Trzeci proces morderców z "Wujka"

Trzeci proces morderców z "Wujka"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po raz trzeci ruszył proces b. milicjantów, oskarżonych o zabicie 9 górników podczas pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy" w pierwszych dniach stanu wojennego.
Podczas pierwszej rozprawy prokurator Ireneusz Kunert odczytał zarzuty stawiane oskarżonym. Uzasadnienie aktu oskarżenia przedstawi w piątek.

Zanim sąd oficjalnie otworzył przewód sądowy, strony zgłosiły liczne wnioski. Jeden z obrońców - mec. Jerzy Feliks - chciał zwrotu sprawy do prokuratury. Chodziło mu o ustalenie, czy Henryk Bojda, jeden z górników rannych w "Manifeście Lipcowym", powinien mieć w procesie status pokrzywdzonego. Zabiegał o to na wtorkowej rozprawie sam górnik.

Zdaniem sądu i prokuratury, Bojda nie może być pokrzywdzonym w  sprawie, bo akt oskarżenia mówi o strzelaniu do górników z broni palnej, tymczasem Bojda został postrzelony rakietnicą. Wniosek upadł, a Bojda będzie w procesie "zwykłym" świadkiem. Przewodnicząca składu orzekającego Monika Śliwińska zaznaczyła, że  mężczyzna może dochodzić swoich praw na drodze cywilnej.

Najżywsze kontrowersje wzbudziła sprawa Kazimierza W., który w  1981 r. był dowódcą ZOMO w Katowicach. W. został wyłączony z  poprzednich procesów ze względu na stan zdrowia. Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mec. Leszek Piotrowski oraz inni oskarżyciele chcieli, by Kazimierza W. ponownie zbadali lekarze, spoza Śląska.

Sąd nie zgodził się na to, powołując się na opinię sądowo- lekarską ze Śląskiej Akademii Medycznej z czerwca tego roku. Mimo opinii innego pełnomocnika oskarżycieli, mec. Janusza Margasińskiego, że "te opinie budzą wątpliwości", W. nie będzie odpowiadał w procesie, natomiast otwarta jest kwestia, czy będzie mógł zeznawać w nim jako świadek.

Na początku posiedzenie mec. Piotrowski chciał też, by sąd zezwolił na publikację nazwisk i wizerunków oskarżonych. Także ten wniosek skład orzekający oddalił, uzasadniając, że sami oskarżeni się na to nie zgadzają, więc uwzględnienie takiego wniosku byłoby formą represji i przekroczeniem zasady domniemania niewinności -  powiedziała sędzia Śliwińska.

Przed rozprawą jeden z górników rannych w "Manifeście Lipcowym", Czesław Kłosek, powiedział, że liczy na wyjaśnienie sprawy. W czasie pacyfikacji Kłosek został postrzelony w podbródek, pocisk po rykoszecie przeszedł przez gardło i do dzisiaj tkwi mu w kręgosłupie.

"Dla mnie to jest niepojęte, żeby w tym kraju Polak zabijał Polaka. Za co oni ich zabili? Co oni zrobili?!" - pytała matka jednego z zastrzelonych górników Janina Stawisińska.

Sprawa toczy się przed katowickimi sądami od 11 lat.

Pierwszy proces w sprawie masakry górników trwał cztery i pół roku, drugi dwa lata. Oba wyroki, uniewinniające milicjantów lub  umarzające wobec nich postępowania, uchylił Sąd Apelacyjny w  Katowicach, ostatni - w lutym ubiegłego roku. W pierwszych dwóch procesach odpowiadało 22 b. milicjantów - 21 członków plutonu specjalnego ZOMO i wiceszef KW MO. Trzech oskarżonych zostało już prawomocnie uniewinnionych, dwóch innych zmarło. W obecnym procesie odpowiada więc 17 osób.

Górnicy z "Wujka" zastrajkowali 13 grudnia 1981 r., domagając się uwolnienia szefa kopalnianej "Solidarności", zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do starć górników z zomowcami. Padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, dwóch kolejnych - na  początku stycznia 1982 r. Kilkudziesięciu innych górników zostało rannych. Dzień przed pacyfikacją "Wujka" oddano strzały do  górników w kopalni "Manifest Lipcowy". Rannych zostało tam czterech górników.

W marcu tego roku warszawski sąd okręgowy skazał b. szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka na 4 lata więzienia i na mocy amnestii złagodził karę do 2 lat oraz zawiesił jej wykonanie. Kiszczak odpowiadał w procesie w sprawie przyczynienia się do śmierci górników z "Wujka". Kluczowa dla procesu i uznania winy oskarżonego była ocena szyfrogramu na temat zasad użycia broni, wydanego przez Kiszczaka w przeddzień stanu wojennego.

em, pap