Schetyna porównuje Tuska z prezesem PiS. „Kaczyński nie miał żadnych hamulców”

Schetyna porównuje Tuska z prezesem PiS. „Kaczyński nie miał żadnych hamulców”

„Historia pokolenia. Grzegorz Schetyna w rozmowie z Cezarym Michalskim”
„Historia pokolenia. Grzegorz Schetyna w rozmowie z Cezarym Michalskim” Źródło: Wydawnictwo Poltext
O relacjach między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną, krążą legendy. Szczegóły tej znajomości ujawnia lider PO w książce „Historia pokolenia”. Polityk porównuje szefa Rady Europejskiej z prezesem Prawa i Sprawiedliwości. W książce wspomina także swoje dzieciństwo.

„Grzegorz Schetyna opowiada historię jednego pokolenia – generacji, do której sam należy. Ludzi urodzonych w latach sześćdziesiątych XX wieku, dla których dzisiaj przychodzi czas pierwszych biograficznych rozliczeń” – czytamy w opisie książki „Historia pokolenia. Grzegorz Schetyna w rozmowie z Cezarym Michalskim”. Pozycja ukaże się 31 maja 2019 roku nakładem Wydawnictwa Poltext.

Przeczytaj przedpremierowe fragmenty

„RODZICE BYLI W AK”

Jedni uciekają z domu, inni za nim tęsknią. Jak to było u ciebie?

Ja jestem z tych drugich.

Twój pierwszy zapamiętany obrazek z dzieciństwa?

Opole, mieszkam z rodzicami i starszym bratem w poniemieckim dwupiętrowym bloku zbudowanym przed wojną na mieszkania dla urzędników. Centrum miasta, podwórko i sąsiad emerytowany milicjant. Nasza rodzina jest bardzo antykomunistyczna, więc wieczorami słuchamy z ojcem Wolnej Europy. My słuchamy, ale boimy się, że sąsiad podsłuchuje. O każdej pełnej godzinie RWE emituje sygnał: „Tu Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa”. I o każdej pełnej godzinie ojciec ma „atak” kaszlu.

Czyli można powiedzieć, że zagłuszał Wolną Europę.

Zgadza się, zagłuszał przed sąsiadem.

Dom jest antykomunistyczny i jaki jeszcze?

Klasyczny, nauczycielski. Ojciec w Poznaniu kończył biologię i chemię, mama AWF i polonistykę we Wrocławiu. Do Opola trafili w 1952 roku z nakazem pracy. I jeszcze jedna ważna rzecz z mojego dzieciństwa: cały nasz dom był przesiąknięty miłością do Lwowa i Kresów, bo ojciec stamtąd pochodził.


„CZYJA JEST POLSKA?”

O czym jeszcze rozmawialiście?

O wszystkim. Ja Tuska wcześniej nie znałem, może się nasze drogi przecięły w Gdańsku, w czasach konspiracji, ale z tamtych czasów bardziej kojarzyłem Jana Krzysztofa Bieleckiego czy ludzi pracujących dla Lecha Kaczyńskiego w Komisji Krajowej „Solidarności”, np. Przemysława Gosiewskiego. Tymczasem od razu zaczęliśmy rozmawiać z Donaldem, jakbyśmy się znali od lat. W Warszawie on miał pokój chyba na Klonowej, bo mieszkał w Gdańsku i stamtąd przyjeżdżał. Umówiliśmy się tam i zaczęliśmy rozmawiać o polityce, o życiu, o wszystkim.

Przyjaźń od pierwszego wejrzenia?

Można tak powiedzieć.

W tamtym momencie, około 1990 roku, tworzą się podziały i klarują obozy, które do dzisiaj pozostały w grze. Nasze pokolenie, mające zawsze kłopoty z wyłonieniem własnych liderów, obstawia wtedy Jarosława Kaczyńskiego albo Donalda Tuska. Dlaczego ty wybierasz Tuska?

My w NZS-ie myśleliśmy na samym początku o stworzeniu jakiejś własnej formacji, bardziej pokoleniowej, na podobieństwo węgierskiego Fideszu, ale później faktycznie skończyło się na tym, że jedni poszli do Kaczyńskiego i Olszewskiego, a inni – jak ja czy Halicki – wraz z nieco starszymi „gdańskimi liberałami” tworzyliśmy KLD. A z Donaldem zbliżyło mnie okcydentalne, prozachodnie podejście – dziś byśmy powiedzieli proeuropejskie. Myśmy byli ludźmi, dla których wolność była bardzo ważna i właśnie dlatego uważaliśmy, że nie wolno jej używać tylko jako hasła, które się wykrzyczy, ale nie będzie miało żadnych konsekwencji.

To znaczy?

Wolność trzeba wyrazić i utrwalić w instytucjach. Nie tylko politycznych, nie tylko w odbudowie parlamentarnej demokracji czy samorządu. Ale także w gospodarce – poprzez wolny rynek i własność prywatną. Okazało się, że on także czytał Hayeka, von Misesa, a z Polaków Mirosława Dzielskiego. Dla niego, tak samo jak dla mnie – również po tym, co już zobaczyłem, pracując w Urzędzie Wojewódzkim – liberalizm, prawne gwarancje wolnego rynku, własność prywatna dana ludziom to były odpowiedzi zarówno na katastrofę PRL-owskiego komunizmu, jak i na najgorsze patologie tego, co już się działo, czyli takiego dzikiego politycznego uwłaszczania się różnych kolesi, które też zresztą nie prowadziło do zdrowego kapitalizmu, bo ludzie czy partie, które się uwłaszczały, całe ryzyko pozostawiały państwu, a same chciały mieć z tego tylko zyski.

Donald Tusk to był jednak ktoś zupełnie inny niż Jarosław Kaczyński, który potrafił zaatakować każdego, iść z każdym, uwłaszczać swoją partię, kiedy mu to pasowało, a jednocześnie bardzo radykalnie atakować za to samo innych. Taki sam był zawsze jego stosunek do państwa i prawa, do instytucji w ogóle.

Nihilistyczny?

To, co pasowało jemu i jego partii, było dobre, co mu przeszkadzało, było złe. Taki sam był jego stosunek do ludzi – mógł iść z każdym, a potem mógł każdego w najbrutalniejszy sposób likwidować.

Donald Tusk też się tego w końcu nauczył. Jak był bardziej ideowy i lepszy dla ludzi, to o mało co nie został wyeliminowany z polityki w ogóle. Hibernował w jakimś gabinecie wicemarszałka Senatu, przegrywał boje w Unii Wolności, nawet Paweł Piskorski mu wchodził na głowę.

W 1990 roku, mając do wyboru Tuska i Kaczyńskiego, nie miałem wątpliwości. Po jednej stronie był człowiek ideowy, a prywatnie po prostu fajny. A po drugiej stronie nihilista, w dodatku wobec ludzi raczej nieprzyjemny.

A jako niedawny radykał nie miałeś do Kaczyńskiego sympatii?

Kaczyński nie był radykałem w żadnej ideowej kwestii. On był radykalny wyłącznie w wyborze metod walki o władzę, tu od samego początku nie miał żadnych hamulców. Natomiast radykałem „antykomunistycznym” czy „katolickim” stawał się wyłącznie wtedy, kiedy chciał z tego paragrafu wykończyć jakiegoś swojego konkurenta. Zazwyczaj zresztą z własnego obozu.

Czytaj też:
Tą sprawą żyła cała Polska. Kto stoi za wstrząsającym zabójstwem Iwony Cygan?