Wałęsa: myślałem, że z ks. Jankowskim jeszcze jakiegoś dzieła dokonamy

Wałęsa: myślałem, że z ks. Jankowskim jeszcze jakiegoś dzieła dokonamy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Człowiekiem niezastąpionym, bez którego komunizm jeszcze długo, długo by istniał - określił zmarłego w poniedziałek wieczorem ks. prałata Henryka Jankowskiego Lech Wałęsa. - Myślałem, że jeszcze kiedyś wspólnie jakiegoś dzieła dokonamy. Ale życie chciało inaczej - mówił były prezydent.
Jak powiedział Wałęsa ks. Jankowski odegrał wielką rolę do 1989 roku. "A więc w walce. Potem już - w pracy, w pluralizmie, miał trochę inną wizję i ją realizował. Moja była trochę inna i też ją realizowałem" - mówił b. prezydent.

"Myślałem, że jednak jeszcze los mu da trochę pożyć, że jeszcze kiedyś wspólnie jakiegoś dzieła dokonamy. Ale życie chciało inaczej" - mówił Wałęsa, dodając, że przeżywa śmierć kapelana Solidarności, bo był on jego przyjacielem.

"Muszę powiedzieć, że do 1989 roku to był człowiek niezastąpiony w pewnych tematach, oczywiście nie we wszystkich, ale (...) bez niego właściwie komunizm by jeszcze długo, długo istniał i nie wiadomo, jak by to wyglądało" - powiedział Wałęsa.

"Cieszmy się, że był taki człowiek, cieszmy się, że naprawdę zrobił wiele i kontynuujmy dzieło wtedy rozpoczęte" - dodał b. prezydent.

Na karb choroby ks. Jankowskiego (prałat od wielu lat chorował na cukrzycę) Lech Wałęsa zrzucił niektóre kontrowersyjne wypowiedzi kapelana Solidarności, zwłaszcza te po 1989 roku. "Ta choroba powoduje różnego typu zmiany i nastroje. Powoduje też brak precyzji i czasami to właśnie powodowało, że jego wypowiedzi były nieprecyzyjne, ale moim zdaniem to było jednak związane z chorobą" - powiedział Wałęsa.

Wspominając sierpień 1980 rok, kiedy to ks. Jankowski odprawił mszę św. dla strajkujących robotników w Stoczni Gdańskiej, Wałęsa powiedział, że prałat miał szczęście pojawiać się wtedy, gdy był potrzebny. "To było wtedy, gdy poddaliśmy strajk, gdy zostaliśmy przegłosowani. Główne postulaty zostały spełnione, było głosowanie i poddaliśmy się. Pewnie, że ja i wielu innych nie chcieliśmy się poddać, ale nie było argumentów, to trzeba było ostrożnie grać argumentami, bo by weszli z pałami i nas wynieśli" - powiedział Wałęsa, dodając, że ks. Jankowski pojawił się wtedy "jak znak".

"On się pojawił wtedy w odpowiednim momencie jako taki znak, obraz, że +nie bójcie się+. On tego nie mówił, ale tak to wyglądało i podtrzymał ducha walki" - powiedział Wałęsa, dodając, że także jego własna rodzina zawsze mogła liczyć na ks. Jankowskiego. "Wspierał, przyjeżdżał, podtrzymywał na duchu, więc robił to wszystko, co porządny przyjaciel robić powinien w takich właśnie sytuacjach" - powiedział.

Ks. Jankowski od wielu lat chorował na cukrzycę. Kilka dni temu wrócił ze szpitala, gdzie był na badaniach. Zmarł w poniedziałek o godz. 20.05 w domu parafialnym św. Brygidy w Gdańsku. Msza święta pogrzebowa ma odbyć się w kościele św. Brygidy w sobotę 17 lipca o godz. 11. Mszy będzie przewodniczył i homilię wygłosi metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź.

PAP, im