Polaków rozmowy o eurokonstytucji

Polaków rozmowy o eurokonstytucji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polscy szerpowie jadą w poniedziałek pierwszy raz do Berlina, by opowiedzieć, co według Polski powinno znaleźć się w nowym, unijnym traktacie zastępującym odrzuconą dwa lata temu eurokonstytucję - zapowiada "Gazeta Wyborcza" w tekście "Polaków rozmowy o eurokonstytucji". Miano szerpów, jak mówią w Berlinie i Brukseli, pochodzi od plemienia z Himalajów. Szerpa to wysokogórski tragarz przenoszący ładunki w te miejsca, gdzie tradycyjny transport nie dociera. Unijny szerpa na swych plecach ma przytargać kompromis w trudnej i dzielącej UE kwestii nowego traktatu. Jest to więc zadanie dla silnych, odpornych ludzi, którym szefowie ufają. Nasi szerpowie, czyli pełnomocnicy prezydenta ds. negocjacji unijnego traktatu szefowa UKIE Ewa Ośniecka-Tamecka i Marek Cichocki, spotkają się w poniedziałek 29 stycznia z niemieckim negocjatorem Uwe Corsepiusem. Prowadzi on od 23 stycznia do 2 lutego w Berlinie rozmowy z szerpami narodowymi. Niemcy, którzy za cel swego przewodnictwa postawili pchnięcie do przodu sprawy nowego traktatu, nie ukrywają, że stanowisko Polski jest dla nich największą tajemnicą. I trudno się dziwić, bo w Polsce jest to tajemnica niemalże państwowa. Według informacji "GW" szefowa MSZ Anna Fotyga zakazała polskim szerpom publicznego wypowiadania się na temat tego, co według Warszawy powinno znaleźć się w nowym traktacie. Oficjalnie polskie stanowisko ma być przedstawione po 20 lutego tego roku. W piątek prezydent Lech Kaczyński mówił, że stanie się to na początku marca. Wówczas, po drugiej rundzie konsultacji szerpów z 27 krajów UE, zacznie powstawać zarys tzw. deklaracji berlińskiej przygotowywanej na uroczyste obchody 50-lecia Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, poprzedniczki Unii Europejskiej. Polska chce, by w deklaracji znalazło się odwołanie do wartości chrześcijańskich. Podobny passus mógłby zdaniem min. Fotygi być zamieszczony w nowym traktacie. Podobnego zdania jest zresztą kanclerz Niemiec Angela Merkel. Nie trzeba być jasnowidzem, by zgadnąć, na jakie sprawy będzie zwracał uwagę mandat negocjacyjny polskich szerpów, i co usłyszy Berlin. Wystarczy uważnie prześledzić wypowiedzi prezydenta Kaczyńskiego i szefowej dyplomacji Anny Fotygi o UE. I tak bracia Kaczyński chcieliby, aby nowy traktat nie nazywał się konstytucyjnym (mógłby np. nosić miano podstawowego). Chcieliby też, aby nie ograniczano zbytnio prawa weta, a w samym tekście znalazły się zapisy: o "wojskowym wymiarze UE" (nazywają to często europejską armią), solidarności energetycznej (pomocy, jakiej członkowie UE udzielaliby sobie nawzajem w razie odcięcia dostaw energii), socjalnym wymiarze UE (konieczność zagwarantowania praw pracowniczych). PiS nie chce, by Polska straciła pozycję w układzie sił, jakie daje jej obowiązujący (jeszcze do 2009 r.) traktat z Nicei. Uważa, że ma dzięki niemu możliwość skutecznego forsowania swych interesów i blokowania posunięć dużych krajów, gdyby były niekorzystne dla Polski. Niemcy zaś będą starali się, aby w nowym traktacie obowiązywał mechanizm podejmowania kluczowych decyzji w Unii, który wcześniej przewidywała konstytucja - przewiduje "GW".