Cyrk kompetencyjny

Cyrk kompetencyjny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Spór o nominację Anny Fotygi na ambasadora RP przy ONZ jest kolejnym argumentem za jak najszybszym przyjęciem ustawy kompetencyjnej. Mało istotne jest to, czy ambasadorów będzie mianował premier czy prezydent. Ważne, aby nie dochodziło przy tym do kompromitujących kłótni, które torpedują politykę zagraniczną.
Gdy o jakiejś sprawie decydują dwa ciała, nawet związane z tą samą opcja polityczną, zwykle dochodzi do kłótni. Wszyscy pamiętamy awantury Lecha Wałęsy z kolejnymi premierami o obsadę resortów siłowych. Pamiętamy również przepychanki Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera na tle obsady personalnej spółek Skarbu Państwa. Ten sam cyrk obserwujemy obecnie,  przy okazji kłótni prezydenta z premierem, tym razem o politykę zagraniczną. Prawdopodobnie nie byłoby problemu, gdyby przepisy konstytucyjne były precyzyjnie skonstruowane i jasno rozdzielały kompetencje prezydenta i premiera.
Inaczej zawsze będziemy świadkami kolejnych wojenek.

Osobiście jestem zwolennikiem systemu, który sprawdza się w USA, gdzie szef rządu jest głową państwa i podziału kompetencyjnego nie ma. W Europie najlepiej funkcjonują te rządy, których szef nie musi współpracować z głową państwa. W Wielkiej Brytanii królowa zajmuje się przypinaniem orderów, przecinaniem wstęg i honorowym reprezentowaniem państwa. Władza należy do premiera. Tak samo w Niemczech, gdzie prezydent jest stanowiskiem honorowym, a rządzi kanclerz. Tam, gdzie władza wykonawcza podzielona jest między dwie osoby, konflikty i niesnaski są regułą (vide Francja).

Polska potrzebuje ustawy kompetencyjnej. Nie po to, aby czyjąś władzę ograniczyć, lecz po to, aby nie blokować koniecznych decyzji i nie kompromitować Polski. Trudno bowiem oczekiwać, że światowe mocarstwa będą poważnie traktować kraj, którego władza nie jest w stanie porozumieć się co do osoby ambasadora.