Lepper: Kobylański nas nie finansował (aktl.)

Lepper: Kobylański nas nie finansował (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przewodniczący Samoobrony Andrzej Lepper twierdzi, że nie miał "żadnych bliższych" kontaktów z polonijnym milionerem z Urugwaju Janem Kobylańskim, który najprawdopodobniej był sowieckim agentem.
Informacje o agenturalnej przeszłości Kobylańskiego podały "Wiadomości" TVP powołując się na źródła austriackie. Z dokumentów, do których dotarły "Wiadomości", wynika, że  Prokurator Generalny Austrii w 1953 roku ostrzegał przed Kobylańskim władze Paragwaju, dokąd ten wyemigrował. Określono wówczas Kobylańskiego jako "niebezpiecznego agenta, prowokatora, sowieckiego szpiega" oraz osobę, która stanowi niebezpieczeństwo "dla wspólnych interesów Zachodu".

W czerwcu "Gazeta Wyborcza", pisała, że Lepper i o. Tadeusz Rydzyk dostają od Kobylańskiego pieniądze. Szef Samoobrony jednak "kategorycznie zaprzecza", jakoby brał jakiekolwiek pieniądze od  milionera. Dodał, że bardzo dobrze zna przepisy dotyczące finansowania partii politycznych w Polsce. Podkreślił też, że z Kobylańskim widział się osobiście tylko dwa razy: jeden raz, około trzech lat temu, podczas spotkania w Senacie z Polonią. Zaznaczył, że rozmowa dotyczyła wyłącznie problemówPolonii w Urugwaju.

Według szefa Samoobrony, do drugiego spotkania z Kobylańskim doszło w Urugwaju, w grudniu 2004 roku, na zjeździe organizacji polonijnych. Jak poinformował, na zjeździe byli też inni polscy politycy m.in.: ówczesny wiceprezes PSL Zdzisław Podkański i szef RKN Antoni Macierewicz.

"Jeżeli ktoś posądza mnie, że spotykałam się ze szpiegiem to są to kompletne bzdury i insynuacje. Byłem na zjeździe organizacji polonijnych i nic więcej" - podkreślił Lepper. Dodał, że nie ma  niczego do ukrycia i nie boi się ewentualnych materiałów jakimi może dysponować Kobylański.

Tymaczasem Instytut Pamięci Narodowej odnalazł dokumenty, których zaginięcie prokuratura uznała za powód do  umorzenia w 1955 r. postępowania w sprawie Janusza (dzisiaj używa imienia Jan) Kobylańskiego. Wskazują one, że Kobylański denuncjował Żydów i mogą być podstawą wniosku o ekstradycję polonijnego biznesmena z Urugwaju, sponsora Radia Maryja i  Telewizji Trwam.

Kulesza poinformował, że zachowały się relacje świadków, "które w  sposób nie budzący wątpliwości wskazują, że Janusz Kobylański zadenuncjował rodzinę żydowską, od której uzyskał obietnicę zapłacenia złotymi monetami za sfałszowane przez niego dokumenty, które miały umożliwić przeżycie w Warszawie żydowskim małżonkom".

Kulesza wyjaśnił, że IPN w raporcie dla ministra sprawiedliwości ma uzasadnić ocenę prawną, według której denuncjowanie ukrywających się Żydów, ze świadomością, że oznacza to wydanie ich na śmierć, jest równoznaczne z udziałem w nieulegającej przedawnieniu zbrodni ludobójstwa.

"Ta ocena prawno-karna powinna zostać uzasadniona w raporcie końcowym, by minister sprawiedliwości mógł podjąć decyzję co do  formalnego wniosku o ekstradycję Janusza Kobylańskiego" -  powiedział Kulesza.

Minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas zaznaczył, że dalsze działania w sprawie Kobylańskiego, dzisiaj polonijnego biznesmena z Urugwaju, wymagają analizy akt odnalezionych przez IPN.

Według Kalwasa, brak umowy ekstradycyjnej z Urugwajem nie będzie przeszkodą w wydaniu Kobylańskiego wobec dowodów udziału w tak poważnej zbrodni.

Wydając Żydów Kobylański prawdopodobnie współdziałał ze swoim ojcem, Stanisławem Kobylańskim, który podczas wojny wykonywał zawód adwokata na podstawie legitymacji wydanej przez władze okupacyjne. Stanisław Kobylański zmarł w 1967 roku.

Kobylański był poszukiwany po wojnie, prokuratura prowadziła w  jego sprawie postępowanie, którego po kilku latach nagle zaprzestała, prokurator jako powód podał zaginięcie części dokumentów.

IPN rozpoczął poszukiwania akt w lipcu ubiegłego roku. We  wrześniu odnalazł zaginioną część akt - nie wiadomo, czy są to  wszystkie zaginione wtedy dokumenty - dotyczącą Janusza Kobylańskiego i jego ojca Stanisława. Zdaniem Kuleszy, prokurator w 1955 roku albo nie wiedział o tych dokumentach albo też pominął je, zarządzając zaprzestanie poszukiwań. W odnalezionych aktach zachowały się relacje świadków.

Prokurator miasta stołecznego Warszawy zalecił - zważywszy na  zaginięcie akt z 1948 roku i niemożność ich odnalezienia, i  odtworzenia - uznanie sprawy za "załatwioną w inny sposób" i  zarządzić odwołanie poszukiwań Kobylańskiego.

Za "zdumiewające i zastanawiające" Kulesza uznał, że zarządzenie o zaprzestaniu poszukiwań nastąpiło 19 kwietnia 1955 roku - w tym samym dniu, gdy warszawska Milicja Obywatelska zwróciła się do  prokuratury z pytaniem, czy ma kontynuować poszukiwania Kobylańskiego, prowadzone od czerwca 1947 roku. "Jak na ustalenia poczynione tego samego dnia, muszę powiedzieć, że zdumiewają szybkością procedowania" - powiedział Kulesza. Zwrócił uwagę, że  prokuratura nie próbowała wyjaśnić okoliczności zaginięcia akt.

em, ks, pap