Polskie płyty na weekend. Nagość Mazolewskiego, dobrostan i wcale nie stara ramotka

Polskie płyty na weekend. Nagość Mazolewskiego, dobrostan i wcale nie stara ramotka

Wojtek Mazolewski wydał nową płytę „Yugen 2 – Jestem”
Wojtek Mazolewski wydał nową płytę „Yugen 2 – Jestem” Źródło:Materiały prasowe / Agora Digital Music
Co słychać w polskiej muzyce na ostatniej prostej przed wybuchem lata? Słychać całkiem ciekawie i to na wielu frontach. A że weekend jest doskonałym momentem na zapoznanie się nową muzyką, to podrzucam propozycje, które ubogacą coraz cieplejsze, czerwcowe wieczory.

Polska muzyka to kopalnia bez dna. Znajdziemy w niej obszerny katalog emocji o różnej temperaturze, pełen wachlarz gatunków i stylów oraz twórców na różnym etapie kariery i rozwoju osobistego. W tym tygodniu w zestawieniu znalazły się płyty artystów w różnym wieku i posługujących się zupełnie odmiennymi językami muzycznego wyrazu.

Oto polskie płyty na weekend.

Nagim być, więcej nic. Wojtek Mazolewski, „YUGEN 2 – Jestem”

Kiedy tak doświadczony instrumentalista i świetny kompozytor, jak Wojtek Mazolewski nagrywa płytę, oczekiwania sięgają chmur. Na szczęście artysta nie przejmuje się już nazbyt oczekiwaniami wobec siebie samego i swojej twórczości, dzięki czemu oddaje uszom fanów płytę, nagraną z pełną świadomością własnego talentu i umiejętności.

Nie musi się chować za skomplikowanymi kompozycjami i może pozwolić sobie na nieco więcej prostych komunikatów. Jak sam śpiewa jest nagi i do tej – może nie dosłownej – nagości próbuje najwyraźniej zachęcić swoich słuchaczy.

Choć płyta w warstwie muzycznej nawiązuje do mocnych, a miejscami mrocznych psychodelicznych brzmień lat 60. i 70., to jej wydźwięk jest na wskroś pozytywny. W duchowych uniesieniach wspiera Mazolewskiego m.in. jedna z najbardziej natchnionych rusałek polskiej sceny muzycznej Bela Komoszyńska, ale artysta nie ucieka też od mniej oczywistych gości. Już w otwierającym płytę utworze „Jestem, Jestem, Jestem” słyszymy piekielnie zdolnego Szczyla, wyrzucającego do mikrofonu pełnokrwiste rymy.

Mazolewski miesza w stylistycznym kotle, sprawnie łącząc muzykę pobrzmiewającą 60 lat temu na kalifornijskich wzgórzach z nowoczesnym myśleniem o produkcji. A z tego melanżu wychodzi muzyczna pozycja obowiązkowa.