Konfrontacja świadków ws. Przemyka

Konfrontacja świadków ws. Przemyka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przed warszawskim sądem okręgowym odbyła się konfrontacja milicjantów, którzy brali udział lub byli świadkami wydarzeń związanych z zatrzymaniem i pobiciem Grzegorza Przemyka w maju 1983 roku.
W tym procesie, toczącym się już po raz piąty, na ławie oskarżonych zasiada Ireneusz K. Kolejna rozprawa odbędzie się 7  marca - będzie na niej kontynuowana konfrontacja tym razem tylko funkcjonariuszy ZOMO: Krzysztofa D., Bogusława B., Jana W.-J., Piotra J., którzy doprowadzili Przemyka na komisariat. Weźmie w  niej udział też przyjaciel maturzysty, który został z nim zatrzymany - Cezary F.

Sąd zwróci się także do biegłych by ocenili stan zdrowia i  możliwość przesłuchania b. milicjanta Arkadiusza Denkiewicza, który został już skazany w tej sprawie na dwa lata więzienia.

Grzegorz Przemyk, syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, został pobity przez milicję 12 maja 1983 r. w komisariacie przy ul. Jezuickiej w Warszawie. Zatrzymano tylko jego z całej grupy, świętującej na Starówce zdane egzaminy maturalne. Zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Jak dotąd sądy I instancji cztery razy uniewinniły Ireneusza K. od stawianego mu zarzutu, ale w wyniku decyzji wyższych instancji - także Sądu Najwyższego - sprawa wracała do ponownego osądzenia.

We wtorek przed sądem zeznawało ośmiu byłych milicjantów. Wszyscy twierdzili, że nie pamiętają lub nie widzieli, by Przemyk był bity na komisariacie. Podkreślali jednak, że maturzysta szarpał, wymachiwał rękami i był uspakajany. Pamiętali też jego krzyki.

Jeden z nich (funkcjonariusz, który pracował wówczas w  komisariacie) Józef C. powiedział nawet, że słysząc krzyk Przemyka, wyszedł - "bo nie lubił tego typu sytuacji". Dopytywany przez sąd i prokuraturę nie chciał jednak sprecyzować, o co mu chodzi.

Żaden z funkcjonariuszy nie potrafił też przypomnieć sobie, w  jakim stanie był Przemyk, gdy wezwano do niego pogotowie, niektórzy z nich podkreślali, że wyszedł z komisariatu z  sanitariuszami "o własnych siłach".

Komendant komisariatu Konstanty M. powiedział, że zdecydował się na wezwanie pogotowia ze względu na "wygląd, zachowanie i strój Przemyka". Podkreślał, że chłopak był blady, miał potargane włosy, porozpinane ubranie i był bez butów. Jeden z podwładnych - nie  pamiętał który - miał mu też powiedzieć, że maturzysta szarpał się z zomowcami i że zachowywał się "jak wariat".

Wyjaśnił też, że wezwał pogotowie, bo chciał się Przemyka "pozbyć z komisariatu" - bał się, że jego koledzy mogą próbować go odbić.

Przyjaciel Przemyka Cezary F. powiedział natomiast, że maturzystę biło trzech funkcjonariuszy. Zaczął ten, który doprowadzał chłopaka na komisariat. Do bicia - jak wyjaśnił F. - doszło po  wymianie zdań w sprawie zawieszenia stanu wojennego. Jeden z  milicjantów miał wyciągnąć pałkę by uderzyć chłopca, ten ją złapał - wtedy według relacji F. doszło do bicia.

Jedynym funkcjonariuszem, którego Cezary F. rozpoznał spośród zeznających we wtorek był Krzysztof D.

Prokurator Maria Grabska-Taczanowska oceniając konfrontacje, podkreśliła, że "wszystkie te zeznania układają się w jakąś całość". "Nie chcą mówić wszystkiego, ale z tych sprzeczności, które są układa się materiał, z którego wynika, kto uderzał, kto bił" - podkreślała.

Niezależnie od procesu, własne śledztwo w tej sprawie prowadzi Instytut Pamięci Narodowej. Bada, kto utrudniał wyjaśnienie zbrodni. Planuje postawienie zarzutów w tej sprawie.

ks, pap