Arek Kłusowski ma „Zaległości w miłości”. „Układanie sobie życia po rozstaniu to karkołomne zadanie”

Arek Kłusowski ma „Zaległości w miłości”. „Układanie sobie życia po rozstaniu to karkołomne zadanie”

Arek Kłusowski
Arek Kłusowski Źródło:Materiały prasowe / Maciej Edelman
Każda strata, każde rozstanie, nie tylko miłosne, ale też przyjacielskie i zawodowe, to niezwykle silne przeżycie. Dla mnie porównywalne do pogrzebu, bo ktoś odchodzi z naszego życia. Następnie pozostaje wiele wspomnień, które o tym kimś przypominają. Układanie sobie życia po czymś takim to karkołomne zadanie – powiedział Arek Kłusowski w podcaście „Wprost o Kulturze”.

4 sierpnia ukazała się już trzecia w ciągu ostatnich czterech lat płyta Arka Kłusowskiego zatytułowana „Zaległości w miłości”. Artysta znany szerszej publiczności z programu „The Voice of Poland” podkreśla, że droga do trzeciego albumu nie była najłatwiejsza.

– W cztery lata udało mi się nagrać trzy płyty. Z każdą wiąże się dużo perypetii i wykolejeń. Krótko po wydaniu pierwszej płyty zmieniłem wytwórnię, drugą wydałem na krańcu pandemii, ale nie mogliśmy jej ograć na festiwalach i koncertach, bo wszystko było jeszcze zamknięte i świat funkcjonował w określonym reżimie sanitarnym. Nie miałem więc przesytu pracy, a teraz w końcu mam możliwość, żeby nowy album wydać w odpowiednich warunkach i bez przeszkód – powiedział gość podcastu „Wprost o Kulturze”.

„Zaległości w miłości” Arka Kłusowskiego. „To nie jest wielkomiejski, warszawski, hipsterski album”

Podcast "Wprost o Kulturze" powstaje we współpracy ze Studiem PLAC.

Arek Kłusowski bez kompromisów

Artysta opowiadając o swojej dotychczasowej karierze przyznaje, że miewał momenty zwątpienia i zastanawiał się nad zupełnie inną życiową drogą. – Parę lat temu zastanawiałem się, co zrobić ze swoim życiem. Miałem wówczas dużo propozycji udziału w różnych programach telewizyjnych – opowiada.

Na szczęście dla fanów muzyka, Arek zdecydował się wytrwać w swoim artystycznym marzeniu i postanowił konsekwentnie realizować swoją największą pasję. – Muzyka wciąż stymuluje mnie do działania i to jest najfajniejsze. Nie mam też parcia, żeby być w okładkowo-telewizyjnym shobiznesie. Robię to, czego chce i nikomu nie ulegam. Jestem bezkompromisowy, bo moje nazwisko to marka, na którą pracować będę przecież całe życie – podkreśla.

Na drodze do samorealizacji Arek usłyszał głosy przypisujące mu porażkę, ale nie przejął się nimi, bo – jak sam mówi – jest świadom swojej wartości i nie zamierza poddać się w obliczu niepochlebnych opinii.

Niektórzy próbują mnie podejść i pytają, czy nie czuję się przegrywem, bo przecież już od dziesięciu lat wykonuję tę pracę, a wciąż nie gram na największych scenach. Ja jednak czuję się szczęśliwy, czuję się fair w stosunku do samego siebie. Czuję też, że mam jeszcze bardzo dużo do zrobienia i nie osiadam na laurach, by odcinać kupony.

Ból, który nie znika

Na swojej najnowszej płycie Kłusowski opowiada historie, dla których wspólnym mianownikiem jest miłość. Są tu chwile wypełnione radością i uniesieniami, jest również proza życia, jest też miejsce na rozstania i „zmianę adresu”. Opowiadając o nich muzyk podkreśla, że rozstania to dla niego niezwykle trudne doświadczenia, z którymi wciąż jeszcze nie nauczył się sobie radzić.

Czytaj też:
Kaśka Sochacka: Pisanie jest dla mnie rodzajem autoterapii

– Każda strata, każde rozstanie, nie tylko miłosne, ale też przyjacielskie i zawodowe, to niezwykle silne przeżycie. Dla mnie porównywalne do pogrzebu, bo ktoś odchodzi z naszego życia. Następnie pozostaje wiele wspomnień, które o tym kimś przypominają. Układanie sobie życia po czymś takim to karkołomne zadanie – mówi Kłusowski.

Psychologia, opisując rozpad związku czy śmierć, mówi, że nie da się zapomnieć i przyzwyczaić do nagłej nieobecności. To pozostaje w nas na zawsze, ale po prostu z czasem oswajamy się z tą stratą. Moim zdaniem to jest przyzwyczajenie się do bólu, który nigdy nie znika.

To nie jest wielkomiejska, hipsterska płyta

Muzyk zaznacza, że swoją najnowszą płytą chce przebić się do szerszego grona odbiorców. Podkreśla, że tym razem zdecydował się pisać prostsze piosenki, w których każdy może odnaleźć coś dla siebie. – Chciałem tymi piosenkami dotrzeć do wszystkich młodych ludzi, którzy, do tej pory myśleli o mnie jak o kolesiu otoczonym jakąś niebezpieczną aurą – powiedział.

Czytaj też:
O niej będzie głośno. Daria ze Śląska: Dziwactwo siedzi we mnie od zawsze

Jednocześnie pochodzący z Podkarpacia, artysta zaznacza, że jego najnowszy materiał skierowany jest głównie do młodych osób z mniejszych miejscowości. Kłusowski ma nadzieję, że "Zaległości w miłości" podniosą na duchu osoby, które szukają ukojenia i wsparcia w trudnych życiowych momentach.

To nie jest wielkomiejski, warszawski, hipsterski album, tylko album dla każdego, kto przeżył kiedyś jakąś katastrofę i jest w momencie wyjścia na prostą lub na chwilę przed wielką życiową rewolucją. Dzieląc się nią pokazuję, że przeszedłem coś podobnego i jeśli choć jeden utwór pomoże komuś przetrwać trudny czas albo będzie dla kogoś zalążkiem dobrej decyzji, to będzie to dla mnie emocjonalna multiplatyna.

Czytaj też:
Bartek Królik: Czasy nie są łaskawe dla czterdziestolatków w szołbiznesie. To pochodna „ok boomer”
Czytaj też:
Mazolewski dla „Wprost”: Chciałbym, żebyśmy przestali mieć poczucie, że nasz głos nie ma znaczenia