Gdyby ktoś chciał wydać w Polsce opasłe tomiszcze wspomnień Angeli Merkel, to zamiast oryginalnego tytułu niemieckiego „Freiheit”, czyli „Wolność”, proponowałbym bardziej frywolne: „O Angeli, co się prawdzie nie kłania”.
700 stron opublikowanej właśnie w Niemczech książki składa się głównie na świadectwo wolności od jakiejkolwiek refleksji i wyrzutów sumienia ze strony byłej pani kanclerz.
Osoba, która jak nikt inny w Europie przyłożyła rękę do reaktywacji rosyjskiego imperializmu, torując Putinowi drogę do wywołania wojny, skupia się głównie na przekonywaniu świata, że to nie ona.
Nie ona, tylko koalicyjni socjaliści wykastrowali Bundeswehrę z pieniędzy, nie ona torpedowała wypracowanie wspólnego, asertywnego stanowiska Europy wobec Rosji, tylko Amerykanie, rozgrywający podziały wewnątrz UE. Nie ona też, tylko chciwy rynek, forsował nieszczęsny Nord Stream 2. Tutaj jednak jej linia obrony się rozjeżdża.
Merkel przyznaje bowiem jednocześnie, że Nord Stream był dla Niemiec na tyle dobrym projektem, żeby uznać go za kluczowy element niemieckiej polityki wschodniej. Warto to podkreślić grubym, jaskrawym markerem dla tych naiwniaków, którzy dawali wiarę upartym zapewnieniom Berlina, że rząd federalny nie ma z bałtycką rurą Gazpromu nic wspólnego, bo to czysto prywatne, biznesowe przedsięwzięcie.
Masowo głosujących obecnie na skrajnie prawicową partię AfD Niemców zdziwi za to wyznanie Merkel, że to nie ona jest winna tragicznych dla Niemiec skutków politycznych kryzysu migracyjnego. Winni wedle niej, są sami Niemcy, bo nie poradzili sobie z integracją zaproszonych przez nią przybyszów...
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.