Magdalena Frindt, „Wprost”: Po sześciu kadencjach w Sejmie kończy się pana przygoda z Wiejską. W mediach pojawiają się nagłówki ze słowem: „sensacja”.
Tadeusz Cymański: Bez przesady. Moim zdaniem można mówić co najwyżej o pewnym zaskoczeniu, może nawet o niespodziance, ale na pewno nie o sensacji. Konkurencja była bardzo duża, miałem na liście kilku naprawdę bardzo mocnych kontrkandydatów. I co prawda nie najgorsze, ale jednak dopiero piąte miejsce na liście. Poza tym w polityce, jak zresztą we wszystkim, trzeba mieć szczęście. A przegrałem naprawdę minimalnie.
Do uzyskania mandatu zabrakło panu równo 100 głosów.
Sześć razy startowałem w wyborach do Sejmu i zawsze z sukcesem. W tych wyborach siódemka nie okazała się dla mnie liczbą szczęśliwą, zaliczam porażkę. Jeżeli tak można powiedzieć – porażkę w dobrym stylu, z bardzo silnym, doświadczonym konkurentem, wiceministrem kultury i dziedzictwa narodowego Jarosławem Sellinem. Gratuluję mu zdobycia mandatu.
Nie ma w panu negatywnych emocji?