Nie rozmawiam o zabijaniu

Nie rozmawiam o zabijaniu

Rozmowa z gen. ROMANEM POLKO, byłym szefem jednostki specjalnej GROM
WPROST LIGHT: Chciał pan być komandosem czy tak wyszło?

ROMAN POLKO: Wiadomo, że jak już się szło do wojska, to nikt nie chciał być zapyziałym piechocińcem. Każdy chciał być albo spadochroniarzem, albo lotnikiem. Do lotnika nawet nie podchodziłem, bo lotnicy muszą mieć świetne zdrowie i co roku przechodzą szczegółowe badania lekarskie. Nigdy się nie wie, czy w pewnym momencie z powodu błahego zapalenia ucha nie trzeba będzie odejść. Więc dla świętego spokoju zdecydował pan się na spadochroniarstwo?

W Tychach, gdzie się urodziłem, komandosi z VI Brygady Desantowo-Szturmowej wykonywali skoki spadochronowe na pobliskie jezioro i chłopaki były w nich zapatrzone. Bawiliśmy się w tych komandosów i tak mi zostało.

Wciąż się pan bawi?

Coś w tym jest. Czasem się śmieję, że w życiu nie przepracowałem ani dnia – wszystko robiłem dla frajdy i spełnienia marzeń. Ktoś mądry powiedział przecież, że faceci nie wyrastają z dziecięcych zabaw, tylko zabawki im się zmieniają. U mnie to się sprawdza. Prowadziłem raczej podwórkowy tryb życia. Przejmowałem inicjatywę wśród chłopaków, w szkole byłem drużynowym w harcerstwie. Potem stworzyłem nieformalną drużynę podwórkową, gdzie wszyscy mieli stopnie wojskowe.

Całą rozmowę z Romanem Polko znajdziesz w czwartkowym wydaniu Wprost LightGaleria:
Roman Polko