Eposowy przełom

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Beowulf" to zapowiedź kolejnej rewolucji w kinie. Forma jeszcze niedoskonała, ale świetnie pokazuje, w którym kierunku X muza będzie zmierzać.
Jeśli ktoś oczekiwał filmu na miarę „Władcy pierścieni", może poczuć się rozczarowany - „Beowulf” na pewno takich porównań nie wytrzyma. Głównie przez brak konsekwencji. Robert Zemeckis wziął się za ekranizację najstarszego eposu angielskiego (spopularyzowanego przez J.R.R. Tolkiena, autora „Władcy…”).  Z tym, że nie do końca wiedział, co z tym filmem zrobić. Początkowo przypomina on bajkę dla dzieci o superbohaterach. Później fabuła zaczęła ewoluować w kierunku rozważań o konsekwencjach decyzji podjętych za młodu i ciężarze władzy. Reżyser zaserwował nam całość w konwencji kina przygodowego; co chwila mamy pościgi i starcia na różnego rodzaju bronie. Mnóstwo atrakcji, z których niekoniecznie wynika coś sensownego.

Ale „Beowulf" ma jedną cechę szczególną. Zemeckis w wyjątkowy sposób wykorzystuje efekty specjalne, zwłaszcza trójwymiarową animację i możliwość cyfrowego retuszowania bohaterów. W „Beowulfie” trudno określić, na ile bohaterowie są grani przez aktorów, a na ile wykreowani przez komputer na podobieństwo Angeliny Jolie, czy Anthony’ego Hopkinsa. Tę rewolucję zapoczątkował „Władca pierścieni” – Gollum z tego filmu był całkowicie stworzony w komputerze. W „Beowulfie” większość bohaterów jest poddanych większemu lub mniejszemu retuszowi komputerowemu, w dodatku zgodziły się na to największe hollywoodzkie gwiazdy.

 Na pewno w tym kierunku pójdzie kino. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, że w jednym dziele wystąpią obok siebie – komputerowo wskrzeszeni – Marlon Brando, Marylin Monroe i Elvis Presley. Pozostaje tylko określić, w jakim zakresie reżyserom będzie wolno korzystać z wizerunku gwiazd. Prawnicy będą mieli gigantyczne pole do popisu.

"Beowulf", reż. Robert Zemeckis, USA, 2007