Show i szok

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wydawało mu się, że zmienia świat na lepsze. Działalność Boba Geldofa, który zorganizował Live Aid, największy charytatywny koncert w historii, stała się przykładem wykorzystania dobrych intencji do niecnych celów.

Od wzniosłości do śmieszności jest tylko jeden krok – ta maksyma, przypisywana Napoleonowi Bonapartemu, sprawdza się w przypadku wielu aktywistów organizujących akcje charytatywne czy oddolne inicjatywy polityczne. Większość z nich ma dobre intencje, daje się jednak ponieść wybujałemu ego i uważa, że uwielbienie tłumów stawia ich poza prawem do publicznej krytyki czy kontroli. Przykłady Jurka Owsiaka, nerwowo reagującego na najprostsze pytania dotyczące jego działalności, czy Pawła Kukiza, nieufnie traktującego nawet swoje najbliższe polityczne otoczenie, pokazują, jak podle czasem mogą być wykorzystane szczytne, acz naiwne próby naprawiania świata przez artystów. Równo 30 lat temu irlandzki muzyk przejął na siebie rolę autorytetu moralnego, organizując Live Aid. To lekcja dla każdego artysty, który błądzi marzeniami dalej niż jego muzyka. – Dawać te pieprzone pieniądze! – wrzeszczał Bob Geldof podczas największej w dziejach transmisji telewizyjnej, którą oglądało ponad półtora miliarda ludzi w stu krajach świata 13 lipca 1985 r. Live Aid miało zebrać fundusze dla ofiar głodu w Etiopii. Impreza przeszła do historii jako wielka feta z występami Queen, duetu Micka Jaggera i Davida Bowiego czy Phila Collinsa, który najpierw wystąpił w Londynie, a potem wsiadł w concorde’a, by zagrać w Filadelfii na perkusji w reaktywowanym specjalnie na tę okoliczność zespole Led Zeppelin.

Więcej możesz przeczytać w 29/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.