Piękna nasza Polska cała. Alternatywnie

Piękna nasza Polska cała. Alternatywnie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdybyśmy w terminie zakończyli budowę dróg i autostrad na Euro 2012 pewnie nie dowiedzielibyśmy się, że na każdy ze stadionów, na których rozgrywane będą mistrzostwa można dotrzeć… łodzią. Tak przynajmniej zapewnia Marcin Waśko, koordynator projektu „Statkiem na Euro 2012” przygotowanego przez wielkopolskie gminy. Owa oddolna inicjatywa każe spojrzeć na osiągnięcia rządu z zupełnie innej perspektywy.
Musi być jakaś alternatywa – zauważył celnie jeden z bohaterów serialu Stanisława Barei poświęconego perypetiom Stanisława Anioła i lokatorów bloku w którym Anioł gospodarzył. I – jak pokazuje przykład rzek, które w czasie Euro 2012 zastąpią drogi – alternatywa zawsze jest. A jeśli jest lepsza niż początkowo projektowane rozwiązanie – mądry rząd powinien się na nią decydować. Tak jest w przypadku infrastruktury na Euro. Początkowo planowano budowę autostrad – ale te mają dwa poważne mankamenty: trzeba zapłacić za ich budowę, a później za łatanie pojawiających się w nich dziur. Poza tym średni czas budowy odcinka autostrady w Polsce to jakieś 10 lat – więc jakby nie liczyć na Euro byśmy i tak nie zdążyli. Ale przecież są rzeki. Te z kolei mają dwie ogromne zalety: już je w kraju mamy i nie musimy nic robić by mieć je dalej. Ergo – decyzja o tym, by nie spieszyć się z budową dróg przed 2012 rokiem była mądra i dalekowzroczna. A oto inne rozsądne alternatywy wybrane w ostatnim czasie przez rząd:

Zamiast budować armię stojącą na straży granic Rzeczpospolitej, etc. etc. rząd zdecydował się armię zredukować do kadry oficerskiej i kompanii reprezentacyjnych (zagranicznych gości trzeba przecież powitać z przytupem), a – w ramach alternatywy – na potęgę zaczęto tworzyć kolejne dywizje armii urzędników (w ciągu czterech lat przybyło ich niemal 100 tysięcy). Armia klasyczna jest bowiem droga w utrzymaniu i marudna (domaga się sprzętu, co po niektórzy chcą się nawet szkolić, a wszyscy – domagają się prawa do emerytury, najlepiej zaraz po szkole oficerskiej/podoficerskiej). A, jak pokazała kampania wrześniowa – podstawowym zadaniem armii jest opóźnienie marszu przeciwnika na tyle, by władze najjaśniejszej RP zdołały się niespiesznie spakować – i wyjechać w kierunku najbliższej granicy. Skoro tak, to czy 500 tysięcy urzędników nie zrobi tego skuteczniej niż choćby i 120 tysięcy (tyle polska armia liczy na papierze – w rzeczywistości żołnierzy mamy mniej o ok. 30 tysięcy) wojaków? Urzędnicy mogą np. ustawić barykady z ton produkowanego corocznie papieru. Albo strzelać do niego ze spinaczy (cena spinacza jest znacznie mniejsza niż cena naboju!). W ostateczności mogą przedstawić żołnierzom wroga procedury jakich trzeba dochować aby np. uzyskać pozwolenie na ścięcie drzewa rosnącego na swojej działce – co może skutkować śmiercią przeciwnika ze zdziwienia (w tym przypadku grozi nam jednak oskarżenie o łamanie konwencji genewskich przez stosowanie broni wyjątkowo niehumanitarnej).

Zamiast budować drugą Irlandię w Polsce, rząd zdecydował się, aby Polska i Irlandia stały się jednym państwem – w ramach nowej, lepszej Europy wymyślonej ostatnio przez Radosława Sikorskiego. Plusy takiego rozwiązania? Po pierwsze niedługo po obiecaniu nam drugiej Irlandii okazało się, że Irlandia taką do końca zieloną wyspą nie jest i z budowaniem jej nie ma co się spieszyć. Po drugie – ważniejsze – jak już Polska, Irlandia i 25 innych państw UE będą jednością to nikt nie będzie mógł utyskiwać na rząd wskazując, że za zachodnią granicą coś jest zorganizowane lepiej, sprawniej, mądrzej, etc. Lepiej, mądrzej i sprawniej pewnie dalej tam będzie – ale nie będzie granicy, więc lepiej, mądrzej i sprawniej będzie – w zasadzie – u nas.

Zamiast wprowadzać euro – wprowadziliśmy praktyki dotyczące finansów publicznych obowiązujące w strefie euro. A więc pożyczać dużo, wydawać jeszcze więcej i ukrywać rozmiary realnego deficytu. Plusy? W związku z tym, że w obu tych działaniach osiągamy coraz większą biegłość, to kiedy już kiedyś euro wprowadzimy, będziemy się czuli w eurolandzie jak w domu.

I tak nam Polska rośnie w oczach w siłę, a ludziom żyje się dostatniej. W tym akurat przypadku alternatywne stwierdzenie jest bardzo źle widziane.