Od klezmera do miliardera (aktl.)

Od klezmera do miliardera (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przed sejmową komisją śledczą ds. Orlenu zeznawali dziś Grzegorz Jankilewicz i Wiaczesław Smołokowski, dwaj ukraińscy muzycy, właściciele cypryjskiej spółki paliwowej J&S, która zmonopolizowała dostawy ropy naftowej do Polski.
Współwłaściciel firmy J&S Grzegorz Jankilewicz powiedział w środę przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że polskie obywatelstwo uzyskał w normalny sposób.

Powiedział, że złożył pozew przeciw byłemu p.o. szefowi Urzędu Ochrony Państwa, a potem szefowi Agencji Wywiadu Zbigniewowi Siemiątkowskiemu, za sugestie, że obywatelstwo uzyskał w  podejrzanych okolicznościach, a wcześniej posługiwał się sfałszowaną kartą stałego pobytu.

"Jestem dumny, że mam polskie obywatelstwo. Czuję się Polakiem, moja cała rodzina mówi po polsku. Czuję się tu jak w domu" -  powiedział Jankilewicz. Zapewnił, że obywatelstwo uzyskał w  normalnej procedurze, czekał na nie 1,5 roku od złożenia wniosku.

Konstantego Miodowicza (PO) interesował życiorys Jankilewicza. Świadek powiedział, że urodził się w 1954 r. w Dniepropietrowsku, jednak potem mieszkał z rodzicami w Moskwie. W 1987 r. wyjechał do  Polski. Nigdy nie był w radzieckim wojsku, nie należał do  Komsomołu ani KPZR. Uczył się w szkole muzycznej, i technikum chemicznym, zarabiał na życie w zespole muzycznym.

Powiedział, że jego babka była Polką, a ojciec urodził się w  Krakowie. Na początku XX wieku jego rodzina przeniosła się do  Brześcia Litewskiego, skąd po I wojnie światowej wywieziono ich w  głąb ZSRR.

Służby specjalne? Ja nic nie wiem

Pytany przez Miodowicza Jankilewicz zapewnił, że nigdy nie  spotykał się z KGB, gdy był w Polsce nie kontaktował się z nikim z  rosyjskiej ambasady. Nie posiada żadnych informacji, które stanowią tajemnicę państwową.

Przekonywał, że spółka J&S nie jest przykrywką dla działalności wywiadowczej. Odpowiedział w ten sposób na pytanie Zbigniewa Wassermanna (PiS), czy słuszna jest opinia Siemiątkowskiego, że  J&S jest rodzajem przykrycia dla działalności wywiadowczej.

"To jest przerażające. Taka informacja po prostu mnie przeraża. Nie mam słów, żeby wyrazić swoje zbulwersowanie" - odpowiedział Jankilewicz.

Zapewnił, że w J&S i jej spółkach zależnych nie pracowali funkcjonariusze ani byli funkcjonariusze służb specjalnych. "Nigdy to nie miało miejsca" - powiedział Jankilewicz.

Wassermann spytał, czy właściciele J&S mieli kontakt z  przedstawicielem polskich służb specjalnych w grudniu 2001 r. Jankilewicz powiedział, że nic mu na ten temat nie wiadomo. "Ja osobiście się nie spotkałem ze służbami w roku 2001" - zastrzegł.

Poseł PiS zapytał także o opinię na temat tego, że podpisanie w  lutym 2002 r. przez PKN Orlen kontraktu z J&S (do czego wtedy nie  doszło) mogło zagrażać bezpieczeństwu energetycznemu Polski i być niekorzystne dla płockiej spółki.

Jankilewicz powiedział, że nie istniało i nie istnieje zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Polski. "To wymysł. Ja wiem, że  pan Siemiątkowski to powiedział, ale skąd on te informacje uzyskał, trudno mi powiedzieć" - mówił.

Na uwagę Wassermanna, że mówił o tym także b. premier Leszek Miller, Jankilewicz odpowiedział, że b. szef rządu miał złe informacje. "Źle go poinformowali" - ocenił.

Zapewnił, że firma, której jest akcjonariuszem, zapłaciła w  Polsce wszystkie obowiązujące podatki i opłaty. Cypryjska firma płaci podatki na Cyprze - 10 proc., a polska - obowiązujące u nas 19 proc.

Odpowiadając na pytania Romana Giertycha (LPR) podkreślił, że  jego firma nigdy nie miała i nie ma monopolu na dostawy rosyjskiej ropy na teren Polski i nie ma monopolu na przesył ropy przez rurociąg "Przyjaźń". Tłumaczył, że dokument wystawiony przez PKN Orlen informujący, że J&S jest koordynatorem dostaw ropy do  Polski, jest jedynie stwierdzeniem, że J&S dostarcza tym rurociągiem ropę dla koncernu. Był przeznaczony dla małych rosyjskich producentów, którzy musieli mieć taką informację, by  ustalić przesył ropy z rosyjską częścią rurociągu.

Jankilewicz opisał wejście na polski rynek naftowy swojej firmy. Powiedział, że w 1993 roku z Smołokowskim przyszli do Ciechu porozmawiać o możliwości dostaw ropy dla Polski, a tam potraktowano ich jak małą firmę i odesłano bezpośrednio do Płocka. Również w Płocku w tym czasie trafili do małego pomieszczenia, w  którym "pan Ceperek tworzył dopiero biuro handlu ropą" w  Petrochemii. "Był bardzo zdziwiony naszą wizytą. Kazał nam przyjść za dwa-trzy miesiące, gdy będzie już biuro" - opisywał. Podkreślił, że wtedy już J&S organizowała dostawy na Węgry, do  Czech i na Słowację.

"Podpisaliśmy umowę na 20 tys. ton ropy miesięcznie. Petrochemia była wtedy w bardzo złym stanie finansowym, mówiło się, że nie płaciła Ciechowi za dostawy ropy, więc baliśmy się. Petrochemia nie miała wtedy możliwości otwarcia akredytywy, płaciła 30 dni po  dostawie, ale zapłaciła w terminie za dostarczona ropę. Zaproponowaliśmy więc 50 tys. ton ropy miesięcznie, rok później dostarczaliśmy 100 tys. ton" - opisywał początki biznesu Jankilewicz.

Ojciec chrzestny J&S

Powiedział, że "ojcem chrzestnym" całego przedsięwzięcia - dostaw ropy z Rosji do różnych krajów - był ich znajomy Aleksiej Palienow. Wcześniej dostarczali sprzęt AGD i elektroniczny dla  jednego z rosyjskich koncernów i stąd pochodziło pierwsze 20-30 mln dolarów - wyjaśniał.

J&S nie dawała komukolwiek prowizji, a w firmie nie istnieją żadne reguły płacenia takich prowizji - zapewnił Jankilewicz.

Potwierdził, że jego żona wpłaciła ok. 25 tys. dol. na fundację Jolanty Kwaśniewskiej "Porozumienie bez barier". Wyjaśnił, że  żona, prowadząca pismo "Zwierciadło", poprosiła go, by wesprzeć program fundacji Kwaśniewskiej zajmujący się kobietami. Podał, że  wspierali również m.in. działalność dla bezdomnych, prowadzoną przez Marka Kotańskiego.

Komisja postanowiła wezwać na świadka posła Artura Balazsa. Przewodniczący Józef Gruszka (PSL) poinformował, że Balazs sam zgłosił się do niego, informując, że posiada istotne dla sprawy informacje.

Komisja wystąpi też z wnioskiem do PKN Orlen o materiały dotyczące przetargu na dostawy oleju napędowego dla PKP Cargo w  latach 2002-05.

My kontraktu nie chcieliśmy

Ani spółka J&S, ani ówczesny szef PKN Orlen Andrzej Modrzejewski nie chcieli w lutym 2002 r. podpisywać przedłużenia kontraktu na dostawę ropy - opowiadał wcześniej przed komisją śledczą ds. PKN Orlen drugi współwłaściciel J&S Wiaczesław Smołokowski.

To właśnie udaremnienie podpisania ponownego kontraktu z J&S miało być powodem zatrzymania przez ówczesny UOP Modrzejewskiego 7  lutego 2002 r. Smołokowski spotkał się z Modrzejewskim w  przeddzień jego zatrzymania, 6 lutego 2002 r. W spotkaniu w biurze J&S, a następnie w kolacji, wziął udział także ówczesny prezes ds. ekonomiczno-finansowych PKN Orlen Krzysztof Cetnar.

"Ani pan Modrzejewski, ani spółka J&S, wtedy tego kontraktu podpisywać nie chcieli" - powiedział Smołokowski. Jak wyjaśnił, "wisiało w powietrzu" odwołanie Modrzejewskiego z funkcji prezesa PKN Orlen i lepiej było podpisać ten kontrakt z nowym kierownictwem płockiej spółki.

Dodał też, że z Modrzejewskim, jako prezesem PKN, spotykał się regularnie, ale to spotkanie 6 lutego było trochę inne niż zawsze, bo "Modrzejewski, troszkę podsumowywał, wymieniał osiągnięcia jego kadencji".

Smołokowski przyznał, że była mowa o aneksie przedłużającym kontrakt zawarty na lata 1997-2002. "Padło, w takiej półżartobliwej formie pytanie: +Czy pan w końcu chce ten kontrakt?+. Ja odpowiedziałem: +Nie+, a on: +Ja też nie+. Tak wyglądała ta rozmowa" - powiedział współwłaściciel J&S.

Konstanty Miodowicz (PO) zapytał, czy podczas spotkania 6 lutego Modrzejewski skarżył się, że jest od pewnego czasu obserwowany. "Nie skarżył się, ale coś było wyczuwalne. Z kontekstu rozmowy można było wyczuć, że coś się dzieje. Ale, czy konkretnie mówił, że +za mną chodzą+ - to tego nie było" -  powiedział Smołokowski.

Przyznał też, że w restauracji były osoby, które - jak później domniemywali uczestnicy spotkania - były zainteresowane ich rozmową. Smołokowski powiedział, że stolik w restauracji nie był zamówiony wcześniej, a on, Modrzejewski i Cetnar, przyszli do  restauracji na piechotę, po spotkaniu w siedzibie J&S.

Podkreślił też, że nowy kontrakt był uzgadniany od lipca 2001 r., a w sierpniu lub we wrześniu 2001 r. aneksy były gotowe do  podpisania i zawierały punkt o 15-miesięcznym okresie wypowiedzenia.

Smołokowski powiedział, że od września 2001 r. do 6 lutego 2002 r. w ogóle o nowym kontrakcie nie było mowy. "Pan Modrzejewski we  wrześniu lub październiku 2001 r. powiedział: +Teraz nie czas+" -  zaznaczył.

Przypomniał, że pierwszy kontrakt obowiązywał do końca 2002 r. Gdyby nawet - dodał - hipotetycznie założyć, iż w lutym 2002 r. nowy kontrakt został podpisany, zacząłby obowiązywać od marca i  potem nie spodobałby się następnemu zarządowi PKN Orlen, to przy 15-miesięcznym okresie wypowiedzenia obowiązywałby praktycznie tylko przez pięć miesięcy (od marca do grudnia jest 10 miesięcy i  w tym okresie ważny był jeszcze stary kontrakt, pozostałoby 5  miesięcy następnego roku do końca okresu wypowiedzenia, kiedy obowiązywałby nowy kontrakt-PAP).

"Tak więc teza o uzależnieniu od J&S na okres 10 lat skraca się do 5 miesięcy. Jeżeli wziąć pod uwagę, że w tym czasie już od 10 lat dostarczaliśmy ropę - to nie ma logiki" - powiedział Smołokowski.

Bo to mobilna firma była

Według Smołokowskiego, przyczyną tego, że dostawy ropy do PKN Orlen przejęła mała spółka J&S, a nie państwowa centrala handlowa Ciech, była "większa mobilność" jego spółki na rynku. "Myśmy kupowali ropę za dolary, bezpośrednio w firmach wydobywczych. Ciech był związany z centralą rosyjską kontraktem zawiązanym jeszcze w ramach RWPG i rozliczanym w rublach transferowych -  tłumaczył. - Nie można rozmawiać tylko raz na rok, trzeba rozmawiać stale, mieć dobre argumenty - dać dobrą cenę i warunki."

Smołokowski zaprzeczył, by firma J&S wpłacała kiedykolwiek środki na konto fundacji Jolanty Kwaśniewskiej "Porozumienie bez barier". "Wpłacała raz żona pana Jankilewicza, która prowadzi własny biznes, ale o to proszę jego pytać" - powiedział. Jak podał, wpłaty 25 tys. zł dokonano 3-4 lata temu.

Według Smołokowskiego, jedyny kontakt J&S z Kancelarią Prezydenta to spotkanie z doradcą ekonomicznym prezydenta Witoldem Orłowskim i szefem gabinetu Markiem Ungierem. "To spotkanie miało charakter biznesowy, a nie kurtuazyjny. Odbyło się po którejś z kolei publikacji prasowej o firmie. Chcieliśmy powiedzieć decydentom nasze zdanie i pokazać, że jesteśmy, istniejemy" - powiedział.

Pytany przez Zbigniewa Wassermanna (PiS), czy w firmie zatrudniał oficerów służb specjalnych, Smołokowski zaprzeczył. "Nie jest mi wiadomo, żeby ktoś z naszych pracowników był ze służb" - powiedział.

Obywatel Smołokowski

Andrzej Grzesik (Samoobrona) interesował się sposobem uzyskania przez Smołokowskiego obywatelstwa polskiego. Pytał o to, czy jego małżeństwo z Polką nie było fikcyjne. "Panie pośle, to bardzo osobiste pytania, miał pan szansę zapytać na niejawnej części. Nie  będę o tym mówił przed kamerami" - mówił świadek. "Ale rozwiódł się pan z tą panią?" - dopytywał jednak Grzesik. "Rozwiodłem" -  potwierdził akcjonariusz J&S.

Grzesik pytał też o wyjazdy na mecze piłkarskie. "Były takie spontaniczne wyloty. Mieliśmy bilety na mecz, mieliśmy transport, to zaprosiliśmy parę osób i lecieliśmy" - tłumaczył Smołokowski. Powiedział, że wśród tych osób był też dziennikarz Tomasz Lis. "Były też inne osoby, ale wiem, że nie te pana interesują" - dodał.

Smołokowski powiedział, że nie wie nic o żadnym śledztwie, ani procederze podwójnego fakturowania w jego firmach. Powiedział też, że nie zna właścicieli firmy BGM, podejrzewanej o kierowanie mafią paliwową. Zapewnił, że J&S nigdy nie finansowała żadnych przedsięwzięć politycznych np. kampanii wyborczej.

Andrzej Aumiller (UP) dociekał, w którym momencie spółka J&S jest właścicielem ropy dostarczanej PKN Orlen. Zastanawiał się, że  skoro właścicielem ropy od momentu wydobycia do momentu dostarczenia jej do granicy jest producent, a po przekroczeniu przez nią granicy jest nim kupujący, to ropa należy do J&S przez "sekundę" w momencie przekraczania granicy.

"Nie jest tak. Ropę kupuje się przecież trzy-cztery miesiące, czy nawet rok wcześniej. Ja nie potrzebuję jej mieć fizycznie" -  odpowiedział Smołokowski.

Powiedział też, że oczywiście ropę można kupować bez pośredników, jeśli kupujący dogada się ze sprzedającym co do wszystkich warunków transakcji. Jeśli - podkreślił - firmy kupują ropę od  J&S, a nie bezpośrednio od producenta, to oznacza, że jest tak dla  nich korzystniej.

Podkreślał, że jeśli doszłoby do takiego porozumienia, nie byłoby żadnego problemu z przesyłem tej ropy do Polski, bo tę sprawę po  rosyjskiej stronie załatwiali producenci ropy.

ks, ss, pap