Katastrofa w Tampie

Katastrofa w Tampie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polscy oficerowie oblali w USA egzamin z  wiarygodności. Powstały nawet żarty i nowe pojęcia, na przykład "zdyscyplinowany jak polski oficer".
Dlaczego przez cztery miesiące polska armia nie potrafiła załatwić transportu dla stu żołnierzy udających się do Afganistanu? Dlaczego wyjazd polskiego kontyngentu jest pasmem kompromitacji? Łatwiej odpowiedzieć na te pytania, jeśli zna się kulisy pobytu polskich oficerów w bazie wojskowej Tampa na Florydzie. Pojechali tam kilka tygodni temu, by skoordynować działania naszych żołnierzy z oddziałami sojuszników. Amerykańscy wojskowi uczestniczący w manewrach wojsk NATO w Drawsku Pomorskim twierdzą, że pobyt polskiej delegacji był jednym wielkim skandalem. - Krążą już o tym legendy, bo oficerowie na służbie nie mogą łamać dyscypliny. Powstały nawet żarty i nowe pojęcia, na przykład "zdyscyplinowany jak polski oficer" - opowiada Randy Pearson, major US Army.
Tuż po wylądowaniu w Tampie okazało się, że część naszych oficerów nie mówi po angielsku, chociaż ma certyfikaty znajomości tego języka. Podczas rozmów z amerykańskimi dowódcami wyszło z kolei na jaw, że Polacy nie mają pełnomocnictw do podejmowania decyzji. Bez tego koordynacja akcji nie miała sensu, bo nie było wiadomo, gdzie ostatecznie Polacy będą działać i jakimi siłami. Zniechęcony wymaganiami sojuszników jeden z naszych oficerów obraził się i zakomunikował amerykańskiemu dowództwu, że wyjeżdża z bazy i opuszcza Stany Zjednoczone. Kiedy nie było go przez kilka godzin, zarządzono poszukiwania z udziałem żandarmerii wojskowej i policji. Ostatecznie Polaka odnaleziono w dzielnicy handlowej i przewieziono do bazy. - Polscy wojskowi wykazali całkowity brak profesjonalizmu. A już pokazywanie humorów nie tylko nie przystoi oficerom, ale jest po prostu wykroczeniem - opowiada oficer US Army pracujący w amerykańskiej ambasadzie w Warszawie.
W konsternację wprowadziła naszych sojuszników informacja, że okręt "Xawery Czernicki", który zgodnie z naszymi deklaracjami miał się udać w rejon Zatoki Perskiej, nie wypłynie. Okazało się, że nic na ten temat tych planów nie wiedział admirał Ryszard Łukasik, dowódca marynarki wojennej. Nie mógł więc wydać stosownych rozkazów. Po prostu zapomniano go o tym poinformować w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego (do dziś nie znaleziono winnego). - Byłem wówczas w Tampie i po prostu było mi strasznie wstyd za naszych wojskowych. Amerykanie nie ukrywali, co o tym sądzą - opowiada poseł Paweł Graś, członek sejmowej Komisji Obrony Narodowej.

- Niezwykle trudno jest zaakceptować standardy sojuszniczej współpracy proponowane przez polską armię. Bo nie są to żadne standardy - konkluduje oficer pracujący w ambasadzie USA w Warszawie.
Dariusz Rembelski
Pełny tekst "Katastrofy w Tampie" w najnowszym, 1008 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 18 marca.
W numerze takżej także: "Gdzie się sądzić" - ranking polskich sądów w najnowszym,
oraz Eurookazja!
Polski gułag
przejrzyj też: 1008 numer tygodnika w pigułce