Sojusz opozycji w wyborach samorządowych? Nie wszyscy pałają entuzjazmem

Sojusz opozycji w wyborach samorządowych? Nie wszyscy pałają entuzjazmem

Głosowanie w wyborach, zdjęcie ilustracyjne
Głosowanie w wyborach, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Newspix.pl / Artur Gierwatowski
Politycy dotychczasowej opozycji prowadzą rozmowy w sprawie utworzenia wspólnej listy w wyborach samorządowych. Pojawiają się wątpliwości, czy realizacja takiego scenariusza jest możliwa.

Choć od wyborów parlamentarnych minął niewiele ponad miesiąc, politycy już szykują się do kolejnej kampanii. Wiosną przyszłego roku odbędą się bowiem wybory samorządowe.

Zdobycie władzy w sejmikach wojewódzkich

Z ustaleń „Gazety Wyborczej” wynika, że politycy Koalicji Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Polski 2050 i Lewicy prowadzą rozmowy ws. utworzenia jednej listy.

Celem jest przede wszystkim utrzymanie lub zdobycie władzy w jak największej liczbie sejmików wojewódzkich. Zdaniem rozmówców „Gazety Wyborczej”, odbicie Prawu i Sprawiedliwości większości sejmików ma doprowadzić do rozpadu tego ugrupowania.

— Jeśli pokonamy Prawo i Sprawiedliwość w regionach, to partia Kaczyńskiego zacznie się sypać. Oni się po prostu rozpadną, nic z nich nie zostanie, ponieważ to organizacja związana z etatami w samorządowych spółkach i urzędach. Kiedy zabraknie fuch, nastąpi wielki exodus – skomentował anonimowo jeden z polityków KO.

„Nie sądzę, żeby idea jednej listy się ziściła”

Politycy mniejszych ugrupowań podchodzą do tej inicjatywy z mniejszym entuzjazmem. Działaczka PL 2050 tłumaczyła, że jej ugrupowanie zdecyduje się prawdopodobnie na start do sejmików tylko w sojuszu z PSL.

— Nie sądzę, żeby idea jednej listy się ziściła, ponieważ Władek Kosiniak-Kamysz za żadne skarby nie wpuści swoich ludzi w koalicję z Lewicą. Nie wiemy też, jak zachowają się nasi koledzy z Razem, którzy nie weszli do koalicji rządowej — uzupełnił poseł Nowej Lewicy.

Wspólni kandydaci na prezydentów miast?

Najmniej prawdopodobny wydaje się scenariusz wystawienia wspólnych kandydatów w wyborach na prezydentów największych miast, np. Warszawy, Gdańska czy Wrocławia, co wynika z dwóch czynników.

Po pierwsze, każdej z partii zależy na budowaniu rozpoznawalności w oparciu o własnych kandydatów. Po drugie, kandydaci PiS na prezydentów największych miast mają niewielkie szanse na wygraną.

Czytaj też:
Ta decyzja miała być dyskutowana za zamkniętymi drzwiami. Rzecznik PiS komentuje

Czytaj też:
Po 21 latach Kraków może mieć nowego prezydenta. Pojawiły się zaskakujące doniesienia

Źródło: Gazeta Wyborcza