Święczkowski: Borusewicz wywierał na mnie naciski

Święczkowski: Borusewicz wywierał na mnie naciski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bogdan Święczkowski (fot. WPROST)Źródło:Wprost
Wszystkie działania ABW w latach 2006-2007 były oparte o przepisy prawa - powiedział przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków Bogdan Święczkowski, szef ABW w tamtym czasie. Święczkowski ocenił, że na posiedzeniach komisji padło wiele "kłamstw, przekłamań i bredni", także na jego temat. Dodał, że w listopadzie otrzymał zarzut dyscyplinarny za wypowiedź dla jednej z gazet i odbiera to jako próbę ograniczania swobody swojej wypowiedzi. Były szef ABW zeznał również, że naciski na niego próbował wywierać marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.

Na początku posiedzenia Święczkowski poinformował, że poważnie rozważał złożenie wniosków o wyłączenie z posiedzenia dwóch członków komisji z powodu ich stronniczości. - Uznałem jednak, że nie ma sensu prowadzenia publicznej demonstracji - dodał. Z kolei poseł PiS Arkadiusz Mularczyk uznał, że z prac komisji powinien wyłączyć się na czas przesłuchania Święczkowskiego szef komisji Andrzej Czuma ponieważ - jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny - był jego przełożonym.

Święczkowski wytyka posłom błędy

W trakcie swobodnej wypowiedzi Święczkowski zaczął mówić o przepisach i procedurach dotyczących ABW. Zarzucił posłom, że w tej materii popełniają "wiele kardynalnych błędów". Czuma przerwał wywód, argumentując, że to co mówi świadek wykracza poza zakres swobodnej wypowiedzi. Po wypowiedziach ekspertów przewodniczący zgodził się na kontynuację oświadczenia. - Nie jestem chłystkiem z ulicy, żeby mi przerywać i mówić mi to, co mam mówić - powiedział Święczkowski w trakcie dyskusji, która się wywiązała.

Świadek zaznaczył, że prokurator Jarosław Duś składał prawdziwe zeznania przed komisją, mimo to wszczęto postępowanie dyscyplinarne w prokuraturze za to, co powiedział posłom. Zdaniem Święczkowskiego komisja powinna zareagować w tej sprawie. - Każdy prokurator może teraz mieć opory przed zeznawaniem przed komisją - ocenił. Prokurator Duś był oddelegowany w czasie rządów PiS do Warszawy, był w grupie prowadzącej śledztwo przeciwko Januszowi Kaczmarkowi, Konradowi Kornatowskiemu i Jaromirowi Netzlowi - stawiał im zarzuty fałszywych zeznań i utrudniania postępowania w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. Duś mówił, że rozmawiał z prokuratorem rejonowym w Inowrocławiu Andrzejem Burzyńskim. Ten miał mu powiedzieć, że "zostało zawarte nieformalne porozumienie" między Prokuratorem Okręgowym w Bydgoszczy a jego podwładnymi, iż będzie obciążony "najtrudniejszymi sprawami" i poddany mobbingowi. Duś podkreślił, że zapytał wówczas dlaczego tak się go traktuje, a w odpowiedzi miał usłyszeć, że "nie trzeba było stawiać zarzutu trójmiejskim przyjaciołom szefów z Bydgoszczy".

"Nieudolne usiłowanie" Borusewicza

Święczkowski oświadczył też, że nie wywierał nielegalnego wpływu w zakresie, który bada komisja. Dodał, że nic mu nie wiadomo, o tym, żeby premier Jarosław Kaczyński czy szef CBA Mariusz Kamiński podejmowali nielegalne naciski. Były szef ABW przyznał, że próbowano na nim wywrzeć nielegalne naciski. Zaznaczył, że dopuścił się tego obecny marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. - Jest mi niezmiernie przykro, że muszę o tym powiedzieć - zaznaczył. Relacjonował, że w lipcu 2007 roku został przez telefon wezwany do Borusewicza, który był także wówczas marszałkiem Senatu. Podkreślił, że parę dni wcześniej wysłał do najważniejszych osób w państwie informację dotyczącą nieprawidłowości w spółkach paliwowych. Według Święczkowskiego Borusewicz zażądał od niego zmiany treści informacji. - Po prostu osłupiałem - powiedział. Święczkowski podkreślił, że odmówił i zwrócił marszałkowi uwagę, że nie może tego zrobić. Dodał, że kolejnego dnia poinformował o zdarzeniu premiera Jarosława Kaczyńskiego, który - "był zdumiony". Były szef ABW nie złożył jednak zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Borusewicza, ponieważ ten - jak określił to Święczkowski - dopuścił się "usiłowania nieudolnego". Święczkowski zeznał też, że miesiąc później Borusewicz zwrócił się do niego, żeby nie odwoływał jednego z funkcjonariuszy ze stanowiska, na co się nie zgodził.


"Kaczmarek chciał, żebym podsłuchiwał dziennikarzy"

Święczkowski zeznał przed sejmową komisją ds. nacisków, że były szef CBŚ Jarosław Marzec i były szef MSWiA i prokurator krajowy Janusz Kaczmarek nakłaniali go do założenia podsłuchu dziennikarzom, mimo że nie przedstawili mu wystarczających do tego materiałów. Święczkowski powiedział, że w związku z tzw. operacją "Cele" Kaczmarek i Marzec zwrócili się do niego z prośbą o założeniu podsłuchów dziennikarzom. Zaznaczył, że odmówił z tego powodu, że nie przedstawili mu żadnych informacji, które pozwalałyby na założenie podsłuchów. - Ktoś chciał mnie wpuścić na minę - uznał.

Część świadków komisji zeznawała, że podczas operacji "Cele" służby nadużywały swoich uprawnień. Zdaniem dziennikarza Roberta Zielińskiego, wyłudzono m.in. zgodę na podsłuchy. Sprawa "Cele" dotyczyła zagrożenia bezpieczeństwa b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i Kaczmarka. Sprawę nadzorował Marzec. - Za moich czasów nie było inwigilacji środowiska dziennikarskiego. Nie jest inwigilacją billingowanie połączeń telefonicznych. Wszystkie procedury były w porządku - podkreślił Święczkowski. - W środowisku dziennikarzy istnieje agentura - przyznał. Podkreślił, że według informacji, jakie posiada, były zbierane bilingi "szeregu osób", co działo się - w jego opinii - zgodnie z ustawą o ABW.

Kto podsłuchiwał Święczkowskiego?

Święczkowski zeznał również, że w ABW po tym, jak przestał być szefem służby, powstała kilkudziesięcioosobowa "grupa audytorska", która szukała materiałów go kompromitujących. - Nie znaleziono żadnych - zaznaczył. Dodał, że "na 90 procent" po tym, jak opuścił ABW, był podsłuchiwany i zbierano billingi jego połączeń telefonicznych.

PAP, arb