Spot PiS: jak opowiedzieć zdradę bez słów

Spot PiS: jak opowiedzieć zdradę bez słów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Najnowszy spot Prawa i Sprawiedliwości poświęcony Lechowi Kaczyńskiemu to przede wszystkim zgrabnie opracowany scenariusz. Gdyby Akademia rozdawała Oscary w kategorii najlepszy spot, dzieło PiS byłoby prawdopodobnie jednym z faworytów.
Spot uderza swoją prostotą, a jednocześnie oryginalnością. Nie zawiera ani jednego słowa, do czego przyzwyczaiły nas dotychczasowe reklamy polityczne. Nie ma tu polityka, ubranego w elegancki garnitur, który przekonywałby nas, że jego partia ma patent na rządzenie. Nie padają żadne obietnice, ani zapewnienia. Wiemy więc czego nie ma – a co w tym spocie jest?

Obraz I - Wielkość

W nastrój wprowadza nas sekcja smyczkowa. Dramatyczna, budująca napięcie. Czujemy, że lada moment stanie się coś wstrząsającego. Pojawia się dzielny, dostojny, niemal królewski Lech Kaczyński. Przemawia do tłumów. Do Narodu. W tle biało-czerwone flagi, łamiące swoim blaskiem szarość nieba. Prezydent, który gościł wielkich tego świata. Mąż stanu, który jak równy z równym witał się z Georgem W. Bushem. Flaga amerykańska schyla się przed polską. Prezydent, który budził zainteresowanie i posłuch. Otoczony przez najbliższych współpracowników, wpatrzonych w niego jak w ikonę. Prezydent oddany młodzieży. Krzewiący  edukację. Prezydent szanowany przez inne narody. Bohater narodu gruzińskiego. Prezydent, który powiedział Rosji: "non possumus!".

Obraz II - Wielka pustka

Teraz przebitka na wrak prezydenckiego tupolewa. Dramatycznie kruchy i rozbity. Puste krzesło, czujące jeszcze ciężar trosk prezydenta. Biurko, które pamięta katorżniczą pracę i wiekopomne decyzje.

Obraz III - Zdrajcy

Zmieniamy otoczenie. Pojawia się Donald Tusk, spacerujący spokojnie razem z Władimirem Władimirowiczem Putinem. Wyglądają, jakby coś knuli. Coś niegodziwego. Są zadowoleni. Przebitka. Pojawia się dumne wojsko polskie. Ach, jak ci junacy maszerują! Maszerują chłopcy, maszerują! Ku chwale poległych, ku czci ich pamięci. A rosyjski prezydent...uśmiecha się szyderczo. Uśmiecha się do swoich błogich myśli. Lekceważąco spogląda w bok, myśląc: "To ma być defilada?".

Obraz IV - Tragedia

Miedwiediew się szyderczo śmieje, a brat Lecha Kaczyńskiego klęczy przed trumną przykrytą biało-czerwonym sztandarem. Modli się, jak na prawdziwego Polaka przystało. Jest i dziecko, dzierżące w niewielkich dłoniach flagę swojego kraju. Chce, tak jak jego poprzednicy z Szarych Szeregów, oddać hołd ojczyźnie. Chce odwdzięczyć się prezydentowi za całą dobroć. Postać chłopca ginie jednak w tłumie patriotów. Widać, jak  wielu Polaków chce kontynuować dzieło prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Obraz V - Dokończmy Jego Dzieło

Na czele tych, którzy chcą kontynuować dzieło prezydenta jest Jarosław Kaczyński. Porzucony, osamotniony, nierozumiany. Ale zdeterminowany. Siada przy biurku, należącym  niegdyś do zmarłego prezydenta. Trzyma jego wieczne (jak pamięć o prezydencie) pióro. Ruch kamery nadaje scenie dynamiki. Daje znać, że po wielkim kryzysie nastąpi moment chwały. Bo jest brat zmarłego tragicznie Lecha Kaczyńskiego. Bo jest wola. Człowiek dumny, człowiek doświadczony, człowiek cierpiący, mąż stanu. Nasz prezydent. Cięcie.

Spot PiS, choć nie wyraża tego wprost, zawiera w sobie kilka komunikatów. Po pierwsze, przedstawia zmarłego prezydenta jako niekwestionowanego męża stanu, postać  historyczną, o której - cytując Joachima Budzińskiego – będzie się rozprawiać jeszcze za trzysta lat. Po drugie, film wyraźnie coś sugeruje. "Coś" - bo politycy PiS nie chcą ujawnić swoich rzeczywistych intencji. Oficjalnie mowa jest o przypomnieniu prawdy o prezydencie i katastrofie smoleńskiej. Faktycznie jednak film jest pełen semantycznych kliszy i intertekstu. Nie wiemy, o czym Tusk rozmawia z Putinem, ale możemy mniemać, że tego typu rozmowy dotyczą spraw tajnych. Uśmieszek prezydenta Miedwiediewa, być może zupełnie niewinny, budzi najgorsze resentymenty. Nie dość, że kozak, nie dość, że batiuszka, to jeszcze ośmiela się drwić z naszej tragedii. Bo jak wszyscy wiemy, Rosjanie zawsze z nas drwili.

Last but not least - film sugeruje, że Lech Kaczyński rozpoczął wielkie dzieło, które jego brat winien jest, mimo niepomiernego bólu, kontynuować. Sugeruje, że wielki projekt politycznej odnowy został przerwany nie tylko przez nieszczęśliwy wypadek (wypadek?), ale także przez wrogie, antynarodowe siły. Podawać konkretów nie trzeba, bo każdy wie, o co chodzi. A jeśli udaje, że nie wie – to pewnie też spiskował z Putinem.