Eksperci oszacowali szkody powstałe w wyniku ataku na wystawę na kilkadziesiąt tysięcy euro. Prezes Fundacji Pruskiego Dziedzictwa Kulturowego Klaus-Dieter Lehmann wykluczył polityczny motyw ataku, mimo że wystawa wzbudziła liczne kontrowersje ze względu na pokrewieństwo właściciela kolekcji z przemysłowcem Friedrichem Flickiem, związanym z Trzecią Rzeszą. Jak oznajmił Lehmann, sprawczyni incydentu jest znana policji - już wcześniej wielokrotnie atakowała ludzi i niszczyła rzeczy.
Krytycy zarzucają Flickowi, że kolekcjonuje dzieła sztuki za pieniądze odziedziczone po dziadku, który zawdzięczał swoją fortunę współpracy z nazistami. Friedrich Flick wzbogacił się na dostawach broni dla Trzeciej Rzeszy, przejął majątek skonfiskowany niemieckim Żydom, a w czasie drugiej wojny światowej zatrudniał robotników przymusowych. Ani Friedrich Flick, ani jego wnuk nie wypłacili ofiarom nazizmu żadnych odszkodowań.
Przedstawiciele niemieckiego rządu uważają, że Friedricha Christiana Flicka, który w chwili zakończenia wojny miał dziewięć miesięcy, nie można obarczać winą na zbrodnie dziadka. Właściciel kolekcji sztuki nie przekazał co prawda pieniędzy na fundację odszkodowawczą dla robotników przymusowych, lecz założył własną fundację przeciwko ksenofobii i nietolerancji. Zwolennicy wystawy uważają, że nie należy mieszać sztuki z historią rodziny Flicków.
W muzeum zaprezentowano 400 prac z liczącej 2,5 tys. obiektów kolekcji, która pochodzi z drugiej połowy XX w. Wystawę otworzył we wtorek wieczorem kanclerz Gerhard Schroeder.
em, pap