Bartosz Czartoryski: Kiedy umawiałem się z tobą na rozmowę, padło hasło, że godzina jest obojętna, oby po jedenastej. Rockmani wcześniej nie wstają?
Krzysztof Sokołowski: Od kiedy pamiętam, chodziłem spać późno, a co za tym idzie, miałem problemy z wczesnym wstawaniem. Granie w Nocnym Kochanku tylko umocniło moje przyzwyczajenia. Nasz zespół kojarzony jest z atmosferą luzu i rock and rolla, więc przynajmniej nikt się nie dziwi, że daleko mi do rannego ptaszka.
Jesteście niewolnikami image’u?
Zazwyczaj ludzie spodziewają się podczas rozmowy ze mną, że będzie śmiesznie, że będą jakieś jaja i powiem coś zabawnego.
Presja, że musisz zawsze rzucić coś dowcipnego też potrafi być deprymująca.
Rzadko się zdarza po koncertach, aby ktoś nie proponował nam wspólnego imprezowania, a często jesteśmy już po prostu zmęczeni i najchętniej poszlibyśmy od razu do hotelu.
Jak to po pracy.
Ale jednak jest pewne wymaganie, żebyśmy ciągle byli poza pracą. Bo nie oczekuje się od nas super powagi i skupienia, tylko żartu ze sceny i gadki z ludźmi, a jak przydarzy się nam jakieś potknięcie, to nikt nie robi nam z tego powodu wyrzutu. Taka łatka lekkoducha ma swoje plusy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze