Cena symbolu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podczas alianckiej ofensywy w Normandii Amerykanie podjęli forsowny szturm na miasto St. Lo – mimo że równie dobrze mogli je obejść, zmuszając Niemców do wycofania się z tej pozycji. Kiedy jeden z korespondentów wojennych spytał amerykańskiego generała dlaczego kosztem życia tysięcy żołnierzy zdobywają miasto o nikłym znaczeniu strategicznym, generał odparł: Bo ta nazwa stanie się symbolem.
Z awanturą o krzyż pod Pałacem Prezydenckim jest tak jak z amerykańskim szturmem na St. Lo – nie chodzi o koszty operacji, ani znaczenie samego monumentu. Chodzi o posiadanie symbolu, którym można okładać po głowach przeciwników, tworząc przy okazji legendę bitwy o krzyż z siłami zła i ciemności. I nic to, że nagle po stronie zła i ciemności znaleźli się nie tylko szatani z PO, którzy jak wiadomo „zawsze są tam czynni", ale również hierarchowie kościoła katolickiego co sprawia, że wierni wyciągają zaciśniętą pięść w kierunku własnego kościoła. Nic to, że zamiast czcić pamięć zmarłych, zagłuszamy wspomnienia o nich krzykami i wzajemnymi pretensjami. Nic to, że wcześniej ktoś się z kimś umówił, że krzyż ma zostać przeniesiony, a teraz ktoś sobie z tej umowy kpi, skutecznie redukując zaufanie między obiema stronami do zera. Koszty są nieważne – ważne, że jest symbol i że symbol ma się dobrze.

To co wydarzyło się dziś pod Pałacem Prezydenckim jest i straszne, i smutne. Straszne – bo oto państwo musiało ustąpić przed krzykliwym tłumem, dając świadectwo własnej słabości i bezradności, które może tylko rozzuchwalić drugą stronę (już pojawiły się żądania pisemnych gwarancji, zapewniających że krzyż pozostanie na Krakowskim Przedmieściu przynajmniej przez rok). I smutne – bo państwo rękoma obywateli osłabiają ci, którzy obiecywali, że do dalszego osłabiania majestatu Rzeczpospolitej nie dopuszczą – czyli politycy PiS. Włączając się do walki o krzyż z żądaniami bliźniaczo podobnymi do tych, stawianych przez krewkich demonstrantów, posłowie i liderzy PiS są współodpowiedzialni za dzisiejszą kompromitację państwa. Tak państwa, bo to nie Komorowski, Tusk, czy Michałowski są dziś przegrani. Przegrała Rzeczpospolita – bo Bronisław Komorowski jest prezydentem Rzeczpospolitej. I jako prezydent Rzeczpospolitej musiał wraz z Jackiem Michałowskim ustąpić przed rozwrzeszczanym tłumem.

A dlaczego ustąpił? Bo Platforma Obywatelska też ma swoje St. Lo. Symbol, którego broni za wszelką cenę. W tym wypadku symbolem są rządy łatwe, lekkie i wygodne. Tym symbolem jest władza, która nie podejmuje bolesnych decyzji, a jedynie głaszcze naród po głowie, a czasem wyrozumiale robi krok w tył. A ucieleśnieniem tego symbolu ma być przyszłoroczne zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, które uczyni z Donalda Tuska pierwszego w historii III RP premiera rządzącego przez dwie kadencje. I dlatego zamiast powiedzieć twardo „nie" dla anarchii Krakowskiego Przedmieścia władze ustępują. Silne państwo? Tak, pewnie – ale dopiero po wyborach.

Amerykański generał atakujący St. Lo postanowił zapisać się w historii krwią swoich żołnierzy. Nasi politycy rezerwują sobie miejsce w podręcznikach naszym kosztem.