IPN: Kwaśniewski to TW "Alek". Ale są znaki zapytania

IPN: Kwaśniewski to TW "Alek". Ale są znaki zapytania

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. A. Jagielak WPROST
W latach 1983-1989 Aleksander Kwaśniewski był zarejestrowany pod numerem 72 204 jako TW "Alek" - wynika z artykułu wiceszefa pionu lustracyjnego IPN Piotra Gontarczyka nt. domniemanych związków Kwaśniewskiego z SB. Według niego w tej sprawie pozostaje jednak "wiele fundamentalnych znaków zapytania". - To jest kolejna publikacja, która niczego nie wnosi. Ja wiem, że żadnym agentem nie byłem, pan Gontarczyk pewnie do końca swojego życia będzie uważał odwrotnie. Tyle tego, cóż można więcej powiedzieć - skomentował publikację IPN Kwaśniewski.

Ponad 50-stronicowy artykuł ukazał się we wtorek w specjalistycznym periodyku IPN pn. "Aparat represji w Polsce Ludowej". To szczegółowa analiza źródłoznawcza na ten temat. Gontarczyk był współautorem wydanej wcześniej przez IPN książki o domniemanych agenturalnych związkach Lecha Wałęsy z SB w latach 70.

 

Krytykując tę książkę o Wałęsie, Kwaśniewski nazwał wiosną br. IPN "instytutem kłamstwa narodowego". W kwietniu br. prezes IPN Janusz Kurtyka powiedział, że Kwaśniewski w latach 1983-1989 "był rejestrowany przez bezpiekę jako TW +Alek+ przez departamenty II i III MSW". Dodał, że nie przesądza, czy ta współpraca "była materializowana, czy nie" i zapowiedział, że IPN opublikuje "rozprawę źródłoznawczą na ten temat". Termin i miejsce publikacji zmieniano kilka razy.

Kwaśniewski replikował, że "stwierdzenia Kurtyki są ostatecznym dowodem potwierdzającym, iż IPN to instytut kłamstwa narodowego". Podkreślał, że Sąd Lustracyjny orzekł w 2000 r., że nie był on TW "Alkiem". "Powtarzanie tego wymysłu wyjaśnionego i odrzuconego przez Sąd Lustracyjny jest niegodziwością" - dodawał Kwaśniewski.

W 2000 r. Sąd Lustracyjny uznał, że Kwaśniewski złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne o tym, iż nie był agentem SB. Sąd podkreślił, że nie da się zweryfikować zapisów w dziennikach SB dotyczących Kwaśniewskiego. Zarazem uznano, że numer TW "Alek" - 72 204 był w tzw. dzienniku rejestracyjnym SB tożsamy z przypisanym w tzw. dzienniku koordynacyjnym SB Kwaśniewskiemu.

Zgromadzony materiał sąd uznał za wystarczający do stwierdzenia prawdziwości oświadczenia. Sąd doszedł do wniosku, że zarejestrowanie przez SB w 1982 r. tzw. zabezpieczenia oraz późniejsza o rok zmiana tej rejestracji na tajnego współpracownika odnoszą się do Kwaśniewskiego. Zarazem sąd przyznał, że nie miał możliwości sprawdzenia poprawności tego zapisu pod względem formalnym, bo nie zachowały się materiały wytwarzane przy takiej rejestracji.

W kwietniu br. koła SdPl-Nowa Lewica i Demokratyczne Koło Poselskie skierowały do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przez Kurtykę przestępstwa pomówienia b. prezydenta oraz przekroczenia uprawnień. Z "braku cech przestępstwa" stołeczna prokuratura odmówiła ścigania prezesa IPN. Klub Lewicy złożył do marszałka Sejmu wniosek o odwołanie prezesa IPN w związku z "atakami Instytutu" na byłych prezydentów Kwaśniewskiego i Wałęsę. W opinii marszałka Bronisława Komorowskiego wniosek był niezgodny z ustawą o IPN i nie trafił pod obrady Izby.

"Nie widzę żadnego powodu, by podawać się do dymisji" - mówił sam Kurtyka. "Myślę, że środowiska postkomunistyczne od czasu do czasu powinny usłyszeć prawdę o swojej przeszłości, tym bardziej że prominentny przedstawiciel tych środowisk obrzuca wyzwiskami instytucję niepodległego państwa polskiego" - dodał. "Chciałbym też podkreślić, że jest rzeczą oburzającą, by wyzwiskami i zarzucaniem nieprawdy IPN obrzucał tę instytucję pan prezydent Kwaśniewski, zważywszy na fakt, że całkiem niedawno, pełniąc swój urząd, chwiał się na grobach polskich oficerów w Charkowie" - oświadczył.

Kurtyki bronił prezydent Lech Kaczyński, który krótko po jego wypowiedzi odznaczył pracowników IPN; sam prezes otrzymał Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. "Działajcie tak dalej jak działaliście dotąd; bądźcie odważni" - mówił prezydent. Premier Donald Tusk zapowiedział zaś, że nie będzie starał się o odwołanie Kurtyki, którego 5-letnia kadencja kończy się w 2010 r.

W swym artykule Gontarczyk podkreśla, że w sprawie Kwaśniewskiego pozostaje "wiele fundamentalnych znaków zapytania". Według Gontarczyka, dokumentacja "Alka" została najprawdopodobniej zniszczona jesienią 1989 r., ale "nie można wykluczyć jej wyniesienia poza archiwum MSW". Zdaniem autora, jest mało prawdopodobne, by kiedykolwiek odnalazły się "kolejne istotne dokumenty" na temat "Alka". Jednocześnie Gontarczyk zastrzega, iż "nie można wykluczyć, że w miejscach trudnych dziś do przewidzenia odnajdą się kolejne dokumenty SB dotyczące Aleksandra Kwaśniewskiego".

Gontarczyk stwierdza, że Kwaśniewski jako "prominentny członek władz PRL" pojawia się w latach 80. w wielu dokumentach SB. W 1984 r. SB pisała w notatce biograficznej o nim, że "dominantą jego działań i aspiracji jest dążność do objęcia eksponowanego stanowiska w strukturach władzy". "Inne fragmenty notatki dotyczą wyników weryfikowania informacji na temat domniemanego żydowskiego pochodzenia" - pisze autor. Wspominając o sprawdzaniu przez SB ojca Kwaśniewskiego - Zdzisława, Gontarczyk dodaje, że "funkcjonariusze SB uzyskali też informacje, że w rozmowach prywatnych miał on mówić o swoim żydowskim pochodzeniu". Autor przyznaje, że początkowo chciał pominąć ten wątek, ale zmienił zdanie, gdy treść tych dokumentów wprowadził do obiegu "Dziennik" latem br.

W artykule Gontarczyk cytuje notatki esbeków z 1984 r., kiedy Kwaśniewski był redaktorem naczelnym "Sztandaru Młodych". W jednej z nich pisano, że Kwaśniewski źle kieruje tą gazetą i prowadzi "niewłaściwą politykę finansową", bo np. nie zwraca uwagi, że niektórzy dziennikarze "podawali komunikaty PAP jako własne, za co pobierali pieniądze". Inny zarzut SB wobec Kwaśniewskiego, to brak "koncepcji programowej gazety" i udostępnianie łamów "osobom postronnym, prywatnie sobie znanym".

Pisząc, że Kwaśniewski nie znalazł się w 1992 r. na "liście Macierewicza", Gontarczyk podkreśla, że rejestracja jako TW "Alek" "w pełni kwalifikowałaby" go do umieszczenia na tej liście. "Powód jest oczywisty: lista była dalece niekompletna, bo sporządzono ją na podstawie informacji zawartych w pomocach ewidencyjnych SB, z których w latach 1989-1990 usunięto ogromną ilość informacji" - pisze Gontarczyk. Podkreśla, że do poszukiwań nie wykorzystywano wtedy dzienników koordynacyjnych SB.

Gontarczyk pisze, że w wyroku z 2000 r. Sąd Lustracyjny zawarł "nieprawdziwe informacje", m.in. co do niemożności ustalenia okoliczności zmiany rejestracji "Alka" z zabezpieczenia na TW, bo - według autora - "przerejestrowania" dokonał w czerwcu 1983 r. oficer SB Zygmunt Wytrwał. Zdaniem Gontarczyka, sędziowie "nie dysponowali dostateczną wiedzą merytoryczną", a w swym wyroku dokonali "wątpliwych interpretacji".

Gontarczyk podkreśla, że "w czasie tego procesu, głównie na skutek pośpiechu, powodującego błędy w działaniu UOP, Sąd Lustracyjny otrzymał tylko część znanych wówczas dokumentów dotyczących Kwaśniewskiego". Najważniejszym jest dla autora odnaleziony w UOP już po procesie dokument ze sprawy sprawdzenia operacyjnego o kryptonimie "Teleecho" z 1983 r. SB próbowała wtedy ustalić, kto na południowym Ursynowie zakłóca sygnał telewizyjny, nakładając na wizję napis "Solidarność". SB spytała swą ewidencję operacyjną o wszystkie rejestracje osób mieszkających w wytypowanym obszarze. W dokumencie tym jest zapis z ul. Polinezyjskiej z numerem rejestracyjnym 72 204 i nazwiskiem kpt. Wytrwała. Gontarczyk dodał, że w tym zapisie chodzi właśnie o Kwaśniewskiego, który mieszkał wtedy przy tej ulicy (numer domu i mieszkania Gontarczyk pominął ze względu na "ochronę prywatności bohatera tekstu").

Gontarczyk zaznacza, że od początku lat 80. SB pozyskiwała agentów w środowisku dziennikarskim bez względu na ich przynależność do PZPR - co czynili "nie wbrew obowiązującym instrukcjom, ale na wyraźne polecenie przełożonych". Według autora, o nieprzestrzeganiu zasady niewerbowania członków PZPR w środowisku dziennikarskim informował sąd biegły z archiwum UOP Antoni Zieliński, ale sąd nie dał mu wiary. Zdaniem autora, w środowisku dziennikarskim nie było innego TW "Alek" - jak sugerował sam Kwaśniewski.

Według Gontarczyka, w przypadku Kwaśniewskiego "jakakolwiek fikcyjna rejestracja lub wprowadzenie do ewidencji operacyjnej SB przysłowiowej +martwej duszy+ należy uznać za nieprawdopodobne".

Zdaniem Gontarczyka, tłem procesu lustracyjnego Kwaśniewskiego i Wałęsy w 2000 r. była "brutalna kampania medialna przeciwko lustracji prowadzona głównie przez środowisko +Gazety Wyborczej+".

Była szefowa jego kancelarii Jolanta Szymanek-Deresz oceniła, że najnowsza publikacja IPN na temat byłego prezydenta "nie może wnieść niczego nowego wobec prawomocnego orzeczenia sądu lustracyjnego". - Tylko władza sądownicza, umocowana konstytucyjnie jest władna stwierdzać czy ktoś był współpracownikiem, czy też nie. Mamy prawomocne orzeczenie, tylko ono nas obowiązuje - podkreśliła. Według Szymanek-Deresz, publikacja IPN zawiera też "pewnego rodzaju insynuacje, że nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie znajdują się dokumenty, które mogą potwierdzać tezę stawianą przez autora". W ocenie byłej szefowej kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego, "wyraźna jest tendencja do tego, aby temat był żywy, aby do niego wracać i aby cały czas rzucać cień na znakomitą prezydenturę Aleksandra Kwaśniewskiego". Zdaniem Szymanek-Deresz, publikacja IPN, "potwierdza jedynie fakt, że służby interesowały się Aleksandrem Kwaśniewskim".

PAP, mm