Pomnik hipokryzji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Adam Michnik jest twórcą nowego nurtu dziennikarstwa w Polsce, tzw. podsłuchowego. Cztery lata temu nagrał rozmowę z Lwem Rywinem, który domagał się od niego łapówki. Gdy dziś w ten sam sposób spróbowano udokumentować wpływ tajnych służb na powstawanie tekstów w "Gazecie Wyborczej", to okazuje się, że ktoś - zdaniem Michnika - złamał prawo.
Nie po raz pierwszy Adam Michnik i środowisko związane z gazetą, której szefuje, stawia się ponad prawem. Przez lata czytania "Gazety Wyborczej" zapamiętałem, że na początku lat 90. jej autorzy tłumaczyli czytelnikom, że afera FOZZ nie istnieje. Pamiętam również jak "GW" zarzucała Rzecznikowi Interesu Publicznego Bogusławowi Nizieńskiemu, że jest "politycznym sojusznikiem UB i SB" (GW z 10/10/2000). Chociaż wszystkie podnoszone zarzuty były bez dowodów - w myśl zasady audacter culminare semper aliquid haeret (plujcie śmiało, zawsze coś przylgnie) - i okazywały się nieprawdziwe, to "GW" nigdy nie wycofała się ze swoich krzywdzących opinii. Ostatnim przykładem rzetelności przekazu "GW" są insynuacje pod adresem szefa ochrony Gudzowatego Marcina Kosska, że "nie wytłumaczył się" z faktu szkolenia rosyjskich służb specjalnych. Faktu, że "nie wytłumaczył się" on również ze szkolenia jednostek specjalnych USA czy Izraela już gazeta nie podała. Nie pasowałoby do tezy.

Wściekłość naczelnego "GW" jest zrozumiała. Oto okazało się, że także on wierzy w potęgę służb specjalnych w Polsce, chociaż wcześniej niemal każdy kto tak twierdził był przez jego redakcję opisywany jako oszołom czy fantasta. Okazuje się także, że naczelny "GW" akceptuje teksty, których nie rozumie i łatwo przyjmuje tezy dziennikarzy, których później w rozmowach nie broni, godząc się tym samym z sugestią iż mogli działać z niskich pobudek.

Adam Michnik w swych tekstach powoływał się na Marksa pisząc, że historia powtarza się jako farsa. Jego sprzeciw wobec upublicznienia rozmów z Aleksandrem Gudzowatym i żądanie, aby krzywdy, które sam sobie wyrządził ścigał prokurator, rzeczywiście trącą farsą. Prokuratura zapewne sprawę umorzy, a nagłośnienie wniosku dodatkowo zaszkodzi Michnikowi, gdyż potwierdza krążącą o nim opinię iż jest żywym pomnikiem hipokryzji.