W pierwotnym zamyśle ten projekt miał być współpracą Krzysztofa Pendereckiego z zafascynowanym jego twórczością Radzimirem Dębskim. Kompozytorzy mieli spotkać się w Lusławicach, gdzie znajdował się dom wielkiego mistrza i gdzie w 2005 roku zostało powołane do życia Europejskie Centrum Muzyki jego imienia. Niestety, śmierć maestra pokrzyżowała te plany, ale Dębski nie porzucił marzenia o zmierzeniu się z muzyką mistrza.
„Hommage – Krzysztof Penderecki” jest nie tylko wyrazem uznania dla wielkiego kompozytora, lecz także przypomnieniem jego zasług i olbrzymiej odwagi, która przesuwała granice tego, co dozwolone w muzyce poważnej.
– Chciałbym, by był to również pomnik „chuligana” muzyki poważnej, wyważającego drzwi, którymi oburzeni ludzie wychodzili później z filharmonii w trakcie takich utworów, jak „De natura sonoris” czy „Tren – Ofiarom Hiroszimy”. To był malarz, człowiek, który projektował chaos, redefiniował dźwięki, wydobywając z orkiestry brzmienia, które nikomu się wcześniej nie marzyły – mówił JIMEK w podcaście „Wprost o Kulturze”.
Czytaj też:
JIMEK: Im więcej podróżuję, tym bardziej polski się staję
Komentarze