"Wolność słowa jest fundamentem demokracji"

"Wolność słowa jest fundamentem demokracji"

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot: WPROST/ prezydent.pl
- Wolność słowa jest jednym z fundamentów państwa demokratycznego. Szczególną rolę odgrywają wolne media i niezależni dziennikarze. Przekazując informacje wypełniają ważną społecznie misję. Pełnią funkcję kontrolną wobec władzy. Bez tej kontroli władza częściej ulega pokusie nadużyć. Mój poważny niepokój budzi kolejna sprawa, w której dziennikarzowi stawia się zarzut ujawnienia tajemnicy państwowej - napisał na swojej stronie internetowej prezydent Lech Kaczyński, odnosząc się do zarzutu, jakie krakowska prokuratura postawiła dziennikarzowi TVN24 Krzysztofowi Skórzyńskiemu.
- Prokuratura ma obowiązek ścigania takich przestępstw. Wątpliwości musi budzić jednak sytuacja, w której zarzuty stawia się nie bezpośrednim sprawcom przecieku tylko dziennikarzom, którzy wykonując swoją pracę przekazują uzyskane informacje społeczeństwu. Prawo musi być przestrzegane, ale jego egzekwowanie nie powinno zagrażać wolności słowa. W każdej tego typu sytuacji zadaniem dziennikarza powinna być również troska o polską rację stanu. Z drugiej strony dziennikarz musi mieć możliwość podjęcia samodzielnej decyzji, bez strachu przed instytucjami czy osobami, których interesy narusza - napisał prezydent w specjalnym oświadczeniu na swojej stronie internetowej. 

- Pamiętajmy, że to właśnie dzięki wysiłkom dziennikarzy Polacy w ciągu ostatnich 20 lat dowiedzieli się o większości największych afer. Istnieje niebezpieczeństwo, że z obawy przed zbyt surowymi konsekwencjami dziennikarze mogą unikać podejmowania ważnych społecznie tematów. To może prowadzić do swoistej autocenzury mediów i ograniczenia prawa społeczeństwa do informacji - podkreślił Lech Kaczyński.  

Z kolei Radiu Zet prezydent powiedział: "To jest próba zamknięcia ust w sprawach, w których dziennikarze mają prawo wiedzieć i mówić, ponieważ są w praktyce jedynymi łącznikami między społeczeństwem, narodem, ludźmi a władzą". "Władzy trzeba patrzeć na ręce, trzeba patrzeć w sposób rozsądny. Trzeba oddzielać to, co jest głupstwem od tego, co jest rzeczą bardzo istotną, ale w tym przypadku nie idzie o głupstwa" - dodał prezydent.

Wcześniej w rozmowie z portalem gazeta.pl minister w Kancelarii Prezydenta Paweł Wypych powiedział, że sprawa jest interesująca i prezydent będzie chciał mieć pełną informację w tej kwestii. Jak zaznaczył, sprawa dziennikarzy nie jest prosta, dlatego "na pewno pan prezydent będzie się nią interesował".

Rada Polskiego Press Clubu zaapelowała do ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego, by objął postępowanie w tej sprawie "osobistym nadzorem". "Nie przesądzamy o winie lub niewinności obu dziennikarzy, od tego jest niezawisły sąd. Chcemy mieć tylko pewność, że prokuratura będzie w tej sprawie kierować się wyłącznie względami prawnymi. Niestety, tam gdzie prawo styka się z polityką takiej pewności względem prokuratury mieć nie można" - oświadczyła Rada Press Clubu. Dodała w nim, iż żeby "ustalić, czy działanie dziennikarzy służy prawu obywateli do informacji nie trzeba stawiać ich w roli podejrzanych".

O osobisty nadzór ministra nad tym postępowaniem wnioskuje także Rada Konsultacyjna Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W wydanym oświadczeniu podkreślono, że zarzuty stawiane dziennikarzom przez prokuraturę "prowadzą do ograniczenia wolności słowa (...) i kontroli władz publicznych przez obywateli za pośrednictwem mediów".

Według dr. Adama Bodnara z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, praktyka w tego typu przypadkach dotychczas była taka, iż prokurator wzywał dziennikarza jako świadka, aby ustalić skąd pochodził przeciek. "Dziennikarz zasłaniał się tajemnicą i jeśli prokuratura nie miała innych dowodów umarzała sprawę" - powiedział. Bodnar dodał, że "nie można zrzucać odpowiedzialności na dziennikarzy za to, iż w jakiś instytucjach są przecieki".

Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek ocenił, że w przypadku informacji chronionych tajemnicą państwową dochowanie tajemnicy jest wyższą koniecznością niż ujawnienie potencjalnej afery. "Tutaj wygrała chęć sprzedania informacji na zewnątrz. Tego nie można pochwalić. Jestem bardzo za tym, by dziennikarze szukali, szperali, bo to jest również ich obowiązek, ale jest sprawa najwyższej konieczności i to jest sprawa tajemnicy państwowej" - zaznaczył. Według Buzka w takich sytuacjach istnieją inne sposoby dochodzenia - jak powiedział - do prawdy, a najprostszym rozwiązaniem jest zawiadomienie prokuratury.

W wydanym wieczorem oświadczeniu Grupa TVN poinformowała, że "z wielkim niepokojem przyjmuje próbę zamknięcia ust dziennikarzom przez prokuraturę w Krakowie". "Postawienie zarzutu dziennikarzowi TVN24 za to, że opublikował informacje z dochodzenia dotyczącego afery gruntowej pokazuje, że walka o wolność słowa, podstawową wartość w demokratycznym społeczeństwie, jest wciąż aktualnym wyzwaniem" - głosi oświadczenie wiceprezesa zarządu Grupy TVN Piotra Waltera i redaktora naczelnego TVN24 Adama Pieczyńskiego. "Bezwzględne zachowywanie tajemnicy służbowej jest obowiązkiem tych, którzy tą tajemnicą dysponują: polityków, urzędników, wojskowych, policjantów i innych służb. Przerzucanie na dziennikarzy odpowiedzialności za ujawnianie tajemnic to nic innego, jak założenie dziennikarzom kagańca i próba zastraszenia całego środowiska" - głosi oświadczenie Grupy TVN.

Prok. Marcinkowska poinformowała, że "prokurator przedstawił Krzysztofowi S. zarzut publicznego rozpowszechnienia bez zezwolenia od 4 stycznia 2009 roku w telewizyjnym wydaniu programu +Fakty+, a także w ogólnodostępnych portalach internetowych tvn24.pl, wiadomości z postępowania przygotowawczego prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Rzeszowie". Jak dodała, "w szczególności chodzi o fragmenty zeznań świadka, złożone w tym postępowaniu, zanim te materiały zostały ujawnione w postępowaniu sądowym".

Podejrzany dziennikarz nie przyznał się do stawianego mu zarzutu; skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień i udzielania odpowiedzi na pytania. Złożył krótkie oświadczenie, że działał zgodnie z prawem i obowiązkami dziennikarza, a tymi obowiązkami było informowanie społeczeństwa o sprawach, które są przedmiotem zainteresowania opinii publicznej.

Gierszewski powiedział portalowi tvn24.pl, że chodzi zapewne o zeznania prokuratorów w sprawie przecieku o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa; materiał przygotowali wspólnie ze Skórzyńskim. Dziennikarze opublikowali go 4 stycznia ub. roku. Dowodzili, że prokurator Jerzy Engelking, najbliższy współpracownik Zbigniewa Ziobry, mimo braku dowodów, wskazał Janusza Kaczmarka jako źródło przecieku w akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Dziennikarze powoływali się na zeznania śledczych badających tę sprawę, które ci złożyli w rzeszowskiej prokuraturze.

Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie prowadzi śledztwo w związku z domniemanym przekroczeniem uprawnień przez prokuratorów, funkcjonariuszy ABW i CBA w sprawie przeciwko b. szefowi MSWiA Januszowi Kaczmarkowi oraz dotyczące multimedialnej konferencji wiceprokuratora generalnego Jerzego Engelkinga w 2007 r.

Jak informowała wcześniej krakowska prokuratura, zarzuty stawiane dziennikarzom dotyczą art. 241 kodeksu karnego, który mówi o tym, że "kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch". Chodzi o to, że materiały z postępowania prokuratorskiego mogą być ujawniane jedynie za zgodą organu prowadzącego postępowanie według określonej procedury, która w tym przypadku powinna być zastosowana również przez dziennikarzy.

"Nie jest to zamach na wolność mediów" - mówił dziennikarzom podczas konferencji prasowej w ubiegłym tygodniu prokurator okręgowy w Krakowie Artur Wrona. "Media mają swoje obowiązki, a my mamy swoje. W materiale, który był publikowany, są cytaty z protokołu. To znaczy, że dziennikarze mieli dostęp do protokołu, do którego nie mieli prawa dostępu i o udostępnienie którego się nie zwrócili" - wyjaśniał prokurator.

Prok. Wrona wskazał, że sprawa będzie oceniana także pod kątem społecznej szkodliwości czynu. Według prawnika, do którego zwróciła się PAP, oznacza to, że nawet gdyby doszło do przedstawienia zarzutów, ale z oceny prokuratury wynikało, iż działanie dziennikarzy nosiło cechy znikomej społecznej szkodliwości, postępowanie mogłoby zostać umorzone. Na polecenie Prokuratury Krajowej akta tej sprawy sprawdza Prokuratura Apelacyjna.

Janusz Kaczmarek (szef MSWiA w rządzie Jarosława Kaczyńskiego), Konrad Kornatowski (b. szef policji) i biznesmen Ryszard Krauze byli podejrzani o utrudnianie śledztwa ws. wyjaśnienia przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. O zarzutach informował Engelking na specjalnej multimedialnej konferencji prasowej, na której przedstawiono podsłuchy rozmów trójki i komputerową symulację przemieszczania się Kaczmarka 5 lipca 2007 r. przez Warszawę, gdy dotarł on na 40. piętro hotelu Marriott - tam miał się spotkać z Krauzem. Śledztwo to umorzono w październiku ub. roku

PAP, arb