prasy powiedział wyraźnie, że my Polacy mamy obsesję na temat prawdy o II wojnie światowej, na temat prawdy o historii i tę prawdę będziemy spokojnie Europie i światu pokazywać" - dodał rzecznik rządu.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że cieszy się, iż w radzie niemieckiej fundacji poświęconej wysiedleniom nie będzie Eriki Steinbach, ale jednocześnie martwi się, że powstaje Centrum Przeciwko Wypędzeniom. "Muzeum jest z polskiego punktu widzenia niemożliwe do przyjęcia" - podkreślił.

"Erika Steinbach została wycofana dopiero po ostrej kampanii. W końcu przestano się bać mówić głośno, że wchodzi tu w grę zbieżność interesów" - ocenił prezes PiS na konferencji prasowej.

Jak dodał, gdyby premier Donald Tusk prowadził od początku twardą politykę, "mówiącą głośno o polskich interesach, sprzecznościach, nadużyciach moralnych, to prawdopodobnie Muzeum by nie było".

"Muzeum jest przeciwko polskim interesom, jest w istocie kwestionowaniem moralnych praw Polaków do Ziem Zachodnich i Północnych (...) Nie wolno kwestionować w dzisiejszej Europie prawa państw do ich własnego terytorium, a to że doszło do przesiedleń, to jest wyłączna wina Niemiec" - podkreślił prezes PiS.

Zdaniem prezesa PiS, decyzja Związku Wypędzonych o rezygnacji z nominowania Steinbach do władz fundacji, to dowód, że sposób uprawiania polityki przez PiS "był skuteczny i mógł być skuteczny".

Jak dodał, wymyślone sukcesy rządu - jak sprawa rezygnacji z nominacji Steinbach - mają przesłaniać bardzo poważną porażkę - powstanie Centrum Przeciwko Wypędzeniom.

Prezydium niemieckiego Związku Wypędzonych poinformowało w środę, że na razie rezygnuje z nominowania szefowej BdV Eriki Steinbach do rady fundacji poświęconej wysiedleniom.

Z perspektywy krótkoterminowej rezygnacja z nominacji Steinbach to mały polski sukces - powiedział dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski, komentując rezygnację niemieckiego Związku Wypędzonych z nominowania swojej szefowej Eriki Steinbach do rady fundacji poświęconej wysiedleniom.

W związku z brakiem nominacji Steinbach, jedno z trzech miejsc przeznaczonych dla BdV w 13-osobowej radzie fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" pozostanie jednak nieobsadzone - podkreślono w komunikacie.

"To mały polski sukces dlatego, że Związek Wypędzonych musiał uznać, że w relacjach polsko-niemieckich problem Eriki Steinbach jest poważnym problemem i ugiął się przed planami politycznymi kanclerz Merkel dotyczącymi polsko-niemieckiego zbliżenia" - podkreślił Ołdakowski.

W jego opinii ważniejszą kwestią jest tu kwestionowanie przez stronę polską samego pojawienia się Centrum Przeciwko Wypędzeniom jako instytucji, która będzie przedstawiała historię XX wieku w sposób, na jaki Polska nie może się zgodzić.

"I w tej perspektywie Erika Steinbach była tylko osobą, która reprezentowała tę instytucję, była pewnym symbolem idei, którą odrzucaliśmy. Nie odrzucaliśmy Steinbach jako takiej, chociaż było coś niegodnego w sytuacji, by Związek Wypędzonych reprezentowała osoba, która urodziła się na terenach, które były polskie przed II wojną i z których wypędzono prawowitych polskich właścicieli" - dodał dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

Jego zdaniem nie umieszczanie Steinbach w fundacji jest jednak także tylko pozornym sukcesem. "Spięcie Eriki Steinbach z tym problemem było błędem. Jego następstwem będzie opinia, że uznajemy samą instytucję, która będzie w sposób fałszywy przedstawiała historię i przez to będziemy wobec niej bezradni" - uznał Ołdakowski.

Według niego w perspektywie długofalowej przegraliśmy sprawę Centrum Przeciwko Wypędzeniom, ponieważ "ono po prostu powstanie". "Bardzo ważną kwestią dla polskiego rządu jest teraz powrót do dyskusji o samej idei powstania Centrum i pilnowanie, by była przedstawiana prawdziwa wizja historii, a nie wizja subiektywna" - zaznaczył dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

Jak podkreślił Ołdakowki, w tej chwili Niemcy uważają, że zrobili dużo nie dopuszczając do nominacji Steinbach i będzie trudno ponownie podjąć dyskusję o samej idei Centrum.

Brak nominacji dla Eriki Steinbach to chwilowy unik i rozwiązanie tymczasowe - powiedział historyk Wojciech Roszkowski, komentując rezygnację niemieckiego Związku Wypędzonych z nominowania swojej szefowej do rady fundacji poświęconej wysiedleniom.

W związku z brakiem nominacji Steinbach, jedno z trzech miejsc przeznaczonych dla BdV w 13-osobowej radzie fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" pozostanie nieobsadzone.

"Z punktu widzenia Związku to dobre posunięcie, które powoli zobaczyć w jakich warunkach da się to zrobić kiedyś. Dlatego w mojej opinii jest to ustępstwo tylko pozorne" - zaznaczył Roszkowski.

W jego ocenie decyzja o braku nominacji dla Steinbach nie rozwiązuje problemu, ponieważ Związek Wypędzonych nie wycofał się w ogóle, tylko zrezygnował w tym momencie z tej kandydatury.

"Niewykluczone, że jest to krok taktyczny na przeczekanie, być może chodzi o zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego, być może o coś innego, ale myślę, że to nie jest ostateczna decyzja" - podkreślił Roszkowski.

Szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier z zadowoleniem przyjął decyzję Związku Wypędzonych o rezygnacji z powołania Eriki Steinbach do władz fundacji poświęconej wysiedleniom - poinformował jego rzecznik Jens Ploetner.

Według rzecznika, szef MSZ i kandydat socjaldemokracji SPD na kanclerza zawsze podkreślał, że projekt upamiętnienia wysiedleń w ramach centrum "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" musi zostać zrealizowany "w duchu pojednania i porozumienia z naszym ważnym partnerem - Polską".

"Krok BdV otwiera ku temu drogę" - dodał Ploetner.

Godne ubolewania jest jednak - ocenił - że "w minionych tygodniach doszło do niełatwej dyskusji na ten temat z naszym polskim partnerem".

"Minister Steinmeier ma nadzieję, że decyzja rządu w sprawie powołania fundacji doprowadzi do trwałego rozwiązania problemu w duchu pojednania" - dodał rzecznik MSZ.

Lech Kaczyński pozytywnie odniósł się do rezygnacji niemieckiego Związku Wypędzonych z nominowania swojej szefowej Eriki Steinbach do rady fundacji poświęconej wysiedleniom. Prezydent podtrzymał jednocześnie "bardzo sceptyczny stosunek" do tzw. Widocznego Znaku.

"Jest lepiej niż było, ale ja w dalszym ciągu do tego przedsięwzięcia mam bardzo sceptyczny stosunek" - powiedział prezydent na konferencji prasowej w Katowicach.

W związku z brakiem nominacji Steinbach, jedno z trzech miejsc przeznaczonych dla BdV w 13-osobowej radzie fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" pozostanie nieobsadzone.

Prezydent przyznał, że Niemcy poniosły olbrzymie straty w czasie II Wojny Światowej, ale - jak dodał - trzeba pamiętać, kto tę wojnę wywołał. "Należy pamiętać o tym, że przesiedlenia ludności niemieckiej nie były decyzją polskich władz" - powiedział prezydent.

Jak zaznaczył, przesiedlenia "nie mają nic wspólnego z takimi nieszczęściami jak bombardowanie miast". "Jakoś nie widzę szczególnej skłonności do tego, żeby upamiętniać w sposób szczególny takie właśnie bombardowania miast niemieckich" - dodał.

Podkreślił, że przesiedlenia ludności po wojnie były "politycznie koniecznie i stanowiły konsekwencje wojny, którą wywołały Niemcy". Zwrócił uwagę, że wojna przyniosła polskiemu narodowi niewyobrażalne straty.

Prezydent ocenił, że stosunki polsko-niemieckie "nie są najgorsze". Oświadczył, że oczekiwałaby ze strony Niemiec "czegoś, co można by sprowadzić do zasady, że każda ze stron może ustępować".

ab, pap, keb

Czytaj też: Palikot poparł eutanazję