Skrzypczak: Klich to pacyfista, więc rozbraja armię

Skrzypczak: Klich to pacyfista, więc rozbraja armię

Dodano:   /  Zmieniono: 
Waldemar Skrzypczak (fot. WPROST) Źródło:Wprost
Minister Bogdan Klich jest pacyfistą. Żartem można powiedzieć, że jego decyzje wynikają z przekonań. Po prostu rozbraja armię - ocenia w rozmowie z "Rzeczpospolitą" sytuację w Wojsku Polskim były dowódca wojsk lądowych gen. broni Waldemar Skrzypczak. Skrzypczak uważa za błędną m.in. decyzję o przejęciu pełnej odpowiedzialności za afgańską prowincję Ghazni. Szefowi MON zarzuca też, że ma złych doradców i nie słucha generałów.
We wtorek pojawiła się informacja, że Amerykanie przegrupowali do kontrolowanej przez polskich żołnierzy prowincji Ghazni ok. 1000 żołnierzy, by wspomóc Polaków w walce z talibami. Zdaniem gen. Skrzypczaka świadczy to o klęsce polskiej koncepcji zgodnie z którą Polski Kontyngent w Afganistanie miał wziąć pełną odpowiedzialność za prowincję Ghazni. - Od początku nie mieliśmy tyle sił, by kontrolować tę prowincję. Nie trzeba było brać za nią odpowiedzialności. To był wielki błąd - uważa Skrzypczak. I dodaje, że sam wielokrotnie przestrzegał przed takim rozwiązaniem ówczesnego szefa sztabu gen. Franciszka Gągora. - Ministrowi Klichowi się akurat nie dziwię, bo on nie ma w ogóle pojęcia o wojsku. Dziwię się wojskowym, którzy mu doradzali - mówi Skrzypczak. - Generał Gągor widział potrzebę bardziej racjonalnego działania, ale to było utrącane przez decyzje polityków - dodaje. I podtrzymuje swoją deklarację, że aby kontrolować prowincję Polska powinna dysponować w Afganistanie kontyngentem liczącym 4-6 tysięcy żołnierzy (dziś stacjonuje tam 2600 Polaków).

Skrzypczak zauważa, że przed przejęciem Ghazni przez Polaków prowincja była zaznaczona na mapach NATO kolorem żółtym, a teraz oznaczana jest na czerwono - jako prowincja o najwyższym stopniu zagrożenia. To może być jedna z przyczyn dla których Amerykanie kierują tam swoich żołnierzy. A co z Polakami, którzy formalnie mają dowodzić amerykańskim wojskiem? - Mrzonka. Być może propagandowo będziemy dowodzić. Ale nigdy, powtarzam, nigdy Amerykanie nie oddadzą nam pod komendę tysiąca ludzi. Będziemy siedzieli w bazach i bez uzgodnienia z US Army nie będziemy mogli z nich wyjść. Będziemy musieli informować ich o swoich zamierzeniach, a oni się będą zgadzali albo nie - opisuje prawdopodobny przebieg zdarzeń Skrzypczak. I dodaje, że fakt, iż najpierw domagaliśmy się swojej prowincji, a teraz potrzebujemy pomocy Amerykanów stawia nas w pozycji "chimerycznych partnerów". - Stajemy się mało wiarygodni i to nie z winy wojskowych, ale polityków - ocenia Skrzypczak.

Skrzypczak oskarża też MON o to, że mimo wielokrotnie składanych zapewnień nie doposażył polskich żołnierzy w Afganistanie. - Bezzałogowych samolotów rozpoznania nie ma, śmigłowców nie ma, nie ma karabinów Dillona, o które toczyłem bój - wylicza Skrzypczak. - Armia jest w złej kondycji, w coraz gorszej kondycji. To, co słyszę od żołnierzy, to zgroza - dodaje. I tłumaczy, że z armii odchodzą kolejni generałowie, bo nie chcą brać odpowiedzialności za to "co politycy wyprawiają z armią".

"Rzeczpospolita", arb