Petroharacz (Cover)

Petroharacz (Cover)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co najmniej 800 mln USD kosztował nas w latach 1995-2004 monopol zarejestrowanej na Cyprze firmy J&S na dostawy ropy do Polski. Według naszych szacunków, o tyle mniej zapłacilibyśmy bowiem za rosyjską ropę, kupując ją od innych pośredników lub bez pośredników. Oznacza to, że każdy z 12 mln polskich kierowców dopłacił firmie Sławomira Smołokowskiego i Grzegorza Jankilewicza petroharacz w wysokości około 300 zł. Przed kilku laty dostarczali oni do Petrochemii Płock (obecny PKN Orlen) i Rafinerii Gdańskiej (obecna Grupa Lotos) nawet ponad 90 proc. ropy. Dziś, już po dopuszczeniu do interesu rosyjskiego Jukosu, wciąż kontrolują ponad 66 proc. dostaw do polskich rafinerii. Dlaczego Polska uzależniła się od rosyjskiej ropy dostarczanej przez dwóch Ukraińców z polskimi paszportami?
Dominację J&S na polskim rynku szefowie naszych rafinerii tłumaczą rzekomo najkorzystniejszymi warunkami dostaw ropy, jakie oferuje im ta spółka. Co więcej, od lat słyszymy, że z pośrednictwa J&S nie możemy zrezygnować, bo warunek ten dyktują nam rosyjskie firmy naftowe. To nieprawda! "Wprost" dotarł do poufnego raportu sporządzonego dla rady nadzorczej Petrochemii Płock jeszcze w 1999 r. Czytamy w nim, że "za dostawy realizowane na podstawie umów terminowych, jak i spot [doraźne zakupy ropy - przyp. red.], ceny uzyskiwane w transakcjach z firmą J&S Service & Investment Ltd były wyższe niż w wypadku umów z innymi kontrahentami". - Nie ma żadnego problemu z bezpośrednim kupnem ropy w Rosji. Polskie rafinerie miały kłopoty z pozyskaniem tam bezpośrednich dostawców, bo im na tym nie zależało - mówi "Wprost" Paweł Gorszenkow, dyrektor w rosyjskiej kompanii naftowej TNK BP. Oba mity - o dobrej cenie i konieczności korzystania z pośrednictwa J&S - kultywują tylko kierownictwa naszych koncernów paliwowych i politycy: od Pałacu Prezydenckiego i niektórych działaczy SLD po dawnych członków rządu AWS. W ten sposób chcą ukryć fakt, że to oni z dwóch nikomu nie znanych ukraińskich emigrantów zrobili polskich szejków naftowych - za nasze pieniądze, bo potęgę J&S stworzono, gdy płocka rafineria w całości należała jeszcze do państwa (w gdańskiej rafinerii skarb państwa nadal ma 100 proc. akcji).

Renta monopolowa

Przed pięciu laty baryłka ropy rosyjskiej u jej producentów i wielu pośredników była tańsza od baryłki lepszej jakościowo ropy Brent średnio o 3 USD. Według naszych informatorów, ta sama rosyjska ropa sprzedawana polskim rafineriom przez J&S była wówczas tańsza od ropy Brent - w zależności od terminu dostawy - tylko o 0,5-2,5 USD. Po roku 1999 ceny surowca dostarczanego nam przez J&S były już wyższe od średnich cen ropy z Rosji. Prawdziwe rozmiary "nadpłaty" moglibyśmy poznać, porównując ceny importowanej ropy deklarowane na granicy (w bazie naftowej Adamowo) ze średnimi cenami rynkowymi. Także inne warunki dostaw od J&S budzą wątpliwości. Menedżerowie PKN Orlen chwalili m.in. zaoferowany im przez J&S długi, trzydziestodniowy termin płatności. Tymczasem typowe warunki zakupu ropy arabskiej przewidują od 30 do 45 dni na zapłatę za dostawę. Nasze rafinerie podpisywały z J&S kontrakty - i przerzucały koszty droższej ropy na klientów stacji paliw - mimo że nie było po temu powodu. W Rosji działa około 70 większych producentów ropy (w tym giganci, np. Jukos, Łukoil, Sibnieft czy TNK BP) i setki traderów handlujących ropą doraźnie albo stale. Nie jesteśmy skazani na pośrednictwo J&S. - 31 grudnia 2002 r. wygasają kontrakty, które J&S podpisał z PKN Orlen. Jeżeli Polacy nie będą kupowali ropy bezpośrednio od nas, będzie to oznaczać, że są skorumpowani - stwierdził podczas konferencji w grudniu 2001 r. Ralif Safin, wiceprezes rosyjskiej kompanii naftowej Łukoil. Rok później Orlen znów podpisał długoletni kontrakt z firmą J&S (na pięć lat z możliwością przedłużenia do siedmiu). - Wynegocjowaliśmy lepsze warunki niż te, które zawierała poprzednia umowa z 1997 r. - mówi "Wprost" Zbigniew Wróbel, były szef PKN Orlen. Tyle że warunki lepsze niż fatalne są nadal złe.

Uwaga, zły pies

"Robię dużą rozmowę z panem Smołokowskim, jednym z dwóch właścicieli firmy J&S, która sprowadza połowę ropy do Polski. W ciągu dziesięciu lat dwaj Polacy zbudowali ogromną korporację liczącą się na świecie" - opowiadał w maju 2004 r. w wywiadzie dla "Zeszytów Telewizyjnych" (nr 5/2004) Jacek Żakowski, publicysta "Polityki". Właśnie tak chcą być w Polsce postrzegani Smołokowski i Jankilewicz, choć ta naiwna wersja american dream ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. - Jeszcze w połowie lat 90. J&S był u was małym kundelkiem na rynku, ale polskie rafinerie na płocie wywiesiły tabliczkę "Uwaga! Zły pies!" - tłumaczył obrazowo były dyrektor jednej z rosyjskich kompanii naftowych, z którym rozmawialiśmy w październiku 2003 r. w Moskwie. Smołokowski i Jankilewicz swój sukces zawdzięczają wsparciu kolejnych zarządów Orlenu i ich politycznego zaplecza, które zbudowały wiarygodność holdingu J&S w oczach ludzi z rosyjskiej branży naftowej. Bez niej nikt w WNP nie sprzedawałby J&S tak dużych ilości ropy. W 1993 r. firma J&S Service & Investment, zarejestrowana na Cyprze (oferuje on niskie podatki spółkom offshore), rozpoczęła rozmowy z ówczesną Petrochemią Płock o dostawach ropy. Wtedy monopolistą w dostawach wschodniej ropy do Płocka był nasz państwowy Ciech, który narzucał rafinerii horrendalne ceny. Złożenie konkurencyjnej oferty nie było więc specjalnie trudne. Płocka rafineria na początku zlecała J&S małe dostawy (od 30 tys. do 50 tys. ton ropy rocznie). W 1995 r. petrochemia całkowicie zerwała współpracę z Ciechem, a niemal całą ropę kupowała od J&S (w ramach krótkoterminowych kontraktów). W 1997 r. polskie firmy handlujące ropą postanowiły jednak wrócić do gry - tym razem z korzystniejszymi cenami. Polskim konkurentom J&S (na przykład Ciechowi, Węglokoksowi) czarną polewkę podała jednak Petrochemia Płock, a dokładniej Stanisław Mańka i Andrzej Praxmajer, odpowiadający w niej za zakupy ropy. To dzięki nim J&S nie tylko utrzymał dostawy do rafinerii, ale szybko je powiększał. Stanisław Mańka został później zatrudniony w J&S. Z kolei Praxmajer, uznawany często za ojca-założyciela J&S, okazał się nieusuwalny. Gdy w 2002 r. rząd Leszka Millera wymienił władze Orlenu i Praxmajerowi nie przedłużono kontraktu menedżerskiego, jako doradcę zatrudnił go nowy prezes koncernu Zbigniew Wróbel.

Potyczka ministrów

J&S chronili także wyżej postawieni ludzie. Przykładem tego, jak usuwano potencjalnych konkurentów Jankilewicza i Smołokowskiego, jest sprawa konsorcjum polskich firm Węglokoks i Trade-Prod. Pod koniec sierpnia 1997 r. konsorcjum złożyło Petrochemii Płock ofertę na dostawy ropy, którą ta wstępnie zaakceptowała. Pod pozorem zbadania wiarygodności konsorcjum zażądano jednak, by ujawniło ono, od kogo będzie brało ropę. Wkrótce po tym, jak Węglokoks i Trade-Prod poinformowały Praxmajera, że surowiec będą kupować od rosyjskiego Gazpromu, do moskiewskiej siedziby tego koncernu zgłosił się przedstawiciel J&S i zaczął nakłaniać jego szefów do rezygnacji z handlu z Polakami. Miesiąc później ludzie J&S zniechęcali do współpracy z Polakami inną rosyjską firmę naftową - Sidanko. Węglokoks i Trade-Prod postanowiły zadbać o poparcie polityków. - Na prośbę mojego doradcy interweniował Andrzej Majkowski, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego. Dzięki temu zgodził się z nami spotkać prezes Petrochemii Płock - wspomina Bronisław Blamowski, szef Trade-Prod. Do spotkania doszło 4 listopada 1997 r. w Płocku. Konrad Jaskóła, ówczesny prezes rafinerii, zgodził się, by polskie konsorcjum dostarczało mu ropę (milion ton rocznie). Tymczasem dwa tygodnie później, 20 listopada, Jaskóła podpisał pierwszy duży długoterminowy kontrakt z J&S - na znacznie gorszych warunkach. Polskie firmy zostały odprawione. Kto okazał się promotorem J&S silniejszym od Majkowskiego? Zdaniem naszych informatorów, był to Marek Ungier, szef gabinetu prezydenta. "Nigdy nie namawiałem prezesa Jaskóły do podpisywania kontraktów z J&S" - napisał Ungier w przesłanym nam oświadczeniu.

Jan Piński Krzysztof Trębski

Współpraca Violetta Krasnowska Orest Sochar (Kijów)

Pełny tekst w najnowszym tygodniku "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 9 sierpnia